Lincoln
Steven Spielberg zawsze był reżyserem świadomym oczekiwań publiki oraz tego, co chce osiągnąć tworząc dany film. "Lincoln" to kino nietuzinkowe, które zostało stworzone w jednym celu - aby powiększyć kolekcję Oscarów, jednocześnie ucząc, jak należy kręcić historyczne biografie.
Steven Spielberg zawsze był reżyserem świadomym oczekiwań publiki oraz tego, co chce osiągnąć tworząc dany film. "Lincoln" to kino nietuzinkowe, które zostało stworzone w jednym celu - aby powiększyć kolekcję Oscarów, jednocześnie ucząc, jak należy kręcić historyczne biografie.
"Lincoln" to kino pod wieloma względami dopracowane do perfekcji. Fantastyczne zdjęcia Kamińskiego, świetne kostiumy, imponująca charakteryzacja i scenografia oraz, jak zawsze, znakomita muzyka Johna Williamsa. Zastrzeżenia może budzić sama opowieść, przy której można wejść w polemikę, ile jest w niej gloryfikacji bohatera narodowego, a ile prawdy.
Akcja skupia się na ostatnich czterech miesiącach życia prezydenta Abrahama Lincolna, kiedy zmagał się on z poprawką, na mocy której miało zostać zniesione niewolnictwo. Powody kierujące Lincolnem nie jest są ukazane w sposób jednoznaczny i bynajmniej nie sprawiają wrażenia jego idealistycznego widzimisię. Spielberg, skupiając się na polityce, wchodzi na atrakcyjny grunt, intrygując emocjami i napięciem. Pomimo naturalnej świadomości tego, jak to wszystko się zakończy, zmagania Lincolna i jego podwładnych w politycznej walce z opozycjonistami w kongresie, ogląda się z zaciekawieniem. W tej batalii błyszczy scenariusz, który przepełniony jest błyskotliwymi dialogami, idealnie wykorzystanymi przez grono utalentowanych aktorów.
[image-browser playlist="595202" suggest=""]
©2012 DreamWorks
Już pod względem formy opowiadanej historii wyraźnie widać, że Spielberg bawi się gustem Akademii Filmowej. Jeśli ktoś szukałby kiedyś definicji "filmu oscarowego", to powinien włączyć "Lincolna" i będzie miał ją podaną na tacy. Raczej nie jest to przypadek, że te elementy są tak wyraźnie dostrzegalne, przez co zamiar reżysera jest oczywisty. Trudno też dokładnie wymienić poszczególne czynniki - to po prostu czuć podczas seansu. Nie oznacza to jednak, że "Lincoln" nie może podobać się zwyczajnemu wielbicielowi kina, który powinien być zachwycony przynajmniej jednym elementem tej produkcji - wybitnym aktorstwem.
Daniel Day Lewis to dowód na to, że mutanci są wśród nas. On w żadnej mierze nawet nie próbuje grać Abrahama Lincolna, bynajmniej tak tego nazwać nie można. Lewis, niczym kameleon, staje się tą postacią, tworząc wyrazistego człowieka z krwi i kości. Nigdy w historii kina nie stworzono kreacji, która w sposób tak oszałamiający przekonywałaby nas do tego, że nie oglądamy filmu, ani aktora w charakteryzacji, ale prawdziwego Abrahama Lincolna. Czysta magia i popis na najwyższym poziomie! Wszelkie zachwyty nad Danielem Day Lewisem są jak najbardziej uzasadnione. Aczkolwiek pozostali aktorzy łatwo nie ustępują mu pola, dając z siebie naprawdę wiele. Spośród utalentowanego drugiego planu na wyróżnienie zasługują Sally Field i Tommy Lee Jones. Dwie wybitne kreacje, które odrobinę bledną pod naporem perfekcyjności Lewisa, ale robią niewiele mniejsze wrażenie
Spielberg również umiejętnie operuje tym, co w filmie o prezydencie Stanów Zjednoczonych jest oczekiwane i zarazem wskazane - patosem. Ku naszemu zdziwieniu, nie ma go tu tak wiele, jak można się było spodziewać. W pierwszym lepszym filmie Michaela Baya jest on o wiele bardziej nachalny. Spielberg korzysta z niego z wyczuciem, umieszczając go tam, gdzie jest potrzebny. Jednakże widzowie nie lubiący amerykańskiego patosu, raczej nie mają w kinie czego szukać, gdyż siłą rzeczy jego stężenie może okazać się dla nich zbyt duże.
[image-browser playlist="595203" suggest=""]
©2012 DreamWorks
"Lincoln" pokazuje nam, jak powinno kręcić się biografię wielkich mężów stanu. W sposób niebywały tworzy on wiarygodny wizerunek człowieka, który dokonał wielkich czynów. Spielberg kieruje się tu bardziej w stronę kina kameralnego, pokazując, że taka opowieść nie musi być przesycona rozmachem, a może być historią dla wymagającego widza, który podda się atmosferze i ucieszy na widok wybitnego aktorstwa.
Nie jest to bynajmniej film perfekcyjny. Odnoszę wrażenie, że widz nie gustujący i obojętny na amerykańską historię, może nie wciągnąć się w opowieść o Lincolnie, która wymaga od niego skupienia i cierpliwości. Momentami senna narracja, mówiąc wprost, może znudzić osoby nastawione na bardziej dynamiczną rozrywkę i tym samym pozbawić je aktorskiej uczty, wartej przesiedzenia prawie trzech godzin w kinie.
Ocena: 8/10
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1942, kończy 82 lat
ur. 1966, kończy 58 lat
ur. 1974, kończy 50 lat
ur. 1944, kończy 80 lat