Łasuch: sezon 1 - recenzja
Data premiery w Polsce: 21 maja 2021Ciepła opowieść o apokalipsie – brzmi jak oksymoron? Być może, jednak Łasuch udowadnia, że takie rzeczy są możliwe. Nie oznacza to jednak, że nowa produkcja Netflixa jest serialem familijnym. Wręcz przeciwnie – momentami jest bardzo ciężko. Zapraszam do recenzji.
Ciepła opowieść o apokalipsie – brzmi jak oksymoron? Być może, jednak Łasuch udowadnia, że takie rzeczy są możliwe. Nie oznacza to jednak, że nowa produkcja Netflixa jest serialem familijnym. Wręcz przeciwnie – momentami jest bardzo ciężko. Zapraszam do recenzji.
Łasuch to produkcja odcinkowa oparta na docenionym komiksie Jeffa Lemire'a pod tym samym tytułem. Opowieść przenosi nas do Ameryki zniszczonej przez tajemniczą pandemię groźnego wirusa. Dodatkowo część dzieci przychodzi na świat jako hybrydy ludzi i zwierząt. Głównym bohaterem serialu jest jedno z takich stworzeń. Gus, pół jeleń, pół chłopiec wyrusza w pełną niebezpieczeństw podróż po wyniszczonych Stanach Zjednoczonych w poszukiwaniu swojej matki. Drugim protagonistą serialu jest lekarz Aditya Singh próbujący odkryć tajemnicę dziesiątkującej ludzkość pandemii. Wątki tych dwóch postaci toczą się na razie niezależnie, ale też nieuchronnie do siebie się zbliżają. Nastąpi to zapewne w kolejnych seriach, bo pierwszy sezon pełni rolę obszernego preludium.
Łasuch to klasyczny fantastyczno-przygodowy serial z elementami znamiennymi dla kina drogi. To bardzo dobrze przygotowana produkcja, która w satysfakcjonujący sposób konwertuje materiał źródłowy na potrzeby telewizji. Sposób realizacji sprawia, że momentami zapominamy, iż śledzimy historię o końcu świata. Towarzysząc Gusowi, zanurzamy się w bajkowej estetyce. Perspektywa chłopca upraszcza narrację, wynikiem czego odnosimy wrażenie, jakbyśmy oglądali nieco mroczniejszy familijny obraz. Historia Gusa, jego dążenia, emocje i przeżycia są zrozumiałe również dla dzieci. Praktycznie do samego końca nie uświadczymy w tym zwrotów akcji kierujących opowieść w bardziej ponure rejony.
W końcówce sezonu poznajemy genezę bohatera i nie jest ona optymistyczna, ale nadal nie wykraczamy poza baśniowe ramy. Dzięki takiemu podejściu dostajemy interesujący dysonans pomiędzy dziecięcym spojrzeniem na świat Gusa a otaczającą go złowieszczą rzeczywistością. Młodzieńcza naiwność stanowi siłę napędową postaci i jest generatorem pozytywnej energii, którą bohater zaraża spotkane osoby. Posępny świat widziany oczyma Gusa staje się niczym pokolorowany pastelowymi kredkami. Taka estetyka zaskakująco dobrze pasuje do dystopijnej rzeczywistości, w której toczy się akcja serialu. Świat, pozornie pozbawiony nadziei, przepełnia jasność i dobro. Wobec tak ukierunkowanego bohatera pozostajemy bezbronni. Angażujemy się emocjonalnie w jego losy i kibicujemy mu od samego początku.
Konwencja zmienia się diametralnie, gdy przenosimy się do doktora Singha. Śledząc poczynania uczonego, poznajemy niewielką społeczność żyjącą w cieniu olbrzymiego zagrożenia, jakim jest epidemia. Tutaj wszystkie mroczne motywy wybrzmiewają już bardzo donośnie. Nikt nie nakłada kolorowego filtra na toczące się wydarzenia. Już sama oprawa audiowizualna sugeruje, że nie ma tu miejsca na baśń. W ciemności wychodzą na powierzchnię wszystkie ludzkie demony. Poznajemy zło wynikające z ludzkiego strachu, ale też z chciwości i chęci dominacji. W tym miejscu Łasuch podąża drogą wytyczoną przez wcześniejsze dystopijne historie stawiające pytania o moralność człowieka. Fabularnie jednak nikt tutaj nie odkrywa Ameryki, a część postaci jest mocno stereotypowa. Fakt, że to już gdzieś widzieliśmy, sprawia, że chętniej uczestniczymy w przygodach ekipy Gusa, niż oglądamy dość przewidywalne wydarzenia z udziałem Singha.
Na szczęście większość z postaci da się lubić i prawie w każdym przypadku udaje się wygenerować więź emocjonalną między bohaterem a widzem. Twórcy umiejętnie grają animalistycznymi cechami Gusa, żeby uwypuklić jego czystość i łagodność. Doskonale wypada również towarzysz tytułowego bohatera - Tommy Jepperd grany przez znanego z Gry o tron Nonso Anozie. Aktorsko serial stoi na zadowalającym poziomie, ale nie ma też fajerwerków. Wśród wykonawców wyróżniają się na pewno: wspomniany wcześniej Anozie, Aliza Vellani wcielająca się w żonę doktora Singha i Stefania LaVie Owen grająca Niedźwiedzicę. Całkiem dobrze radzi sobie również Christian Convery portretujący tytułowego Łasucha. Jak na młodego aktora umiejętnie odnajduje się w roli protagonisty tego złożonego serialu.
Zaskakujące, jak bardzo ta prosta historia o zmaganiach dobra ze złem wciąga i jak skutecznie generuje emocje. W Łasuchu nie ma przecież nic odkrywczego. Nie znajdziemy tutaj większej głębi i złożonej analizy ludzkiej moralności. Siłę serialu stanowi zarówno opowieść, jak i postacie, z którymi sympatyzujemy od pierwszych minut. Dzięki dobrze skonwertowanemu materiałowi źródłowemu (komiks jest dużo mroczniejszy i ciężej odnaleźć w nim nadzieję) i niezłej realizacji Netflix wreszcie odnosi sukces.
Poznaj recenzenta
Wiktor FiszDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1996, kończy 28 lat
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1948, kończy 76 lat
ur. 1937, kończy 87 lat
ur. 1982, kończy 42 lat