Królewna Śnieżka
Pozwólcie, że tekstem tym popłynę z falą popularności programów kulinarnych i zacznę od przedstawienia wam przepisu. Do skomponowania naszego przysmaku potrzebne będą: miłość, wiedza, poczucie humoru – to ostatnie starannie dobrane, zależnie od tego, jaki charakter chcemy nadać naszej potrawie. Przyda się także szczypta talentu, ale o tym nie warto nawet wspominać, bo to przecież oczywistość. Odpowiednik soli w kuchni tradycyjnej.
Pozwólcie, że tekstem tym popłynę z falą popularności programów kulinarnych i zacznę od przedstawienia wam przepisu. Do skomponowania naszego przysmaku potrzebne będą: miłość, wiedza, poczucie humoru – to ostatnie starannie dobrane, zależnie od tego, jaki charakter chcemy nadać naszej potrawie. Przyda się także szczypta talentu, ale o tym nie warto nawet wspominać, bo to przecież oczywistość. Odpowiednik soli w kuchni tradycyjnej.
Sposób przygotowania jest prosty, ale jak zawsze diabeł tkwi w szczegółach. Ważne jest bowiem, by składniki starannie wymieszać, dosypując na przemian, tak, żeby wypełniły dostępną przestrzeń po brzegi, ale żeby ani odrobinka się nie ulała. Ważna jest też spójność, klarowność... no i oczywiście smak. Dopiero wtedy produkt wkładamy do pieca, wypalamy i prezentujemy publiczności... idealny pastisz.
[image-browser playlist="602713" suggest=""]©2012 Monolith Films
Wydaje się to wszystko proste, prawda? Tym bardziej zaskakujące jest, jak rzadko się taka potrawa udaje. Zamiast pastiszu twórcy bardziej skorzy są bowiem przygotowywać niskiej próby parodie – produkty instant na szybko rozrobione z wodą fabuły i wrzucone do mikrofali w myśl zasady – z colą i popcornem i tak będzie zjadliwe. Za przykład niech posłużą „Scary movie”, „Meet the Spartans” i cała seria parodii gatunkowych typu „Not Another Teen Movie”. Nędzne popłuczyny po klasycznych komediach ZAZ (która to spółka zresztą stała się finalnie cieniem samej siebie) i stworzone na chybcika, by żerować na kinowych przebojach.
Z drugiej strony mamy prawdziwe perły dowodzące wartości przepisu. Bo niech mi ktoś powie, że po genialnym „Galaxy Quest” nie widać, że zrealizowali go fani. Równie łatwo jest odgadnąć, jaki jest stosunek twórców „Tropic Thunder” do filmów o wojnie w Wietnamie. W połączeniu ze znajomością tematu (wiedza), błyskotliwymi scenariuszami i świetnymi kreacjami aktorskimi (talent i humor), powstały wyśmienite pastisze. „Mirror Mirror” (w Polsce zupełnie głupio tłumaczone jako „Królewna Śnieżka”) też zalicza się do tej właśnie grupy. I trzeba przyznać, smakuje wyśmienicie.
Pozornie mamy do czynienia z tą samą co zawsze historią królewny, która, uciekając przed złą macochą, trafia do domku siedmiu krasnoludków, a te przygarniają dziewczynę, dbają o nią i tuczą dla księcia, który nadciąga z daleka w poszukiwaniu prawdziwej miłości. Różnica w tej wersji polega na tym, że tu opowieść snuje Zła Królowa i dzięki temu, przynajmniej w założeniu, poznajemy drugą wersję historii.
[image-browser playlist="602714" suggest=""]©2012 Monolith Films
No dobra, ten zabieg nie do końca się twórcom udał, zupełnie jakby porzucili go gdzieś w trakcie, poza tym jednak większość pomysłów na odbrązawianie baśni udało się zrealizować lepiej niż dobrze. I tak krasnoludki miast pracować w kopalni, są złodziejami na trakcie. Piękny Książę jest równie przystojny co głupawy, a uroda starzejącej się Królowej ma swoją straszliwą cenę. I nie, tym razem nie jest to banalna krew dziewic... W tej rzeczywistości próbuje się odnaleźć wrażliwa, ale ciapowata pierdoła, jaką jest Śnieżka. I robi to, przyznać trzeba, zabawnie i uroczo. A przy okazji nie wypadając z konwencji. Bo to z jednej strony retelling, ale z drugiej – jak na udany pastisz przystało – także hołd wobec prawdziwych baśni. Więc i opowieść z happy endem i morałem.
Pod wieloma względami jest to film podobny do przeuroczej, disneyowskiej „Enchanted”, ale ma w sobie także coś z pierwszego, niezwykle udanego przecież „Shreka”. Ta kpina z konwencji podszyta jednak wiarą, że wszystko musi się dobrze skończyć, bo... no bo to kurde baśń! A żarty mają swoje granice.
Tak jest i tutaj. Śmiejemy się z komicznych scenek, bawi nas łamanie schematów, ale dzieciak ukryty w każdym dorosłym domaga się jednak, by ciapowata Śnieżka i głupawy Książę mieli jednak gromadkę opóźnionych, ale ślicznych dzieci i by rządzili swym roztańczonym Królestwem. Oczywiście po tym, jak umrze już tatuś Król. Ale umówmy się, gdy zobaczycie, kto go gra, nie będziecie mieli wątpliwości, że ów zgon nastąpi całkiem prędko. Tak, to trochę spoiler, ale z tych, które raczej nie popsują wam zabawy.
[image-browser playlist="602715" suggest=""]©2012 Monolith Films
Opinia, którą tu serwuję nie byłaby pełna, gdybym nie zwrócił uwagi na jeszcze dwa niezwykle ważne czynniki wyraźnie wpływające na jakość filmu. Jednym z nich jest obsada. Nie boję się stwierdzić, że Julia Roberts stworzyła jedną z najlepszych swoich kreacji i nareszcie zatarła niesmak pozostawiony po filmie promującym obżarstwo, dewocję i wolny seks. Tym samym dołączyła do Susan Sarandon i Michelle Pfeiffer (ach, Michelle!) jako wyśmienita wiedźma. Przy tym pogratulować należy również scenarzyście, że tak wyważył sceny, by Zła Królowa nie przyćmiła jednak Śnieżki. Byłoby szkoda zarówno dla słodziutkiej Lily Collins, jak i dla widza. Bo jednak córka słynnego Phila jest w tym filmie i śliczna i urocza – dokładnie taka, jak powinna być. Do takiej właśnie Śnieżki świetnie pasuje Armie Hammer jako Książę. Za to karły wcielające się w krasnoludków (wśród których pewnie rozpoznacie Danny’ego Woodburna czy Martina Klebbę) po raz kolejny udowadniają, że niestety Hollywood za mało stwarza im okazji, by mogli się wykazać.
Drugi element wymagający specjalnego podkreślenia to scenografia. Z jednej strony teatralna, umowna, a z drugiej cudnie baśniowa i zupełnie współgrająca z przyjętą konwencją. Chwilami czułem się, jakbym oglądał uwspółcześniony, wzbogacony teatr telewizji dla dzieci. Co dla mnie, chłopaka wychowanego na „Igraszkach z diabłem”, jest jedną z najwyższych form komplementu.
[image-browser playlist="602716" suggest=""]©2012 Monolith Films
Podsumowując. W tym filmie widać miłość. Do baśni, do postaci, do historii, które twórcy pewnie nie raz słyszeli w dzieciństwie. Widać kunszt i talent, a także to, że tworząc ten obraz, wszyscy się przy nim dobrze bawili. I, co wcale nie jest takie częste, ten nastrój wyśmienitej zabawy udziela się także widzom. Skonsultowawszy więc sprawę z potomstwem (Zuzia, lat siedem i pół, oraz Samuel, lat 6), zgodnie „Królewnę Śnieżkę” polecamy wszystkim. Z wyjątkiem ponuraków.
Jakub Ćwiek – polski autor fantastyki, znany przede wszystkim z bestsellerowej tetralogii „Kłamca”, której ostatni tom właśnie trafił na rynek. Z zawodu pisarz, publicysta, copywriter i scenarzysta, hobbystycznie aktor i reżyser teatralny. Znawca i miłośnik popkultury.
Poznaj recenzenta
Jakub ĆwiekDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat