Impersonalni: sezon 5, odcinek 2 i 3 – recenzja
Impersonalni powrócili, wbrew oczekiwaniom, do proceduralnej formy odcinków. Z jednej strony to źle, bo w końcu jest to ostatni sezon, ale z drugiej strony producenci chcą nam w tych trzynastu odcinkach zaserwować wszystko, co mieli najlepsze i godnie się rozstać z widzami.
Impersonalni powrócili, wbrew oczekiwaniom, do proceduralnej formy odcinków. Z jednej strony to źle, bo w końcu jest to ostatni sezon, ale z drugiej strony producenci chcą nam w tych trzynastu odcinkach zaserwować wszystko, co mieli najlepsze i godnie się rozstać z widzami.
Producenci póki co nie dają ciała, choć oceniając obydwa najnowsze odcinki Impersonalnych – SNAFU oraz Truth Be Told, znaku równości postawić nie można, choć trzymają poziom. SNAFU jest jeszcze bezpośrednią kontynuacją wydarzeń z premierowego odcinka piątego sezonu i skupia się na problemach z Maszyną. Choć ta już może działać, to zawiera jeszcze sporo błędów, co wychodzi praktycznie od razu po wypluciu przez nią kilkudziesięciu numerków, które trzeba uratować (a w większości okazują się błędnie podane). Zanim do tego dojdziemy to otrzymujemy powtórkę z historii – obserwując ją okiem bohaterów dostajemy po raz kolejny zabawne sceny z podmienianiem osobowości. Dalej praktycznie jest również dobrze, mimo że wszystko prowadzi do niemal przewidywalnego finału, czyli w pełni sprawnej Maszyny. Niemal, ponieważ Maszyna otrzymuje coś, co kiedyś Finch jej odebrał – możliwość analizowania i interpretacji, a przede wszystkim rozwijania swojej „osobowości”. To ma mieć kluczowe znaczenie w ostatecznej walce z Samarytaninem.
Truth Be Told to już klasyczny procedural. Nowy numer, na ratowanie którego poświęcony zostaje odcinek. Przy tej okazji otrzymujemy kolejne retrospekcje z przeszłości Reese’a, które wiążą go z ratowanym numerem. W tle Finch i Root odkrywają, że Samarytanin rozstawia swoje kolejne pionki (w tym przypadku niebezpieczny malware) by mieć większą kontrolę nad wszystkim.
Fabularnie obydwa odcinki odstają od siebie. SNAFU prezentuje o wiele ciekawsze wydarzenia ukazane z większym polotem, a momentami ogromnym luzem, za jaki pokochano ten serial. Do tego skupia się na naprawdę istotnych dla fabuły rzeczach, bo też niedziałająca Maszyna dla naszych bohaterów oznaczałaby z góry przegraną walkę z Samarytaninem. Istotne było tutaj „ożywienie” dzieła Fincha i nie ograniczanie jej w działaniach. Jej rozwój może w kolejnych odcinkach przyczynić się do osiągnięcia przewagi nad Samarytaninem, której do tej pory brakowało. Niestety, po obejrzeniu Truth Be Told można mieć obawy, że finałowy sezon choć docelowo będzie skupiał się na walce z najtrudniejszym wrogiem, to jeszcze przez kilka odcinków będziemy mieli do czynienia z niewiele wnoszącymi w rozwój tego wątku odcinkami. Serial może ostatecznie na tym ucierpieć.
Inna kwestia to powrót do serialu Sameen Shaw. Po premierze wydawało się, że będzie to jeden z priorytetów bohaterów, a już w trzecim odcinku nawet Root o tym nie pamięta. Inna kwestia to ta, że jej powrót jest mocno wyczekiwany przez fanów i miejmy nadzieję, że nie nastąpi on na sam koniec tego sezonu. Brakowało również Fusco – jego każdorazowe pojawienie się mimo wszystko zawsze powoduje uśmiech.
Person of Interest są krótko mówiąc w dobrej formie. Pierwsze odcinki ostatniego sezonu trzymają wyznaczony wcześniej poziom. Zdarzają się głupotki i absurdy, które ostatecznie wpływu na odbiór poszczególnych odcinków nie mają. Brakuje tylko większego skupienia na wątku Samarytanina i walki z nim – jeśli będzie to pozostawione na sam koniec, to mimo niezłego poziomu kolejne odcinki mogą być zupełną stratą czasu, a nie tego oczekuje się od twórców Person of Interest.
Źródło: zdjęcie główne: CBS
Poznaj recenzenta
Paweł SzałankiewiczDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat