Gra o tron – 02×01-02 #1
Tytuł tej recenzji pierwszych odcinków 2. sezonu Gry o tron to zarazem wyzwanie. Wyzwanie dla tych, którzy wciąż mają wątpliwości co do tego, że seriale są w stanie nie tylko dorównać, ale nawet być lepiej zrealizowanymi od filmów. Recenzja nie zawiera SPOILERÓW!
Tytuł tej recenzji pierwszych odcinków 2. sezonu Gry o tron to zarazem wyzwanie. Wyzwanie dla tych, którzy wciąż mają wątpliwości co do tego, że seriale są w stanie nie tylko dorównać, ale nawet być lepiej zrealizowanymi od filmów. Recenzja nie zawiera SPOILERÓW!
Właśnie ta myśl, to pomieszanie zdziwienia z zachwytem towarzyszyło mi podczas premierowego seansu dwóch pierwszych odcinków drugiego sezonu Gry o Tron. Aktorstwo na najwyższym poziomie, godna wszelkich pochwał dbałość o kostiumy, rekwizyty i scenografię, nawet efekty specjalne, jakich nie powstydziłyby się hollywoodzkie produkcje (ogromne wrażenie robi siedziba rodu Greyjoyów, a i wilkor Jona Snowa, Duch, prezentuje się bardzo dobrze). Gdy widzimy te piękne wnętrza, towarzyszymy Nocnej Straży w drodze za Murem, idziemy z Daenerys przez pustkowia, trudno pamiętać, że to tylko jeden z odcinków serialu telewizyjnego.
[image-browser playlist="603923" suggest=""]©2012 Home Box Office, Inc. All Rights Reserved
Jakby tego było mało, drugi sezon – na ile można wnioskować po zaprezentowanych odcinkach – bije na głowę nie tylko inne tego typu produkcje, ale i pierwszą serię. U aktorów, zwłaszcza wcielającego się w Tyriona Lannistera Petera Dinklage’a, widać większy luz, pewność siebie, co skutkuje tym, że oglądanie ich na ekranie to czysta przyjemność. Ze „starej ekipy” wciąż olśniewają Lena Headey (Cersei Lannister) i Jack Gleeson (Joffrey Baratheon), z nowej zaś błyszczy jak zawsze świetny Liam Cunningham (Sir Davos Seaworth). Reszta obsady ustępuje im zaś chyba tylko i wyłącznie dlatego, że ich postacie są mniej eksponowane.
Nowa jakość to jednak przede wszystkim jeszcze lepszy scenariusz. Po pierwsze, twórcy stawiają na humor. Nie mamy już do czynienia z pierwszymi krokami na nieznanym terenie, ale powrotem starych i niezwykle lubianych (choćby i nienawidzonych, jak w przypadku Joffreya) znajomych. Można więc pozwolić sobie na więcej. Po drugie i najważniejsze – dzieje się tak dużo, że nie można się nudzić, jest to po prostu fizycznie niemożliwe. Pierwszy sezon był wstępem, przedstawieniem bohaterów i świata, przez co momentami mógł się dłużyć. Z tym jednak koniec. Wątków i postaci jest tak dużo, że scenarzyści nie mogą sobie pozwolić na ani chwilę wytchnienia. I dobrze, z perspektywy widza – wręcz fenomenalnie. Bądźcie jednak ostrzeżeni – twórcy Gry o Tron wprost uwielbiają cliffhangery i zapowiada się na to, że każdy kolejny odcinek będzie kończył się sceną, która sprawi, że jak na szpilkach będziemy wyglądać kolejnej odsłony Gry o Tron.
[image-browser playlist="603924" suggest=""]©2012 Home Box Office, Inc. All Rights Reserved
W zasadzie, patrząc z perspektywy, wyszła bardziej laurka, niż recenzja. Inaczej się jednak nie da. Jeżeli nawet chciałbym narzekać, HBO wytrąciło mi z rąk wszystkie argumenty. Zapatrzeni w książkowy oryginał fani będą mogli psioczyć, że serial przestaje być wierną ekranizacją, a staje się adaptacją, przez co w wielu momentach różni się od powieści George’a R.R. Martina. Ale po chwili przychodzi refleksja: „No dobra, zmienili to i to. Ale, kurcze, przecież wyszło naprawdę dobrze!” Trzeba więc będzie się pogodzić z faktem, że twórcy „Gry...” doskonale wiedzą, co robią. Widzowie muszą im tylko zaufać.
I podziwiać bezdyskusyjnie najlepszy obecnie serial.
Czytaj także: Druga recenzja pierwszych dwóch odcinków "Gry o tron"
Poznaj recenzenta
Łukasz MalinowskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat