Gotham: sezon 3, odcinek 18 i 19 – recenzja
Gotham balansuje cały czas na granicy. Z jednej strony oferuje nam kilka interesujących wątków, a z drugiej potrafi zirytować pójściem na skróty, czy też mało logicznymi wydarzeniami. Oczywiście to serial na podstawie komiksu, a w nich logika często schodzi na dalszy plan, niemniej czasem wypadałoby nie kpić sobie z widza.
Gotham balansuje cały czas na granicy. Z jednej strony oferuje nam kilka interesujących wątków, a z drugiej potrafi zirytować pójściem na skróty, czy też mało logicznymi wydarzeniami. Oczywiście to serial na podstawie komiksu, a w nich logika często schodzi na dalszy plan, niemniej czasem wypadałoby nie kpić sobie z widza.
Być może to bardzo surowe podejście do pewnych kwestii, ale niestety momentami zęby zgrzytały i chciało się po prostu wyłączyć serial. Co nie oznacza, że dwie ostatnie odsłony – Heroes Rise: Light the Wick i Heroes Rise: All Will Be Judged były złe, a twórcy powinni za nie przepraszać. Gotham to solidna produkcja, która nadal trzyma pewien ustalony poziom. Są po prostu „momenty”.
Takim momentem była scena z sobowtórem Bruce'a Wayne'a, który – co chyba musiało wszystkich zaskoczyć, nie miał żadnych problemów z powaleniem przecież świetnie wyszkolonego Alfreda, by potem zniknąć z serialu na jakiś czas (pytanie, kiedy się znów pojawi i czy w ogóle?). Tu trzeba zwrócić uwagę na jedno – byłoby to logiczne w przypadku oryginalnego Bruce'a, który przecież od dłuższego czasu jest szkolony, ale sobowtór niekoniecznie takie umiejętności wykazywał. Niemniej i tak trzeba było przymknąć na to oko, ponieważ ta scena służyła tylko pospieszeniu do kolejnych, ważnych wątków w serialu.
Przede wszystkim Trybunał Sów – organizacja, która wymyśliła oczyszczenie Gotham przez doprowadzenie do jego całkowitego upadku. Kiedy wydawało się, że pomoże im w tym jakaś broń o ogromnej sile rażenia, okazało się, że chodzi o coś całkiem innego – wirus znajdujący się w krwi Alice Tetch, który zwiększa siłę i wytrzymałość człowieka, a także wzmaga agresję i psychozę. To widzieliśmy choćby w przypadku Barnesa, który zaliczył kolejny come back do serialu. Był to zresztą kolejny powrót postaci do Gotham przez co można ostatnio odnieść wrażenie, że mając do dyspozycji tak ogromną ilość złoczyńców, twórcy idą na łatwiznę i operują ciągle tymi samymi postaciami.
Wracając do samego Trybunału – to teraz on nadaje ton praktycznie wszystkim wydarzeniom w Gotham. Tak jest w przypadku Pingwina i i Nygmy, którzy co prawda mają swoje zaszłości niezwiązane z tą organizacją, ale ich wątek rozgrywa się przy okazji tej organizacji. Swoją drogą całkiem skrzętnie zrealizowano wątek zamknięcia obydwu złoczyńców w klatkach dla ptaków. Napięcie mieszało się z czarnym humorem, a sam Nygma na chwilę powrócił do swojej nieobliczalnej i zaskakującej, przez co bardzo wciągającej wersji Człowieka Zagadki. Sam moment chwilowego pojednania zaciekłych obecnie wrogów był dobrze rozpisany. A końcowa scena, kiedy już udaje im się wydostać z niewoli, mocno groteskowa, czyli taka, jakie powinny być w Gotham.
Najsłabiej w tym wszystkim niestety wypada wątek Gordona i kwestia jego przyłączenia się do Trybunału. Tu również scenarzyści poszli mocno na skróty i choć praktycznie w każdej scenie Gordon wręcz krzyczał – jestem oszustem, nie ufajcie mi, bo chcę was zniszczyć – na siłę to przeciągano. Wydawało się, że organizacja, która steruje Gotham od wieków, nie będzie aż tak naiwna i bardziej wnikliwie przygląda się każdemu nowemu członkowi tym bardziej, że działania Jima były bardzo ślamazarne i wręcz aż się prosiło o to złapanie go na gorącym uczynku. Na szczęście nie przeciągano tego zbyt długo. Szkoda, że całość postanowiono zakończyć ponownie na posterunku policji Gotham, do którego Barnes wpada jak gdyby nigdy nic i demoluje wszystko i wszystkich. To tylko pokazuje, że czasem brakuje twórcom kreatywności i kręcą się cały czas wokół tego samego.
Na plus należy zaliczyć wątki z Bruce'm Waynem i jego szkoleniem przez tajemniczego Szamana, który najwyraźniej pełni bardzo ważną rolę w Trybunale Sów. To, co początkowo wydawało się początkiem prawdziwego szkolenia i przygotowania Bruce'a do roli Batmana, już nie jest tak oczywistą sprawą. Owszem, jego nowy mentor chce doprowadzić do zniszczenia Trybunału z jego pomocą, ale sposób, w jaki to chce zrealizować, coraz mniej wskazuje na to, że młody Wayne właśnie zaczął kroczyć ścieżką Batmana. Niemniej w jego przypadku można powiedzieć jedno – tak jak wcześniej jego postać była słabo rozpisana, tak z każdym odcinkiem nabiera coraz ciekawszego charakteru i co oczywiste, finałowe odcinki Gotham będą z jego ogromnym udziałem.
Gotham już od dłuższego czasu kroczy wcześniej ustaloną ścieżką, dzięki czemu możemy o tym serialu powiedzieć naprawdę wiele, ale na pewno nie to, że nudzi, a czasem nawet potrafi porządnie zaskoczyć. To się chwali, zwłaszcza że w przypadku produkcji na podstawie (bądź nawiązujących) komiksów DC niewiele w ostatnim czasie było dobrego w telewizji, więc cieszy to, że przynajmniej Gotham trzyma niezły poziom.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Paweł SzałankiewiczDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat