Inwazja: sezon 1, odcinek 1-3 - recenzja
Inwazja jest serialem science fiction, który z pewnością podzieli publiczność. To nieoczywisty, wymagający format posiadający niewątpliwe wady. Nie można mu jednak odmówić tego, że potrafi zaintrygować.
Inwazja jest serialem science fiction, który z pewnością podzieli publiczność. To nieoczywisty, wymagający format posiadający niewątpliwe wady. Nie można mu jednak odmówić tego, że potrafi zaintrygować.
Czy może być bardziej wyświechtany temat w konwencji science fiction niż inwazja kosmitów na Ziemię? To klasyczny motyw fantastyki naukowej, który od dawien dawna eksploatowany jest w kulturze i sztuce. Jedni robią to kreatywnie i finezyjnie, inni korzystają z utartych schematów. Ciężko silić się na unikatowość, gdy popkultura ograła już temat na wszelkie możliwe sposoby. Na pierwszy rzut oka Inwazja od Apple TV jest perełką wyróżniającą się na tle konkurencji. Po obejrzeniu trzech odcinków serialu można mieć jednak ku temu wątpliwości. Format zmaga się z problemami, które mogą wpływać na jego jakość, ale nie muszą. Wszystko zależy od naszego podejścia i oczekiwań.
Problem z recenzją Inwazji polega na tym, że po trzech odcinkach trudno stwierdzić, czym właściwie jest ten serial. Wątek przewodni wyemitowanych odsłon to tytułowa inwazja, jednak istotę toczących się wydarzeń stanowią losy niepowiązanych ze sobą ludzi. W ciągu trzech godzin poznajemy grupkę osób, zmagających się z życiowymi problemami. Poznajemy małomiasteczkowego szeryfa ze Stanów Zjednoczonych, który lada chwila ma przejść na emeryturę, ale wciąż nawiedzają go demony przeszłości. Spotykamy angielskiego chłopca nękanego przez rówieśników za swoje słabości. Towarzyszymy amerykańskiemu żołnierzowi podczas misji na Bliskim Wschodzie. Obserwujemy rozpad małżeństwa silnej kobiety i śledzimy losy rozdzielonych w tragicznych okolicznościach kobiet. Zmagania bohaterów z bezwzględną codziennością zostają przerwane przez najazd kosmitów. W kluczowych momentach życia postacie muszą zmierzyć się nie tylko z własnymi słabościami, ale również z przybyszami z innej planety.
Jak na razie akcent stawiany jest na warstwę obyczajową. Około siedemdziesięciu procent wszystkich wydarzeń rozgrywa się na płaszczyźnie życiowych rozterek głównych bohaterów. Pozostały czas poświęcony jest ukazaniu początków inwazji. Takie rozdysponowanie wątków z pewnością wywoła konsternację u nastawionych na akcję fanów science fiction. W serialu dynamicznie i magnetycznie robi się dopiero wtedy, gdy na głównym planie pojawiają się zdarzenia paranormalne. Pierwsze symptomy przybycia kosmitów są niepokojące, tajemnicze i złowróżbne. Tego typu motywy nie dominują jednak opowieści, bo jest ich zwyczajnie za mało. Przez większą część czasu ekranowego obserwujemy rozwój wątków obyczajowych. Nie ma oczywiście nic złego w połączeniu dramatu z fantastyką. Sęk w tym, że w Inwazji w wielu momentach po prostu nic się nie dzieje. Akcja posuwa się do przodu w ślamazarnym tempie, a momentami zwyczajnie staje w miejscu.
Inwazja przynosi nam niekończące się dialogi, a czasami nawet monologi. Postacie rozprawiają na tematy życiowe, ale też egzystencjalne. Niestety, Inwazja nie jest wolna od filozoficznej górnolotności, która tak bardzo wpłynęła na jakość Misji na Marsa z Seanem Pennem. Zresztą te dwa formaty mają ze sobą kilka punktów wspólnych. Motyw przewodni wydaje się tłem dla rozważań na głębsze tematy. Czuć, że twórcy budują pieczołowicie większe przesłanie i chcą mu zaszczepić humanistyczny pierwiastek. Czy będzie ono rzeczywiście wartościowe, dowiemy się pod koniec serialu. Niestety, taka forma mocno wpływa na dynamikę narracji. Trudno o interesującą opowieść, jeśli eksploracja wątków odbywa się w ślamazarnym tempie.
Poszczególne historie są bardzo nierówne jakościowo. Na pewno najciekawiej jest u amerykańskich marines, bo tam trafiamy w sam środek akcji i od razu konfrontujemy się z destrukcyjną siłą kosmitów. Ciekawie rozwija się też wątek rodziny Malik, w którym pretensjonalność ustępuje miejsca kameralnym i intymnym relacjom pomiędzy małżonkami. Zupełnym niewypałem jest natomiast historia Mitsuki Yamato i jej związku z astronautką. Sztuczny melodramatyzm okraszony tanim symbolizmem (święcące gwiazdki) prowadzi historię na niewłaściwe tory nawet wtedy, gdy w segmentach z udziałem bohaterki robi się dość dynamicznie. Warto też dodać, że w pierwszym epizodzie ważną funkcję pełni postać portretowana przez Sama Neila. Znany aktor ma co grać, bo w jego historię wpleciono dramatyzm i kryminalną intrygę. Na ekranie nie dzieje się dużo, ale w tym przypadku emocje są wiarygodne. Konkluzja wątku szeryfa Tysona jest jednak bardzo zastanawiająca. Jeśli twórcy zdecydują się sfinalizować losy bohatera w ten właśnie sposób, będzie można mówić o niedosycie.
Inwazja, jak każda produkcja Apple TV, jest perfekcyjnie zrealizowana pod względem wizualnym. W kwestiach technicznych nie ma się do czego przyczepić. Tonacja serialu jest ponura i dobrze koresponduje z pesymistycznymi wydarzeniami toczącymi się na ekranie. Wszechobecny defetyzm ma jednak swój urok. Poznajemy ludzi pogrążonych w życiowych rozterkach, którym przychodzi zmierzyć się z końcem ich rzeczywistości. To dobry punkt wyjścia dla humanistycznej opowieści z dającą nadzieję puentą. Dlatego też nie należy już na wstępie skreślać Inwazji. Mimo problemów z narracją i fabułą serial ma w sobie coś intrygującego. Być może nie każdy będzie miał w sobie tyle zaparcia, żeby przedrzeć się przez nieprzystępną formę i dowiedzieć się, do czego to wszystko prowadzi. Na tym etapie opowieści nie da się jednak przewidzieć, jakie będą dalsze losy bohaterów i to powinno być najlepszą zachętą dla dalszego seansu.
Poznaj recenzenta
Wiktor FiszDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat