Magiczne miejsce
Odcinek "The Magical Place" miał nam odpowiedzieć na pytanie, czym faktycznie jest Tahiti i co stało się z Coulsonem. Odpowiedzi nie do końca jednak satysfakcjonują.
Odcinek "The Magical Place" miał nam odpowiedzieć na pytanie, czym faktycznie jest Tahiti i co stało się z Coulsonem. Odpowiedzi nie do końca jednak satysfakcjonują.
Pomimo podejścia ze sporą otwartością do najnowszego odcinka Agentów T.A.R.C.Z.Y. już pierwsza irracjonalna scena przypomina, dlaczego ten serial nie jest udany. Chodzi o reakcję grupy przestępców, którzy siedzą i patrzą na urządzenie elektroniczne wrzucone do pomieszczenia. Jest to niebywale głupie, bo tacy ludzie zareagowaliby momentalnie, a nie patrzyliby jak cielę na malowane wrota. Absurdem jest także sam wątek śledzenia finansów złapanego bandyty. Dlaczego myśli o tym jedynie konsultantka agencji, a nie Victoria Hand, która rzekomo korzysta z wszelkich zasobów? Mam uwierzyć, że T.A.R.C.Z.A. nie posiada w swoich szeregach żadnych ekspertów o większych umiejętnościach niż Skye, którzy sprawdziliby to w chwilę?
Odcinek dokładnie pokazuje nam wartość każdego z bohaterów. Ward nie zmienia się w ogóle i nadal nie da się go lubić. Simmons jest zbyt irytująca w swojej nieporadności, a ukazana "twardość" Fitza wygląda zbyt sztucznie, skrajnie i mało wiarygodnie. W tej opowieści wyśmienicie radzi sobie za to Melinda May. Scena jej rozmowy z Victorią Hand pokazuje, jak ta zamknięta w sobie wojowniczka czasami może dodać temu serialowi sporo nietypowego uroku. Gdyby twórcy częściej korzystali z jej specyficznej charakterystyki, byłby to niebywały plus. Takie zachowanie ma w sobie spory potencjał humorystyczny i sprawdzałoby się lepiej niż czerstwe żarty, którymi raczą nas scenarzyści.
Z uwagi na absurd w postaci braku działania organizacji w temacie śledzenia finansów terrorysty trudno potraktować wątek Skye poważnie. Bohaterka nadal jednak wzbudza sympatię, a jej próby udawania Melindy są niezwykle urokliwie i przekonujące. Tylko dzięki zachowaniu postaci w tym kuriozalnym wątku można czerpać z niego jakąś przyjemność. Skye najlepiej radzi sobie w pojedynkę, co tutaj wyraźnie się sprawdza.
[video-browser playlist="634670" suggest=""]
Żadna z omówionych rzeczy nie ma jednak znaczenia - z powodu zapowiedzi Marvela wszyscy czekaliśmy na wyjaśnienie sprawy "magicznego miejsca". Cały wątek jest przyzwoity dzięki Clarkowi Greggowi, który potrafi w swoich scenach wzbudzić emocje. Jest to jedyny bohater tego serialu, na którym w jakimś stopniu może nam zależeć, dlatego niektóre momenty miały w sobie należytą dawkę emocji, potęgowanych przez muzykę McCreary'ego. W scenie wyjawienia świetnie to działa. Niestety większa część tego wątku to jedno wielkie rozczarowanie. Marvel buduje hype, a wszystko kończy się przeciętnością. Dostajemy zbyt mało informacji, a te, które nam zaprezentowano, nie satysfakcjonują w najmniejszym nawet stopniu. Po scenach operacji i późniejszej rozmowy z lekarzem zaczynam się zastanawiać, czy w ogóle jakakolwiek fanowska teoria sprawdzi się w rzeczywistości. Otrzymujemy same oczywistości, zbyt wiele ogólników, które nie mają w sobie ani szczypty czynnika "wow" (a o nerdgasmach możemy zapomnieć). Wątek pozostawia nas z większą liczbą pytań niż odpowiedzi. Najważniejsze jest to, dlaczego Coulson był tak ważny dla Fury'ego, że ten poruszył niebo i ziemię, aby go uratować. Jeśli odpowiedź na to pytanie nie jest związana z jakimś wymyślnym planem na uniwersum, będzie to spore naciągnięcie i rozczarowanie. Może to tylko zasłona dymna, a Fury wykorzystał Coulsona do przetestowania jakiejś eksperymentalnej metody leczenia? To brzmi prawdopodobniej. Jeśli w kolejnych odcinkach ten wątek nie będzie płynnie rozwijany, nie widzę nadziei dla serialu.
Scena po napisach, z Petersenem, daje nadzieję, że Agenci T.A.R.C.Z.Y. w końcu będą powoli stawać się czymś, czym być powinni od początku. Wygląd Mike'a od razu skojarzył mi się z Deathlokiem z komiksów, który miał sporo cybernetycznych wstawek. Przypuszczam, że może on być serialową wariacją którejś z jego komiksowych inkarnacji. Do tego wszystkiego dochodzi jeden bardzo ważny aspekt: kontroli Mike'a. Sugeruje to, że za wszystkim stoi nie Centipede, ale jakaś trzecia siła. Może HYDRA?
Agenci T.A.R.C.Z.Y. ponownie udowadniają, że nie można wierzyć w promocyjne zagrywki Marvela - trzeba maksymalnie obniżać oczekiwania, inaczej za każdym razem czekać nas będzie rozczarowanie. Wątek Coulsona zamiast odpowiednio połechtać naszą ciekawość, sprawił, że choć chcę poznać całą tajemnicę, nie ekscytuje mnie ona tak, jak przed emisją tego epizodu.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat