Love Lies Bleeding – recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 2 sierpnia 2024Love Lies Bleeding z Kristen Stewart i Katy O’Brian podbija europejskie festiwale, obiecując intrygującą rozrywkę. Czy faktycznie jest na czym zawiesić oko?
Love Lies Bleeding z Kristen Stewart i Katy O’Brian podbija europejskie festiwale, obiecując intrygującą rozrywkę. Czy faktycznie jest na czym zawiesić oko?
Love Lies Bleeding to historia dwóch kobiet, których miłość staje się przyczynkiem serii niefortunnych wydarzeń. Lou (Kristen Stewart) to zmęczona szarą codziennością menadżerka siłowni, która pewnego dnia wśród ćwiczących dostrzega Jackie (Katy O'Brian). Dziewczyna przykuwa jej uwagę nie tylko swoją muskulaturą, ale także charyzmą, sprawiając, że Lou zakochuje się w niej bez pamięci. I choć ich związek kwitnie, w niedługim czasie pojawiają się pierwsze problemy ze strony lokalnego światka przestępczego, któremu przewodzi ojciec Lou. Reżyserką produkcji jest Rose Glass.
Film zapowiadany jest jako gatunkowa mieszanka wybuchowa, co rzeczywiście widać już od pierwszych minut produkcji. Z jednej strony mamy tu do czynienia z romansem, z drugiej z brutalnym thrillerem. Jest też zdrowa dawka psychodelików, halucynacje i pożerające jedną z bohaterek uzależnienie, a wszystko to w klimacie lat 80., w rytm muzyki, kolorów i gry świateł. Dynamicznej akcji temu filmowi z pewnością odmówić nie można – dzieje się tu bardzo dużo, w bardzo szybkim tempie, dzięki czemu seans upływa bez zbędnych dłużyzn i nudy. Patrzy się na to z zainteresowaniem, ponieważ z technicznego punktu widzenia jest bardzo oryginalnie i ciekawie, a Stewart i O’Brian kreują autentyczne bohaterki, które rzeczywiście wzbudzają emocje (nawet, jeśli popełniają straszne głupstwa). Drugi plan również trzyma się solidnymi kreacjami – przewijają się przez niego między innymi Dave Franco (niewielka, aczkolwiek ważna dla wydarzeń i bardzo dobrze poprowadzona rola) oraz Ed Harris w roli złoczyńcy (aktor prezentuje się przedziwnie w swojej upiornej i nieuzasadnionej fabularnie charakteryzacji, która moim zdaniem zupełnie go zdominowała).
Główna oś fabularna dotyczy miłości zakazanej, jednak wątek romantyczny szybko usuwa się w cień, gdy na pierwszy plan wychodzą zbrodnie i tajemnice. Film, z początkowo prostego i niezobowiązującego love story, przeistacza się w krwawą jatkę – sceny przemocy są bardzo dosadne i choć te najbardziej brutalne wykadrowano tak, by nie było nic widać, całość i tak pobudza wyobraźnię widza. Świat przedstawiony w tej produkcji jest brzydki, plugawy, nieczysty – ekran spływa krwią, fekaliami czy wymiocinami, momentami wzbudzając duży dyskomfort. Z drugiej strony mamy natomiast wyraźną adorację ludzkiego ciała, czego idealnym uosobieniem jest sama posągowa Jackie. Bliskie ujęcia na spływające po czole strużki potu, na kurczące się podczas ćwiczeń bicepsy czy eksponowanie muskulatury podczas konkursu kulturystek – to wszystko sprawia, że film jest bardzo namacalny i cielesny. Ekran aż tętni od wyczuwalnego ciepła i energii.
Mimo naprawdę imponującej warstwy wizualnej i dźwiękowej, fabularnie nie widzę tu większych fajerwerków. Choć początkowo działania Lou i Jackie były wiarygodne i solidnie umotywowane, w drugiej części produkcji całość zaczyna się trochę rozjeżdżać – jest coraz mniej realistycznie, a coraz bardziej psychodelicznie, co jest nie do końca korzystne dla produkcji. Duża część akcji zaczyna się rozgrywać w głowie Jackie, przez co jako widzowie momentami nie wiemy, czy jesteśmy z nią na jawie czy na kolejnym haju. Twórcy sięgają po prowokacyjne środki wyrazu, eksperymentują z efektami specjalnymi i symboliką, w wyniku czego intrygująco zapowiadający się thriller zmienia się raczej w intelektualną, trudną w odbiorze metaforę. Całości nie sprzyja też fakt, że im dalej film trwa, tym bardziej wątki zaczynają się gmatwać, a zamiast rozwiązań otrzymujemy dodatkową serię pytań bez odpowiedzi – gdy do akcji wkracza przestępcza rodzina Lou i następują publiczne rozliczenia występków z przeszłości, robi się już trochę zbyt patetycznie, a momentami nawet karykaturalnie. Rozumiem, że jest to zamierzona i niezbędna kulminacja narastającego przez cały film napięcia – całe szaleństwo musiało znaleźć swoje ujście. Jednak surrealistyczny sposób, w jaki zdecydowano się podsumować tę opowieść, jest raczej wyborem kontrowersyjnym. Samo zakończenie również pozostaje otwarte, co z pewnością nie przypadnie do gustu każdemu.
Love Lies Bleeding to bardzo dobrze zrealizowana, blisko dwugodzinna opowieść, w której jednak moim zdaniem mamy do czynienia z przerostem formy nad treścią. Patrzy się na to dobrze, ponieważ twórcy na każdym etapie szokują obrazem – od czegoś tak dziwnego trudno oderwać wzrok. Pod spodem jednak kryje się warstwa fabularna, która ugina się pod ciężarem poplątanych wątków, finalnie proponując widzom podsumowanie, które nie dorasta do postawionej wcześniej poprzeczki. Nie jest to kino dla każdego – rozsmakują się w nim przede wszystkim miłośnicy kina artystycznego i niszowego. Przy całym uznaniu za montaż i grę aktorską, ode mnie 6/10.
Poznaj recenzenta
Michalina ŁawickaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1975, kończy 49 lat
ur. 1945, kończy 79 lat