„Impersonalni”: sezon 4, odcinek 15 – recenzja
Gdy sezon serialu ma ponad 20 odcinków, mamy w nim do czynienia zwykle z kilkoma fazami i fluktuacją prezentowanego poziomu. To, co przechodzą właśnie „Impersonalni”, to może nie spadek formy, ale na pewno napięcia. Po niedawnej trylogii było to do przewidzenia. Tak samo jak to, że ten trend długo na szczęście nie potrwa.
Gdy sezon serialu ma ponad 20 odcinków, mamy w nim do czynienia zwykle z kilkoma fazami i fluktuacją prezentowanego poziomu. To, co przechodzą właśnie „Impersonalni”, to może nie spadek formy, ale na pewno napięcia. Po niedawnej trylogii było to do przewidzenia. Tak samo jak to, że ten trend długo na szczęście nie potrwa.
„Impersonalni” ("Person of Interest") serwują nam swoiste odcinki pomostowe. Zakończyła się seria odcinków o wojnie Maszyny z Samarytaninem i teraz twórcy powoli zmierzają do tej pomiędzy Eliasem a Dominikiem. I tak się złożyło, że odcinek 14. i 15. to w gruncie rzeczy powrót do korzeni serialu. Nasza ekipa się trochę posypała, więc tak jak w pilocie – mamy Reese’a, Fincha i numer tygodnia. Fusco gdzieś tam w tle się pojawia, ale tyle go jest, co kot napłakał. Odkąd nie ma Shaw, nie ma też nikogo, kto mógłby rozbroić porządnym one-linerem, i ogólnie ogląda się to, wyraźnie oczekując, aż hit CBS znów dostanie kopa. Jest dobrze, ale nie ma się czym zachwycać.
W zeszłym tygodniu mieliśmy rasowego procedurala, którego ratowało zgrabne nawiązanie do „12 gniewnych ludzi”, monolog Fincha w sądzie o złowieszczej sztucznej inteligencji i oczywiście Zoe. Tym razem mamy natomiast do czynienia z przeplataniem nowej sprawy z wątkiem głównym. Powraca bowiem Samarytanin, rzucając Haroldowi pod nogi swoją podwójną agentkę, ale skrzydła tej historii podcina fakt, że niemal całość opiera się na rozmowach w zakładzie pogrzebowym. Nie ma tu dynamiki i suspensu. A gdy scenarzyści zaganiają samych siebie pod ścianę w końcówce, idą na łatwiznę i przywracają Root na jedną scenę, żeby pozamiatała bałagan. Trochę deus ex machina, nie sądzicie?
[video-browser playlist="663799" suggest=""]
Fajnie jednak było znów zobaczyć potęgę Samarytanina z jeszcze jednej perspektywy – poprzez szerzenie dobra i wtłaczanie swoim ludzkim marionetkom propagandy, dla której gotowi są zginąć. Dobrze, że twórcy pamiętali o Claire i rekrutacji agentów przez system z początku sezonu. Nadaje to temu wątkowi pewnej spójności i cały czas go rozwija. Końcowa scena nawet połączyła najnowszą sprawę tygodnia z tą główną linią fabularną. Greer wybrał się w niej na spotkanie biznesowe, zainteresowany zakupem firmy Fetch & Retrive, która specjalizuje się – jak to określił antagonista – w symulacji i manipulacji emocjami. Ciekawe, w jaki sposób nasz złowieszczy superkomputer wykorzysta program VAL do swoich celów.
Oprócz tego nawiązania historia najnowszego numeru prezentuje się dość blado (nawet twist z MMA nie pomógł zbytnio). Było przewidywalnie i po prostu standardowo – wątek proceduralny jakich wiele w telewizyjnych kryminałach. Mała zębatka w wielkiej korporacji próbuje zrobić coś dobrego, zagrażając przy tym zarobieniu kroci. Nic nowego.
Czytaj również: Wtorek znów dla CBS – wyniki oglądalności
„Impersonalni” mają do końca 4. sezonu już tylko 7 odcinków i wkraczają w jego finałową fazę. Lada moment Elias powinien wyłonić się więc z podziemia i rozpocząć batalię z Dominikiem. A ich wojna może w majowych epizodach stworzyć mieszankę wybuchową z pojedynkiem między sztucznymi inteligencjami. Tak więc obyśmy nie musieli już oglądać takich przejściowych odsłon jak ta recenzowana. Są niezłe, ale to zwyczajnie za mało dla tych, którzy wiedzą, że ten serial stać na o wiele więcej.
Poznaj recenzenta
Oskar RogalskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat