Kroniki Times Square: sezon 3, odcinek 7 - recenzja
Data premiery w Polsce: 11 września 2017Serial Kroniki Times Square powoli żegna się z widzami, sukcesywnie zamykając wątki. W przedostatnim epizodzie jeden z nich zostaje skonkludowany w dość gwałtowny sposób.
Serial Kroniki Times Square powoli żegna się z widzami, sukcesywnie zamykając wątki. W przedostatnim epizodzie jeden z nich zostaje skonkludowany w dość gwałtowny sposób.
Kolejni bohaterowie opuszczają Times Square. Sposób, w jaki Simon i Pelecanos finalizują opowieść, może być przykładem dla wszystkich, którzy mają wielkie problemy z zamknięciem wielosezonowych seriali. Wyciszanie i spowalnianie akcji zaczęło się praktycznie od pierwszych epizodów trzeciej serii. Dzięki temu twórcy wygospodarowali wystarczającą ilość czasu na logiczne i klarowne zamknięcie wszystkich najważniejszych wątków. Wbrew pozorom to nie jest reguła we współczesnej telewizji. Część produkcji galopuje praktycznie do samego końca, tylko po to, żeby w ostatnich odcinkach szybko i niedbale pozamiatać pod dywan cały fabularny bałagan.
W Kronikach Times Square zawsze panował porządek. Jest to o tyle zaskakujące, że mamy tu do czynienia z jednym z najbardziej treściwych i wielowątkowych obecnie nadawanych seriali. Dzięki scenariuszowemu reżimowi nawet najbardziej radykalne rozwiązania fabularne nie szokują. W bieżącym odcinku dostaliśmy przerażający zwrot akcji, który zmroził chyba każdego fana serialu. Samobójstwo Lori zaskoczyło wszystkich, ale po ponownej analizie jej losów z bieżącego sezonu, można dojść do wniosku, że śmierć bohaterki wisiała w powietrzu.
W historii Lori nie chodzi o kiepską sytuację finansową, samotność czy permanentną włóczęgę. Dziewczyna popełniła samobójstwo, ponieważ zdała sobie sprawę, że nie zdoła wyzwolić się z branży porno. Próbowała wszystkiego – kobieta znajdowała się zarówno na szczycie, jak i na samym dnie. Wszędzie traktowano ją jednak identycznie – bez szacunku, jak przedmiot, swoistą zabawkę erotyczną. W momencie, gdy znów wróciła na ulicę, zrozumiała, że nie ma ucieczki od tej beznadziei. Samobójstwo w jej mniemaniu było bardziej godnym rozwiązaniem niż codzienne oddawanie się mężczyznom – nieważne, czy na ulicy, czy na planie filmowym.
Śmierć Lori, mimo że zaskakująca, była do przewidzenia już po pierwszych epizodach trzeciego sezonu. Co ciekawe, decyzja bohaterki pokazuje w nieco innym świetle zarówno Eileen, jak i Vincenta. Ta pierwsza, mimo szczerych intencji i pewnego rodzaju misji, żyje z wykorzystywania kobiet takich jak Lori. Przypomnijmy sobie pogadankę w klubie feministek, podczas której walczące panie wytknęły Candy hipokryzję. Coś w tym jest – długie rozmowy pomiędzy Eileen i Lori mają tylko jeden cel. Reżyserka chce namówić młodszą koleżankę do powrotu na plan filmów porno. Nie interesują ją odczucia i sentymenty. Liczy się tylko biznes. Opowieść Candy jednak nie dobiegła jeszcze końca. Realizacja artystycznego filmu może okazać się manifestem, który odpowiednio skonkluduje historię najważniejszej postaci w Kronikach Times Square.
W bieżącym epizodzie również Vincent zostaje zdefiniowany na nowo. Staje się to zarówno za pomocą historii, jak i kilku symboli. Pistolet, zdjęcie, opuszczony pokój. Abby definitywnie odchodzi od swojego mężczyzny, ponieważ zdaje sobie sprawę, iż jest on tak głęboko zakorzeniony w Times Square, że nie ma szans na zmianę. Wszystko to, z czym kobieta tak usilnie walczy, zagnieździło się u niej w domu. Abby, odchodząc, zostawia Vincentowi bardzo sugestywne zdjęcie. Martino kryjący się w mroku jest jak Nowy Jork, który nigdy nie wyzwoli się od trawiącego go raka prostytucji, przestępstwa i degeneracji. Abby zdaje sobie sprawę ze swojej walki z wiatrakami, podobnie jak Lori, która traci wszelką nadzieję na lepsze jutro.
Przedostatni odcinek Kronik Times Square nie kokietuje nas wizją happy endu w wielkim finale. W momencie, gdy Lori chowa fiolkę z kokainą, oglądający ma nadzieję, iż to jest właśnie chwila, w której dziewczyna wyjdzie dumnie z pokoju i rozpocznie walkę o nowe, szczęśliwe życie. Kusząca wizja, jednak jakże nierzeczywista. Na koniec warto zastanowić się, co oznacza finałowa sekwencja z zasmuconą Eileen siedzącą w pomieszczeniu całym w bieli. Czy bohaterka czuje zawód i rozczarowanie, że Lori nie pojawiła się na planie? A może zrozumiała, co uczyniła swojej przyjaciółce i przepełniają ją teraz wyrzuty sumienia?
Źródło: zdjęcie główne: HBO
Poznaj recenzenta
Wiktor FiszDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat