Gotham: sezon 2, odcinek 6 – recenzja
Data premiery w Polsce: 18 listopada 2024Po kilku realizacyjnych i fabularnych wpadkach Gotham wraca (znów?) na odpowiednie tory. Opowiadana historia potrafi zaciekawić, a bohaterowie przestają być tylko papierowymi figurami.
Po kilku realizacyjnych i fabularnych wpadkach Gotham wraca (znów?) na odpowiednie tory. Opowiadana historia potrafi zaciekawić, a bohaterowie przestają być tylko papierowymi figurami.
Historia Firefly jest jedną z tych, na które czekałem od dawna w Gotham – pełna dramaturgii i ciekawego podłoża. Na dodatek cała układanka zaczyna się gdzieś tam na górze, poprzez decyzje Galavana i Pingwina, ale to tylko zwiększa zainteresowanie ukazywaną historią. Oto na naszych oczach, odrobinę z przypadku, z drugiej jednak strony także i z wyboru, rodzi się mściciel, który w stroju przypominającym owada próbuje wymierzać sprawiedliwość na własną rękę. Musi uciekać przed policją i znajduje swojego sprzymierzeńca w osobie Seliny Kyle. Przypomina Wam to coś?
Aż szkoda, że wątek Bridget Pike trwa tylko dwa odcinki, bo rozwinięcie tej dramaturgii mogłoby zaowocować najbardziej przejmującymi (a co za tym idzie - także najlepszymi) odcinkami Gotham. Szybkie pozbywanie się antagonistów jest nadal największą bolączką serialu… choć zapewne z Firefly jeszcze się kiedyś spotkamy. Na szczęście druga kwestia, która wyszła przy okazji tego śledztwa, wybrzmiewa coraz głośniej – chodzi oczywiście o zasady pracy Nathaniela Barnesa, który wydaje się być jeszcze bardziej restrykcyjnym policjantem niż Jim Gordon. Jego etyka i poczucie moralności oczywiście dość zabawnie koresponduje z jego najsłynniejsza rolą Vica Mackye, jednak nie widzę tutaj przypadku – tym bardziej postać Barnesa dobrze zgrywa się z emploi Michaela Chiklisa, który w tej roli spisuje się całkiem przyzwoicie.
Najciekawsze jednak w szóstym odcinku jest to, jak sporo miejsca poświęca się bohaterom. Relacje James-Selina nie dość, że nakreślają obraz głównego bohatera jako policjanta umoczonego w mafijne sprawy Pingwina, to ujawniają też kolejne skazy Gordona – niesłowność, gdy rzuca obietnice bez pokrycia. Trudno w tym przypadku traktować Jima jako „tego dobrego” – ta dobra postać w By Fire spłonęła od własnej broni. Gdzieś tam z tyłu można obserwować mało krzywdzące wątki Bruce’a Wayne, co traktuję jako plus, a Edward Nygma znów zaczyna brylować – aż szkoda, że scena pod koniec odcinka nie została bardziej podrasowana, by mocniej uświadomić widzom, że w Nygmie drzemie tak naprawdę spore okrucieństwo. Te wątki ładnie zlepiają się w półminutową sekwencję tuż przed epilogiem, który zapewne zostanie rozszerzony w kolejnych odcinkach.
[video-browser playlist="757509" suggest=""]
Nie może być jednak zbyt wspaniale, prawda? Trzeba więc dodać Pingwina, Butcha, Theo i ich fascynującą intrygę, by upiększyć całkiem przyzwoity odcinek. Wyobrażam sobie, że matka Oswalda przez cały czas pobytu w zamknięciu patrzy się przerażona na ekran i wydaje dziwne jęki – nie widzę innej opcji. Czekam, aż ta historia wreszcie się zakończy – albo uwolnieniem, albo (lepsza opcja) śmiercią matki. Nie dość, że pozbędziemy się irytującej postaci, to Pingwin będzie mieć fantastyczną motywację, by dorwać Galavana.
Czytaj również: Gotham – Hugo Strange i Nora Fries obsadzeni
Nie zmienia to jednak faktu, że po raz pierwszy od roku jestem całkiem ciekawy tego, co wydarzy się w kolejnych odcinkach Gotham. Co stanie się z Nygmą? Jak „śmierć” Bridget wpłynie na pracę Gordona i jego relację z Seliną? Nawet trening Bruce’a i uruchomienie komputera zaczynają iść w jakąś konkretną stronę… nie mówiąc już o wątku miłosnym, który zawsze urozmaica takie historie. Oczywiście doświadczenie mi mówi, że nie mam się na co nastawiać, jednak gdzieś po kryjomu trzymam kciuki za kolejne odcinki.
Poznaj recenzenta
Jędrzej SkrzypczykKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1987, kończy 37 lat
ur. 1981, kończy 43 lat
ur. 1982, kończy 42 lat