Just Cause 3 – recenzja
Data premiery w Polsce: 1 grudnia 2015Czy jedno studio produkcyjne jest w stanie stworzyć dwie bardzo dobre gry w niemal tym samym okresie? Tego wyzwania podjęło się Avalanche Studios, które po całkiem udanym Mad Maksie zaproponowało graczom podobną, ale jednocześnie wyraźnie inną rozgrywkę w „piaskownicy” – Just Cause 3.
Czy jedno studio produkcyjne jest w stanie stworzyć dwie bardzo dobre gry w niemal tym samym okresie? Tego wyzwania podjęło się Avalanche Studios, które po całkiem udanym Mad Maksie zaproponowało graczom podobną, ale jednocześnie wyraźnie inną rozgrywkę w „piaskownicy” – Just Cause 3.
Developerzy z Avalanche Studios nie wychodzą poza swoją „bezpieczną strefę”, czyli gatunek sandboxowych gier, które tworzą od wielu lat. Owszem, wydany we wrześniu Mad Max oferował sporo ciekawych rozwiązań i zabawę na długie godziny, ale nie da się ukryć, że produkcja oparta została na znanej mechanice. Mowa tutaj o najpopularniejszych grach z otwartym światem Avalanche Studios pt. Just Cause.
Trzecia odsłona przygód Rico Rodrigueza, czyli po prostu Just Cause 3, to produkcja, którą fani serii pokochają jeszcze bardziej niż poprzednie części. Twórcy oferują graczom większy świat i jeszcze większą rozpierduchę. Grając w JC3, miałem wrażenie, że to gra, która posiada najlepsze efekty wybuchów na nowych konsolach. W dążeniu do perfekcji od czegoś trzeba zacząć.
Spoglądając na gry wydane w 2015 roku, w oczy rzuca się fakt, że twórcy coraz częściej celują w otwartość świata - i to nie tylko w grach RPG. Staje się ona wyznacznikiem dla wielu produkcji, a twórcom coraz trudniej jest odróżnić jedną grę od drugiej. W efekcie coraz częściej przychodzi nam grać w podobne do siebie tytuły, w których głównym celem jest ratunek całej ludzkości i inne bohaterskie czyny. Na szczęście Just Cause 3 do tematu podchodzi znacznie swobodniej. Rico Rodriguez (starszy niż w poprzednich częściach) robi to, w czym jest najlepszy: dąży po trupach do celu i nie przejmuje się równaniem z ziemią kolejnych miast na wyspie Medici, gdzie rozgrywa się akcja tej części gry. Nie brakuje też głównego złego, którego docelowo należy pokonać – dyktatora znanego jako Di Ravello.
Po raz pierwszy w historii serii twórcy na poważnie podeszli do fabuły, bowiem dla Rico republika Medici to rodzinne strony, dlatego też bohater przybywa na ratunek z osobistymi pobudkami. O wątku fabularnym lepiej jednak szybko zapomnieć. Rico spotyka na swojej drodze wielu znajomych, ale dialogi są słabe, na siłę zabawne i bardzo sztuczne. Tak naprawdę są tylko i wyłącznie pretekstem do popychania głównego wątku do przodu i w konsekwencji wyzwalania całej republiki spod rządów złego dyktatora.
Jestem zdumiony wielkością świata, który twórcy proponują graczom. W Just Cause 3 jest po czym jeździć, co zwiedzać i gdzie latać. Obszar 1000 kilometrów kwadratowych robi wrażenie. Sama republika podzielona jest na trzy wyspy, które wypełnione są miasteczkami, bazami wojskowymi i masą innych ciekawych lokacji. Jak to w tego typu grach bywa, jednym z głównych zadań Rico jest stopniowe oswobadzanie terenu z rąk dyktatora i przejmowanie kolejnych miasteczek. Robimy to np. przez niszczenie posągów dyktatora czy eliminowanie aktywnych posterunków policji. Nawet jeśli praktycznie cały czas robimy to samo, to dzięki sprawdzonej mechanice rozgrywki JC3 nie nudzi po kilku godzinach.
Rico wciąż korzysta ze swojej linki z hakiem, która wielokrotnie ratuje mu życie, a jednocześnie staje się kluczowym elementem ekwipunku. Korzystanie z niej nie jest łatwe i wymaga wprawy, jednak po pewnym czasie urządzenie to pomaga nie tylko w przemieszczaniu się na duże odległości, ale również w walce. Po Medici poruszamy się zarówno samochodami, jak i maszynami latającymi i pływającymi. Pomaga również wingsuit – specjalny kombinezon, który – dosłownie – pozwala latać, a także szybko pokonywać spore odległości i różnice w wysokości. Okazuje się, że linka z hakiem (+ spadochron) oraz wingsuit są tak dobrze zbalansowane i zapewniają tyle frajdy, że po pewnym czasie najlepiej zrezygnować z alternatywnego transportu. No, chyba że lubicie jeździć samochodami. Niestety w JC3 mechanika jazdy nie zmieniła się zbytnio w stosunku do poprzednich części i nadal jest bardzo toporna.
Pod względem wizualnym Just Cause 3 nie mam nic do zarzucenia - gra wygląda rewelacyjnie. Wspominałem już wcześniej o wybuchach, które momentami wyglądają wprost spektakularnie. Niech twórcy innych produkcji uczą się od Avalance Studios tworzenia efektów wybuchów (i nie chodzi tylko o to, co widzimy na ekranie, ale również o to, co słyszymy w głośnikach). Wielki świat, który przychodzi nam zwiedzać, jest dopracowany; nie spotkałem się z większymi problemami, jeśli chodzi o tekstury.
Gorzej jest jednak z modelami postaci, które wyglądają słabo, bardzo podobnie do tego, co widzieliśmy na starych konsolach. JC3 czasem też solidnie przycina i gubi klatki, ale miejmy nadzieję, że twórcy wyeliminują te problemy w kolejnych łatkach. Bolesne są też ekrany ładowania, które na PS4 sprawiają, że czasem mamy chwilę, by iść do kuchni i zrobić kawę. Co gorsza, czas ładowania gry zwiększa się wraz z postępami (a mówimy tutaj o nowych, szybkich konsolach!).
Irytującym problemem Just Cause 3 jest też łączenie się z serwerami Square Enix. Po co? Między innymi po to, by gracze rywalizowali ze sobą i wykonywali masę wyzwań, które przygotowali dla nich twórcy. Problem polega na tym, że serwery wydawcy nie były w momencie premiery przygotowane na duży napływ użytkowników. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby funkcję łączenia się z serwerami dało się wyłączyć z poziomu menu gry. Czegoś takiego jednak nie ma, co dość skutecznie wielokrotnie zabijało u mnie przyjemność z rozgrywki.
Początek 2016 roku to okres, w którym pojawia się niewiele nowych gier. To idealny moment, by nadrobić tytuły z 2015 roku, których nie udało nam się przejść w ciągu ostatnich 12 miesięcy. Just Cause 3 pojawiło się w sklepach późno, bo na początku grudnia, gdy wszystkie inne ciekawe produkcje już miały premierę za sobą, dlatego też dziś jest świetna pora na to, by do Rico Rodrigueza i jego przygód powrócić raz jeszcze - oczywiście pod warunkiem, że lubi się sadboxy, w których liczy się swoboda rozgrywki i ochota na niszczenie wszystkiego wokoło. O wciągającej fabule lepiej zapomnijcie.
PLUSY:
+ swoboda w wykonywaniu masy zadań,
+ ogromny świat, który zwiedzać możemy przez wiele godzin,
+ przepiękne efekty eksplozji i bardzo dobra grafika.
MINUSY:
- fatalna warstwa fabularna,
- pomniejsze błędy: spadające klatki na sekundę, ekrany ładowania, łączenie z serwerami Square Enix.
Poznaj recenzenta
Marcin RączkaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1977, kończy 47 lat
ur. 1993, kończy 31 lat
ur. 1973, kończy 51 lat
ur. 1975, kończy 49 lat
ur. 1969, kończy 55 lat