Koło czasu - sezon 2, odcinek 5 - recenzja
Najnowszy odcinek serialu Koło czasu zasypuje widzów nowym słownictwem, motywami i barwnymi postaciami, od których może zakręcić się w głowie. Dzięki temu historia jest ciekawsza i bardziej w duchu książek.
Najnowszy odcinek serialu Koło czasu zasypuje widzów nowym słownictwem, motywami i barwnymi postaciami, od których może zakręcić się w głowie. Dzięki temu historia jest ciekawsza i bardziej w duchu książek.
Piąty odcinek Koła czasu skupił się na Seanchanach, którzy w 2. sezonie zajęli miejsce trolloków i Pomiotów Cienia w sianiu terroru. Są ciekawski i zdecydowanie łatwiejsi do przedstawienia w serialu niż te przerażające kreatury. Ich kostiumy są bardzo kreatywne i zdobne, a bezwzględne zwyczaje budzą przerażenie. Intryguje ich kultura, a także fakt, że zniewalają przenoszące Jedyną Moc kobiety. W serialu zachowano najważniejsze motywy z książek związane z Seanchan, znacznie przyspieszając zniewolenie Egwene. Jak dotąd bohaterka nie odgrywała istotnej roli w 2. sezonie, ale ten zwrot fabuły pozwoli bardziej przejmować się tą postacią. Przez to, że już w poprzedniej serii Egwene była pojmana i torturowana przez Białe Płaszcze, można mówić o powtórce z rozrywki. Natomiast na pewno przyczyni się to do rozwoju tej postaci, a także przybliży nam ten naród oraz powody ich najazdu na kontynent. Jak na razie ten wątek jest bardzo zagmatwany. Dobrze, że intryguje dzięki wyrazistym postaciom, takim jak Turak czy Suroth.
Perrin, podobnie jak Egwene, mógł mieć poczucie deja vu, bo wrócił do młyna, ale tym razem opanowanego przez Białe Płaszcze. To pozwoliło twórcom wprowadzić do fabuły Aviendhę na swój własny sposób. Dzięki temu, że dobroduszny Perrin postanowił ją uwolnić z klatki, mogliśmy zobaczyć, jak skutecznie i morderczo „tańczy” kobieta Aielów. Dynamiczna walka mogła się podobać, choć wcale była jest efektowna. Szybkie cięcia i montaż kamuflowały to, że w tym starciu nie ma żadnej choreografii, tylko krótkie ciosy w szybkich ujęciach. Jak na tak duży budżet jest to bardzo rozczarowujące. Szczególnie że Aviendha nosi zasłonę na twarzy, jak przystało na Aiela w czasie pojedynku, co ułatwia nakręcenie sceny z udziałem zdolnej kaskaderki. Natomiast sama bohaterka emanuje pewnością siebie, wojowniczością i bezpośredniością, więc łatwo wzbudza sympatię. Twórcy nie zapomnieli o zastosowaniu odpowiedniego słownictwa i zwrotów jej ludu. Widzowie muszą się szybko nauczyć nowych pojęć. Zresztą na tym nie poprzestano, bo jeszcze wprowadzono Świat Snów, w którym króluje Lanfear.
Wątek Lanfear nie był porywający, ale za to pomógł poznać jej prawdziwą naturę – zakochanej bez pamięci manipulantki. Jest brutalna i cwana, ale dała się łatwo oszukać prostej zmyłce Moiraine. Ponadto jeszcze nie odczuliśmy jej prawdziwej potęgi, co może zmienić się w następnym odcinku po cliffhangerze, gdy Rand wszedł do Świata Snów, aby się z nią skonfrontować. Na tę chwilę Ishamael wydaje się znacznie silniejszym Przeklętym, ale to Natasha O'Keeffe wypada bardziej wyraziście od Faresa Faresa. W każdym razie oboje knują tak, że możemy się spodziewać interesującej kulminacji wydarzeń na koniec sezonu, która najprawdopodobniej rozegra się w świetnie prezentującym się Falme.
Wątek Moiraine i Randa niezbyt emocjonował, mimo ich burzliwej relacji i pościgu Przeklętej. Aes Sedai wyciągnęła wnioski z popełnionych wcześniej błędów i pozwoliła podjąć samodzielną decyzję Smokowi Odrodzonemu. Postać Moiraine rozwija się ciekawie, ale jej historia nie należy do najbardziej angażujących. Przynajmniej Rosamund Pike dodaje jej trochę głębi. Wierzymy w dramat jej bohaterki, która zaczęła mieć sporo wątpliwości i poczucie winy. Nie ma łatwo w obliczu braku dostępu do Jedynej Mocy oraz presji rodziny, Białej Wieży, Przeklętych i widma przeznaczenia.
W nowym odcinku Nynaeve zeszła na dalszy plan, ale wciąż będziemy śledzić jej losy po tym, jak uwolniła ją i Elayne Aes Sedai z Żółtych Ajah. Liandrin dostała konkretniejszą scenę, ale wydaje się niejednoznaczną antagonistką. W epizodzie pojawiła się Verin, która prowadzi tajne śledztwo w sabotowanej przez Sprzymierzeńców Ciemności Białej Wieży. Co prawda jest postacią poboczną, ale Meera Syal tak dobrze pasuje do tej roli, że przyjemniej ogląda się z nią sceny, które pod koniec sezonu najpewniej zaprocentują fabularnie.
Piąty odcinek utwierdza mnie w przekonaniu, że 2. seria Koła czasu jest lepsza od poprzedniej. Historia i postacie rozwijają się szybciej, a świat przedstawiony staje się coraz bogatszy. Choć akcja nie pędziła, to duża liczba różnych wątków sprawiła, że ponadgodzinny epizod się nie dłużył. Miejmy nadzieję, że ta solidność w prowadzeniu fabuły zostanie utrzymana do końca sezonu, aby z nawiązką wynagrodzić widzom i fanom ledwie poprawną pierwszą serię oraz jej słaby finał.
Poznaj recenzenta
Magda MuszyńskaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1981, kończy 43 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1963, kończy 61 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1961, kończy 63 lat