„Gra o tron”: sezon 5, odcinek 8 – recenzja
"Gra o tron" zbliża się powoli do końca sezonu i wreszcie odnajduje dawny rytm oraz przynosi świetny odcinek, na który widzowie od dawna czekali. 8. odcinek zachwyca.
"Gra o tron" zbliża się powoli do końca sezonu i wreszcie odnajduje dawny rytm oraz przynosi świetny odcinek, na który widzowie od dawna czekali. 8. odcinek zachwyca.
„Game of Thrones” w nowej odsłonie sprawia, że wreszcie czuję, iż naprawdę oglądam „Game of Thrones”, a nie marne popłuczyny po dobrym serialu. Zapowiedzi ciekawszych wydarzeń otrzymywaliśmy już w dwóch poprzednich odcinkach, ale dopiero teraz mogę powiedzieć, że jestem usatysfakcjonowana. W „Hardhome” dzieje się dużo i spektakularnie. To dobrze, bo wszyscy widzowie od dawna na to czekali.
Tyrion i Daenerys wreszcie się spotkali - i cóż to jest za spotkanie! To jedno z wydarzeń, na które czekałam od dawna i nie zawiodłam się. Od początku było wiadomo, że jeśli ta para się dogada, to będzie to najlepsza power couple w historii Westeros. Już pierwsza ich rozmowa jest ciekawa. Tyrion, chociaż teoretycznie w niewoli, nie traci rezonu i zachowuje się dokładnie tak, jak spodziewamy się tego po tej postaci. Jest w równiej mierze zabawny i przebiegły, nie daje się zbić z pantałyku, targuje się i negocjuje. Królowa nie ustępuje mu jednak w niczym, dzięki czemu z ciekawością ogląda się ich potyczkę. Do końca nie wiadomo, jaka zapadnie decyzja i co stanie się z karłem oraz Jorahem.
Jednak to druga rozmowa jest tą, która cieszy bardziej. Tyrion i Deaderys znajdują nić porozumienia dzięki posiadaniu rodzin, którymi trudno się szczycić. Żadne z nich nie miało szczęścia do ojców, w związku z czym mają okazję do licytowania, komu trafiło się gorzej – Tyrionowi, którego własny ojciec skazał na śmierć, czy Daenerys, której tatuś mordował bez opamiętania kogo popadnie. Ta druga rozmowa zbudowana jest w świetny sposób – kiedy już wydaje się nam, że rozmówcy się dogadują i zaczynają się nawzajem rozumieć, Tyrion oznajmia, że jedną z niewielu osób, którym ufa, jest jego brat. Ten sam brat, który zabił ojca Daenerys. Wkracza tym samym na niepewny grunt. Rozmowa ta pokazuje, jak wiele dzieli te dwie postacie, ale również jak wiele je łączy. Mają wiele powodów, by się nienawidzić, ale i równie wiele, by współpracować. Tyrion zna sytuację w Królewskiej Przystani z autopsji i dużo lepiej niż Daenerys orientuje się w sytuacji, może być zatem jej głosem rozsądku. Oczywiście, jeśli królowa będzie chciała go słuchać.
[video-browser playlist="703600" suggest=""]
Nazwijcie mnie mściwą i wredną, ale od czasu śmierci Joffreya nic nie ucieszyło mnie tak bardzo jak oglądanie jego drogiej mamusi w celi. Cersei dostała wreszcie to, na co zasłużyła – oberwała swoją własną bronią (i to wyjątkowo dotkliwie). Od samego początku było wiadomo, że tak właśnie się stanie, ale przewidywać to jedno, a wreszcie zobaczyć to zupełnie inna sprawa. Królowa Matka jeszcze jest twarda i stawia się ostatkiem sił, ale podejrzewam, że nie potrwa to długo. Oglądanie jej w takiej samej sytuacji i tak samo marnym stanie jak jeszcze niedawno Margaery doskonale pokazuje, do czego doprowadziły intrygi i manipulacje tej bohaterki. Cersei oskarżona jest o zdradę, kazirodztwo oraz morderstwo króla Roberta i gorzej już być chyba nie może. Jej nagłe uwięzienie nie przyniesie nic dobrego żadnemu z Lannisterów. Skoro Cersei została aresztowana, to prawdopodobnie do celi trafiłby również Jamie, gdyby oczywiście był w tym czasie w stolicy. Łatwego życia nie będzie miał też Tommen – król bękart z kazirodczego związku raczej nie ma co liczyć na przychylność poddanych, kiedy prawda wreszcie wyjdzie na jaw.
Oglądając odcinek „Hardhome”, można dojść do wniosku, że właściwie większość spośród głównych bohaterów „Game of Thrones” jest uwięziona - dosłownie bądź metaforycznie. Cersei i Tyrellowie siedzą w celach, Tyrion i Jorah są na łasce Daenerys, Jamie i Bronn zostali zatrzymani w Dorne, ale to nie koniec – także Daenerys i młody Tommen, chociaż z pozoru wolni i rządzący, nie mogą robić tego, co chcą i jak chcą. W niewoli jest też Sansa, która tylko oficjalnie pełni funkcję żony. Tak naprawdę bez wiedzy Ramsaya nie może opuścić nie tylko Winterfell, ale nawet własnej komnaty. Mimo to Sansa po raz kolejny dostaje okazję do pokazania pazurów. Sposób, w jaki w tym sezonie prezentowana jest ta postać, jest dla mnie dość dziwny i wyjątkowo niekonsekwentny - raz jest zła i mściwa, by za chwilę stać się płaczącą mimozą. Jeśli ma to być sposób na pokazania przemiany tej bohaterki, to chyba nie jest on do końca udany. Sansa sprawia wrażenie nie tyle silnej, co niezrównoważonej emocjonalnie - tylko czekać, aż wreszcie oszaleje. Mimo to dzięki nagłemu napadowi gniewu udaje jej się wyciągnąć od Theona niezwykle ważna informację: zamiast jej braci zabił dwóch wiejskich chłopców.
Za murem Jon Snow zdobywa sobie przychylność Wolnych Ludzi. Przychodzi mu to z trudem, ale ostatecznie się udaje. Ta postać przez ostatnie odcinki sukcesywnie i powoli budowała pozycję, jakiej jeszcze do niedawna nikt by się po niej nie spodziewał. Jon Snow był chyba jedynym bohaterem „Game of Thrones”, któremu w ostatnim czasie sprzyjało szczęście. Wiadomo było zatem, że kiedy wreszcie oberwie po tyłku, to odbędzie się to spektakularnie i dotkliwie. Pojawienie się Armii Innych nie było niczym nieprzewidywalnym, można było się tego spodziewać, jednak - jak to w przypadku „Game of Thrones” - wszystkie dalsze wydarzenia były zupełnie szalone i zaskakujące. Stoczona walka wzbogaciła zastępy Armii Innych o nowych członków, ale także odsłoniła ich nową słabość: można ich zabić nie tylko za pomocą smoczego szkła, ale również valyriańskiej stali. Oczywiście tak się składa, że Jon Snow ma miecz właśnie z takiej stali. I dobrze dla niego, bo gdyby nie miał, już by nie żył. Przyznać trzeba, że bitwa ta była świetnie pokazana, z dużym rozmachem, pełna efekciarskich rozwiązań– zaczynając od małych przerażających dzieci, które rzuciły się na jedną z bohaterek, a kończąc na umarłych spadających z góry niczym lawina. Zaprezentowany w ostatniej scenie kontrast pomiędzy Jonem Snowem płynącym w chyboczącej się łódce z garstką ocalałych braci a stojącą na brzegu armią pokazuje, jak straszny i okrutny jest to przeciwnik oraz jak trudno będzie się przed nim bronić. W końcu w "Game of Thrones" udało się pokazać bitwę, która jest w stanie usatysfakcjonować wymagającego widza.
Czytaj również: „Gra o tron” notuje coraz słabszą oglądalność
„Game of Thrones” rekompensuje nam niedawne niedociągnięcia i ogólnie panującą nudę świetnym odcinkiem, który przynosi wiele nowych wydarzeń i zwrotów akcji. Bohaterowie dopiero zaczynają rozumieć, jak wielkie niebezpieczeństwo jest coraz bliżej muru i jak nierówna będzie to walka. Czas więc zapomnieć o dzielących ich waśniach, znaleźć jak najwięcej valyriańskiej stali i sposobić się do walki.
Poznaj recenzenta
Monika RorógDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat