Gra o tron: sezon 6, odcinek 3 – recenzja
Po dwóch mocnych, dynamicznych i zaskakujących odcinkach pełnych śmierci bohaterów przyszedł czas na nieco spokojniejszy rozdział w 6. sezonie Gry o tron. Ale to nie oznacza, że był on gorszy i mniej ważny od tego, co zobaczyliśmy w poprzednich tygodniach.
Po dwóch mocnych, dynamicznych i zaskakujących odcinkach pełnych śmierci bohaterów przyszedł czas na nieco spokojniejszy rozdział w 6. sezonie Gry o tron. Ale to nie oznacza, że był on gorszy i mniej ważny od tego, co zobaczyliśmy w poprzednich tygodniach.
Łatwo jest zachwycać się i wychwalać pod niebiosa odcinki serialu Game of Thrones, w których giną ważni i do niedawna kluczowi bohaterowie, a ulubieńcy fanów powstają z martwych. Nie łudźmy się – jeśli ktoś choć trochę śledził przez ostatnie 10 miesięcy doniesienia z planu, to wiedział o wskrzeszeniu Jona Snowa i jego roli w 6. sezonie produkcji HBO. Jednak należy pamiętać, że historia rozgrywająca się w Westeros i Essos oferuje coś więcej niż łatwe wzbudzanie emocji u widza za pomocą wykreślania lub wpisywania na nowo do historii określonych bohaterów. I właśnie to „więcej” można znaleźć w Oathbreaker. Twórcy uznali go za odcinek przejściowy, wsadzając do 50-minutowego epizodu maksymalnie dużo wątków, z których rozwoju korzystać będą w niedalekiej przyszłości.
Kolejny raz odcinek 6. sezonu Game of Thrones rozpoczął i skończył się na murze. Jon Snow powrócił do żywych, szokując tym samym wszystkich obecnych w Czarnym Zamku i okolicach. Jednak to postać inna niż ta, którą widzieliśmy wcześniej. Bohater jest przerażony tym, co się stało, stracił swoją pewność siebie i cechę nieustraszonego oraz pewnego siebie dowódcy. Dlatego ostatnia scena odcinka nie dziwi. Snow wypełnił obowiązek wobec tych, którzy go zdradzili (świetna, brutalna scena) i postanowił odejść, zdając sobie sprawę, że potrzebuje spokoju. Jon wygląda na mocno skołowanego tym, co się stało, i trudno mu się dziwić. Z drugiej jednak strony należy pamiętać, że na Mur zmierza Sansa, której opowieści o Ramsayu mogą sprawić, że Jon zapragnie zemsty i powróci do walki. Na teraz się to nie zanosi. Mimo tego, że byłem świadom losów Snowa w 6. sezonie, wątek na Murze jest prowadzony bardzo dobrze i nadal napędza całą historię oglądaną co tydzień.
Jak już wspominałem, w Oathbreaker bardziej niż w 2 poprzednich odcinkach wątki dość szybko między sobą przeskakiwały. Scenarzyści chcieli zaakcentować akcję w każdym zakątku Westeros i Essos (z lepszym lub gorszym skutkiem). Powrót Rickona i Oshy pozytywnie mnie zaskoczył, aczkolwiek chyba wielu widzów mogło mieć problem z rozpoznaniem aktora grającego najmłodszego ze Starków. Czy pojawienie się w Winterfell Rickona to kolejny argument dla Jona, by podnieść miecz i zawalczyć o swój dawny dom?
Twórcy kolejny raz trafnie przedstawili słabość króla Tommena, który w praktyce nie ma w Królewskiej Przystani żadnej władzy. Wielki Wróbel za pomocą kilku prostych zdań był w stanie go udobruchać i zmanipulować do tego stopnia, że Tommen odpuścił swe żądania. Z perspektywy poprzednich odcinków ta scena tylko potwierdza, że to Wiara w Siedmiu dyktuje warunki w Królewskiej Przystani. Nie była w stanie przeciwstawić się im Cersei, nie był w stanie zrobić tego Jaimie (odcinek wcześniej), a Tommen – jak przystało na dobrze wychowanego młodego człowieka – zdecydował się posłuchać starszego od niego. Sytuacja w Królewskiej Przystani zagęszcza się również z perspektywy Małej Rady, która nie chce mieć nic wspólnego z Cersei i Jaimiem. Jestem ciekaw, jak długo Tyrellowie będą znosić fakt, że królowa Margaery jest przetrzymywana w celi, i czy bohaterka podzieli los Cersei. Chciałoby się jednak, by sceny w Królewskiej Przystani nabrały nieco dynamiki i jak najszybciej doprowadziły do przełomowych wydarzeń związanych z rodem Lannisterów.
Od premiery 6. sezonu nie jestem w stanie napisać dobrego słowa o wątkach w Meeren. Tyrion niemal w każdej scenie stara się być zabawny, zdystansowany i robi dobrą minę do złej gry. Jednak w scenach z udziałem Varysa, Missandei i Szarego Robaka nie było czuć napięcia i prawdziwego zagrożenia ze strony Synów Harpii. Słyszymy o trudnej sytuacji w mieście, o zdradzie wolnych miast, które przeciwstawiły się Meereen, a wspomniani bohaterowie bez Daenerys nie są w stanie zrobić nic. Z kolei wątek ich królowej to dla mnie zdecydowanie najsłabszy moment jej losów od 1. sezonu serialu. Trudno przypuszczać, by bez smoków i swoich oddanych rycerzy była w stanie zawładnąć w przyszłości Westeros i usiąść na tronie. Jej wątek zupełnie się rozmył i w perspektywie finałowych sezonów (które właśnie powstają w głowach scenarzystów) zaczynam mieć wątpliwości, czy Daenerys i jej smoki odegrają w grze o tron jakąś istotną rolę.
Powrót do Game of Thrones Brana Starka był trafionym ruchem twórców, a być może jego wizje (czy też chwilowe przenosiny w czasie) mogą dla całej historii Westeros mieć kluczowe znaczenie. W 2. odcinku Bran poznał Lyannę – siostrę Neda, a w Oathbreaker odkrył (częściowo) prawdę o opowieści swojego ojca związanej z walką pod Wieżą Radości. Oczywiście w najważniejszym momencie, gdy Ned ruszył do wieży szukać swej siostry, Trójoka Wrona postanowiła wyrwać Brana z tej wizji, ale mam nadzieję, że scena ta powróci tak szybko, jak to tylko możliwe. Słowa umierającej Lyanny, będące obietnicą, skierowane w kierunku Neda Starka to jedna z największych tajemnic Sagi Pieśni Lodu i Ognia. Może mieć ona kluczowe znaczenie w rozwoju całej historii Westeros i oczywiście mieć związek z Jonem Snowem oraz popularną teorią fanów, która związana jest z jego pochodzeniem.
Zaznaczyć warto powrót wątku Sama, który płynie do Starego Miasta razem z Goździk, ale wcześniej – zgodnie z castingowymi informacjami – pojawi się w swoim rodzinnym domu. Mam nadzieję, że wątek ten faktycznie ma jakieś głębsze dno i przysłuży się rozwojowi kolejnych odcinków, bowiem na tę chwilę nic na to nie wskazuje. Twórcy Gry o tron zrezygnowali z wielu ciekawszych i bardziej angażujących wątków na przestrzeni ostatnich kilku sezonów, tymczasem historia Sama cały czas ma swoje miejsce w serialu.
Źle patrzyło się w poprzednich 2 odcinkach na dostającą baty Aryę. Bohaterka w końcu dobrnęła do końca tortur i odzyskała wzrok. Można rzec – nareszcie. Miejmy nadzieję, że jej wątek w końcu nabierze rozpędu. I może w końcu bohaterka powróci do Westeros?
W Oathbreaker nikt ważny nie został zabity, nikt ważny nie został wskrzeszony, ale mimo to 50-minutowy odcinek oglądało się szybko, łatwo i przyjemnie. To epizod przejściowy, przywracający do serialu bohaterów, których nie widzieliśmy od dłuższego czasu (np. Lady Olennę, a także wspomnianych Oshę i Rickona), a jednocześnie posiadający kilka smaczków kierowanych do najbardziej wiernych fanów Pieśni Lodu i Ognia. Pytanie tylko – gdzie smoki?
Poznaj recenzenta
Marcin RączkaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat