„Kości”: sezon 10, odcinek 10 – recenzja
“Kości” w jubileuszowym 200. odcinku całkowicie porzucają dotychczasowy schemat serialu, prezentując coś kompletnie innego. Twórcy na nowo prezentują znanych nam bohaterów, umieszczając ich w stylizacji typowej dla filmów Hitchcocka z lat 50. Pomysł genialny, wykonanie też całkiem niezłe, a wierni fani mogą czuć satysfakcję.
Autor recenzji: Stefan Łojko
“Kości” w jubileuszowym 200. odcinku całkowicie porzucają dotychczasowy schemat serialu, prezentując coś kompletnie innego. Twórcy na nowo prezentują znanych nam bohaterów, umieszczając ich w stylizacji typowej dla filmów Hitchcocka z lat 50. Pomysł genialny, wykonanie też całkiem niezłe, a wierni fani mogą czuć satysfakcję.
Autor recenzji: Stefan Łojko
"Kości" ("Bones") trwają na antenie FOX już 10 rok i na razie nie zapowiada się, aby szybko miały z niej zniknąć. Jak w każdym proceduralu - zdarzają się lepsze i gorsze odcinki, ale serial właściwie cały czas trzyma poziom. Jedyne, co można zarzucić nowym odcinkom, to zbytnia schematyczność. Booth i Brennan dyskutują w domu na jakiś temat, najczęściej związany z Christine, nagle zaczyna się śledztwo, które mniej lub bardziej wiąże się z tematem dyskusji, a na końcu osiągają wypracowany w trakcie dochodzenia kompromis. Na szczęście serial zachowuje swój humor, a większość spraw tygodnia nadal potrafi zainteresować. W 200. odcinku twórcy rezygnują jednak z wszelkich schematów, przenosząc akcję serialu ze współczesnego Waszyngtonu do Los Angeles lat 50.
Już sam pomysł odcinka kompletnie wyrwanego ze świata przedstawionego w serialu zasługuje na uznanie. Czarno-biały początek przedstawiający gwiazdy „Kości” wypada wyśmienicie, przywołując na myśl Hollywood sprzed lat, kiedy aktorzy byli prawdziwymi gwiazdami szanowanymi przez widzów. Jest to jednocześnie forma uszanowania dla Emily Deschanell i Davida Boreanaza, którzy już od dekady świetnie wcielają się w swoje role. Stylizacja na Hitchcocka wypada bardzo dobrze – klimat klasycznych dzisiaj filmów sprzed pół wieku czuć już od pierwszych chwil odcinka. Kostiumy, fryzury, makijaż, rekwizyty i scenografia stoją na wysokim poziomie; w ciekawy sposób udało się też wykorzystać dotychczasowe lokalizacje.
[video-browser playlist="636958" suggest=""]
Wszyscy znani nam bohaterowie pojawiają się w nowych, zaskakujących rolach. Twórcy bawią się różnymi cechami postaci, choćby obsadzając Bootha w roli złodzieja klejnotów czy Maxa w roli szefa policji. Hodgins jako badacz dinozaurów jest strzałem w dziesiątkę. Aktorsko cała obsada wypadła bardzo dobrze, grając w typowy dla kina lat 50. sposób. Jedyne, co może przeszkadzać, to dość drętwe i uproszczone w niektórych miejscach dialogi, mające na celu za wszelką cenę puścić oko do widza. Nie są jednak na tyle rażące, aby popsuć przyjemność płynącą z oglądania. Historia morderstwa i kradzieży klejnotów jest ciekawa i wzbudza zainteresowanie. Dobrym pomysłem była próba zastosowania w śledztwie kompletnie nowych dla tamtych czasów metod medycyny sądowej przez Brennan - pozwoliło to utrzymać typowy dla "Kości" rozwój wydarzeń. Najwięcej emocji wzbudza świetnie sfilmowana jedna z końcowych scen z udziałem samolotu.
Czytaj również: „Kości” – ciąża Emily Deschanel zostanie wpisana do serialu
Twórcom serialu należy się pochwała za kreatywne podejście do 200. odcinka. Klimat filmów Hitchcocka jest wyraźnie wyczuwalny, na myśl od razu przychodzi choćby film "Północ - północny zachód". Warto było oglądać poprzednie 199 odcinków, aby zobaczyć ten wyjątkowy epizod. Odejście od dotychczasowej fabuły umożliwia obejrzenie „The 200th in the 10th” również osobom, które w pewnym momencie przestały śledzić serial. Mimo słabszych momentów czy odcinków "Kości" cały czas mają się całkiem nieźle. Oby twórcy próbowali serwować więcej takich nietypowych historii. Po 10 sezonach mogą sobie na to spokojnie pozwolić.
Poznaj recenzenta
Marcin RączkaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1973, kończy 51 lat
ur. 1992, kończy 32 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1985, kończy 39 lat
ur. 1980, kończy 44 lat