„Impersonalni”: sezon 4, odcinek 6 – recenzja
Impersonalni ratują w swoim najnowszym odcinku fana Człowieka w Garniturze, a wiąże się z tym sporo akcji, świetnego humoru i świadomej autoparodii. Twórcy nie zapominają też o wątkach głównych, umiejętnie umieszczając je w tej – proceduralnej tylko z pozoru – historii. Tak więc mamy do czynienia z przykładem modelowego epizodu serialu CBS, którego seans to czysta przyjemność.
Impersonalni ratują w swoim najnowszym odcinku fana Człowieka w Garniturze, a wiąże się z tym sporo akcji, świetnego humoru i świadomej autoparodii. Twórcy nie zapominają też o wątkach głównych, umiejętnie umieszczając je w tej – proceduralnej tylko z pozoru – historii. Tak więc mamy do czynienia z przykładem modelowego epizodu serialu CBS, którego seans to czysta przyjemność.
Impersonalni ("Person of Interest") wracają do wysokiej formy drugim z rzędu świetnym odcinkiem. Z początku nie zanosiło się na to, że "Pretenders" będą w stanie choćby zbliżyć się do poziomu zeszłotygodniowej odsłony, ale po ostatniej scenie można bez wahania stwierdzić, że był to kawał porządnej rozrywki. John, Shaw i Fusco muszą tym razem strzec bezpieczeństwa typowego sprzedawcy ubezpieczeń, który poza miejscem pracy aktywuje swoje alter ego i zachowuje się, jakby żył w powieści detektywistycznej. W wolnych chwilach Walter nasłuchuje policyjnych częstotliwości, jest wielbicielem nowojorskiego mściciela o przydomku Człowiek w Garniturze i pewnie zrobiłby bardzo wiele, by zostać superbohaterem.
Taka historia dała scenarzystom niemałe pole do popisu w kwestii bardzo zabawnych sekwencji i dialogów. Praktycznie wszystkie sceny Forge/Riley, czyli te pomiędzy dwoma bohaterami udającymi gliny, były wyśmienite. Zaczęło się od świetnego "Hello Walter. Down Walter!" w czasie strzelaniny, a potem poszło już z górki, jak choćby wtedy, gdy John został spytany o to, co robi, że ma taki batmanowy głos, czy gdy obaj panowie szli razem temblak w temblak. No i oczywiście Fusco oraz Sameen w slow motion to była prawdziwa wisienka na torcie.
[video-browser playlist="632976" suggest=""]
Humor jest z całą pewnością jednym z głównych źródeł sukcesu tej sprawy tygodnia, ale wydatnie pomógł jej także ścisły związek z jednym z głównych wątków. Całkiem nieźle wyszedł zwrot akcji z Eliasem i jego człowiekiem infiltrującym posterunek policji jako agent FBI. Oczywiście spora grupa fanów byłaby zaskoczona jeszcze bardziej, gdyby nie nazwisko Colantoni w napisach początkowych, ale tak czy siak – to na plus. Cieszy fakt, że facet w końcu wyszedł z podziemia (nawet już sekretarkę ma) i zaczyna powoli odzyskiwać władzę w mieście. Ciekawie będzie wyglądać jego walka z Dominikiem. Scena pod mostem wyszła znakomicie – oldschoolowy gangster kontra świeża krew. Koncept Bractwa jako niezależnego wroga Team Machine jakoś do mnie nie przemawiał, ale gdy wrzucimy do tego worka Eliasa, wygląda to już niezwykle intrygująco.
Nieco oderwana od wszystkich nowojorskich wydarzeń była przygoda Fincha w Hongkongu. Z wyłączeniem uroczej sceny, w której Harold rozmawia przez telefon z psem, przez dłuższy czas wyglądała ona jedynie jak przeciętny zapychacz, ale na szczęście końcówka tego wątku wiele wynagrodziła. Wygląda na to, że Finch znalazł jakiś sposób, aby dobrać się do Samarytanina. Jesienny finał serialu zbliża się wielkimi krokami i być może wtedy zobaczymy w końcu pierwsze poważne starcie pomiędzy dwoma potężnymi systemami oraz naszymi bohaterami w jego centrum.
Czytaj również: "Jestem Bogiem" - będzie serial oparty na filmie
Kolejna bardzo dobra odsłona Impersonalnych za nami i nawet nie było czasu zatęsknić za nieobecną tu Root. Oby serial utrzymał tak wysoką formę aż do przerwy świątecznej.
Poznaj recenzenta
Oskar RogalskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat