Liczy się tylko ona
Data premiery w Polsce: 24 listopada 2024Od zapierającej dech w piersiach trylogii w środkowej części sezonu Impersonalni konsekwentnie ewoluują w rasowy serial wielowątkowy, zostawiając coraz bardziej w tyle swoje proceduralne korzenie.
Od zapierającej dech w piersiach trylogii w środkowej części sezonu Impersonalni konsekwentnie ewoluują w rasowy serial wielowątkowy, zostawiając coraz bardziej w tyle swoje proceduralne korzenie.
Na końcu poprzedniego odcinka Decima zdołała uruchomić Samarytanina na okres próbny trwający jedną dobę. "Beta" ukazuje nam wydarzenia "oczyma" nowej maszyny, której przetrwanie jest zależne od eliminacji Reese’a i spółki. Bohaterowie muszą poruszać się po Nowym Jorku niezauważeni przez wszędobylskie kamery, chroniąc jednocześnie kolejny "numer" – najważniejszą osobę w życiu Harolda, czyli Grace. I tu tkwi największa siła nie tylko tego epizodu, ale całego serialu. Gdy wydawało się, że dwie potężne sztuczne inteligencje i ich rywalizacja zdominuję fabułę Impersonalnych, twórcy nie zapomnieli o czynniku ludzkim, ba, cały czas mocno trzyma się on na pierwszym planie! To już nie jest tylko rewelacyjny procedural. To ambitna i kompleksowa historia o odkupieniu.
Kilka odcinków wcześniej uchylono rąbka tajemnicy na temat przeszłości Root i tego, dlaczego Maszyna wybrała ją na swój analogowy interfejs. Zapewne jeszcze przed nami o wiele dokładniejsza eksploracja jej przeszłości, ale już wiemy, że dawniej nie była tylko diabelsko urocza, ale również bezwzględnie brutalna. Teraz odnalazła nowy cel w swoim życiu. Taki, który pomoże jej pogodzić się z popełnionymi grzechami. Podobnie Shaw, która dla swoich przełożonych była przez wiele lat tylko zabawką i maszyną do zabijania. Nawet Fusco musi cały czas udowadniać swoją wartość, aby załagodzić ciążące na nim piętno brudnego gliny, którym kiedyś był.
Dlaczego o tym piszę? Ponieważ właśnie w recenzowanym odcinku motyw przewodni rozliczenia popełnionych błędów w końcu w pełni się wykrystalizował. Widać to przede wszystkim w relacji Harolda i Reese'a, których więź jest jeszcze mocniejsza niż dotychczas, a wydawało się to już niemożliwe. John otrzymał od życia dwie szanse na miłość. Jednej nie wykorzystał, a druga została mu zabrana. Po śmierci Carter załamał się i postanowił zapaść się pod ziemię. Z otchłani wyciągnął go właśnie Finch. Teraz role się odwracają. Scenariusz jest bardzo podobny, ale tym razem istnieje szansa na uratowanie Grace, a przecież "liczy się tylko ona". Te enigmatyczne słowa można rozumieć na wiele sposobów, ale jedna interpretacja jest pewna. Gdyby coś jej się stało, przemiana Harolda byłaby drastyczna. A jeżeli myślicie, że żądny zemsty Reese doprowadziłby (gdyby mu pozwolono) siłą do większych zniszczeń i chaosu niż Finch za pomocą komputera, zastanówcie się raz jeszcze. John nie cofnie się więc przed niczym, aby uratować Grace.
[video-browser playlist="635349" suggest=""]
Powyższa analiza to oczywiście preludium przed wspomnieniem niezwykle emocjonalnych scen z ostatnich 10 minut epizodu. Zanim jednak znów przyjmiemy poważniejszy ton, skupmy się chwilę na pierwszych 30 minutach. Jak zwykle sporo akcji, świetnych tekstów i humoru charakterystycznego dla hitu CBS. Fantastycznie oglądało się zabawę w kotka i myszkę, jaką John, Shaw i Root zafundowali sobie z Samarytaninem w pierwszej fazie odcinka. Potem akcja płynnie przeniosła się na komisariat Fusco, gdzie festiwal genialnych scen był kontynuowany. Najlepiej w tym wszystkim wypada dynamika Root/Lionel, których one-linery potrafią rozłożyć na łopatki. Było jednak wiadomo, że happy endu tym razem nie uświadczymy. Cóż, co najwyżej możemy nazwać zwieńczenie "Bety" słodko-gorzkim. Grace jest bezpieczna, ale jakim kosztem?
Kulminacyjna sekwencja na moście i momenty ją poprzedzające to niezły emocjonalny rollercoaster. Ogromna w tym zasługa Michaela Emersona i Carrie Preston, którzy poza planem tworzą szczęśliwe małżeństwo. Ze scen z ich udziałem wprost biła prawdziwość i niesamowite uczucie. W kontraście do wydarzeń z poprzedniego odcinka zasady Harolda w mgnieniu oka uległy niemal całkowitemu przewartościowaniu. Zabicie kongresmena dla dobra ogółu było czymś nie do przyjęcia, jednak gdy w grę wchodzi dobro Grace, z ust Fincha padają słowa, których nigdy nie spodziewaliśmy się usłyszeć. "Zabijcie ich wszystkich" – wypala bohater, który do tej pory dał się poznać jako człowiek ceniący każde ludzkie życie ponad wszystko. Jak widać jedno z nich jest dla niego ważniejsze od pozostałych. Brawa również dla scenarzystów, którzy przez trzy lata z umiarem dozowali ten tragiczny wątek miłosny, aby ze zdwojoną siłą uderzyć tym razem. Opaska na oczach Grace to prosty zabieg, który miał piorunujący efekt – byli znów tak blisko siebie, a jednak tak daleko.
Teraz Greer ma Harolda, który wiedział, że jego przeznaczeniem jest znaleźć się w tym położeniu. Budowa Maszyny prędzej czy później musiała spowodować taki obrót spraw i w dwóch ostatnich odcinkach trzeciej serii Impersonalnych bohater będzie musiał zmierzyć się ze swoimi największymi demonami. A Samarytanin w tej odsłonie pokazał tylko niewielką próbkę swoich możliwości. Dopiero gdy zostanie uruchomiony na pełnej mocy, słowa Root o dwóch bogach grających tą samą talią kart nabiorą większej wagi. Czy do tego dojdzie? Zapewne dowiemy się już wkrótce.
Poznaj recenzenta
Oskar RogalskiKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1971, kończy 53 lat
ur. 1964, kończy 60 lat
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1974, kończy 50 lat