Impersonalni: sezon 5, odcinek 4 i 5 – recenzja
Finałowy sezon Impersonalnych nabiera rozpędu. Nawet jeśli poszczególne odcinki mają formę proceduralną, to ostatecznie i tak skupiają się na głównym wątku, czyli walce z Samarytaninem. No i na chwilę, a właściwie na cały odcinek, wróciła Shaw. I był to bardzo udany powrót.
Finałowy sezon Impersonalnych nabiera rozpędu. Nawet jeśli poszczególne odcinki mają formę proceduralną, to ostatecznie i tak skupiają się na głównym wątku, czyli walce z Samarytaninem. No i na chwilę, a właściwie na cały odcinek, wróciła Shaw. I był to bardzo udany powrót.
Chyba nie ma fana Person of Interest, który nie tęskniłby za Sarah Shahi grającą Sameen Shaw. Jej pojawienie się w serialu dwa sezony temu było dobrym ruchem ze strony producentów. Tajemnicza, trochę wycofana, ale diabelnie skuteczna (z naciskiem na diabelnie) była agentka świetnie wpasowała się w wesołą gromadkę zajmującą się poszczególnymi numerkami. Jej postać rozruszała samych bohaterów, jak i serial. Powiem więcej - w większości przypadków wszyscy czekali na jej niewymuszone żarty sytuacyjne, których po jej zniknięciu na wiele odcinków zwyczajnie brakowało.
Teraz wróciła, choć była to na razie jednorazowa wizyta w Person of Interest i trudno przewidzieć, kiedy znów ją zobaczymy. Ale jaki to był powrót! Odcinek o tajemniczo brzmiącym tytule 6,471 był poświęcony tylko i wyłącznie jej. W końcu dowiadujemy się, co dokładnie się z nią działo po porwaniu przez Greera. A działo się wiele. Próby tortur, złamania i namieszania w głowie – tak wyglądało jej ostatnie dziewięć miesięcy. Zmęczona, a właściwie zniszczona fizycznie i emocjonalnie Shaw w końcu ucieka, by wrócić do Reese’a, Fincha i Root. Tak długi okres spędzony w szponach Samarytanina nie pozostał bez wpływu na jej relacje z nimi i jej działania.
Całość została bardzo zgrabnie pokazana na ekranie – tak emocjonalne problemy Shaw, jak i dystans, jaki mają do niej jej najbliżsi przyjaciele. Niestety widać jak na dłoni sporo błędów fabularnych i nietypowych przeskoków między wydarzeniami. Efekt też trochę popsuła scena seksu między Root a Shaw. Wcześniej ich więź była dobrze eksponowana w serialu, a teraz wszystko działo się jakby za szybko i… nielogicznie. Zresztą logika wszystkich działań również pozostawia wiele do życzenia, niemniej można ją tłumaczyć w dwojaki sposób: albo faktycznie z racji pospiechu twórcy serialu poszli na skróty, bo wyglądało to tak, jakby ten odcinek miał być rozpisany na co najmniej dwa, albo jest to przemyślane działanie związane z końcowym twistem, którego nie będę zdradzać, by nie psuć nikomu zabawy. Jakikolwiek nie jest to odcinek, sprawdził się naprawdę dobrze, podobnie jak ShotSeeker.
Mimo proceduralnej formy, typowej dla Person of Interest, ten odcinek był kolejnym trybikiem zamachowym związanym z główną historią finałowego sezonu. Tu skupiono się na trzech wątkach: specjalnym systemie wykrywającym strzelaniny w mieście (tytułowy ShotSeeker), który okazuje się istotny dla wrogiego Samarytanina, szukania sposobów na jego pokonanie poprzez symulacje oraz szukaniu zemsty za śmierć Eliasa z finału poprzedniego sezonu. Choć początkowo wydaje się, że wątki te nie są ze sobą powiązane, to w finałowej części otrzymujemy kolejny twist, ale też jeden smutny wniosek – działania Team Machine nie przynoszą żadnych efektów i możliwe, że w końcowym rozrachunku Samarytanin będzie górą.
Dwa najnowsze odcinki były już prawdziwym powrotem do formy Person of Interest, jaką mieliśmy okazję widzieć choćby w trzecim sezonie. Wydarzenia nabierają tempa i wygląda na to, że będzie ono tylko przyspieszać. Nawet kręcąc proceduralne odcinki, twórcy właściwie w całości poświęcają się dokończeniu historii walki Maszyny z Samarytaninem. Jeśli ten poziom zostanie utrzymany, to finał powinien zachwycić wszystkich i sprawić, że za serialem zwyczajnie będziemy już zawsze tęsknić.
Poznaj recenzenta
Paweł SzałankiewiczDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat