6. odcinek serialu Mecenas She-Hulk za nami. Tym razem udaliśmy się z Jennifer Walters nie na salę sądową, ale na ślub. W tym samym czasie jej koleżanki z kancelarii pomagają klientowi, który przedstawia się jako Mr. Immortal. W komiksach Marvela superbohater przewodził Great Lakes Avengers, więc produkcja ponownie wykorzystuje czas antenowy, by wprowadzić do MCU nowe postacie. Wreszcie na dłużej pojawiła się także Titania, influencerka i antagonistka, która do tej pory przenikała gdzieś w tle. Trudno się jednak z tego cieszyć, bo jej wątek wydaje się bezsensowny.  Mam wrażenie, że z każdym nowym odcinkiem Mecenas She-Hulk wydłuża się lista rzeczy, które mi się nie podobają w serialu. Przestała to być produkcja, na którą czekam z niecierpliwością. Choć są pojedyncze elementy, które czasem rozbawią czy wywołają uśmiech na twarzy, to całość wydaje się bardzo nierówna. Jednym z największych problemów jest to, że zbliżamy się wielkimi krokami do finału, a wciąż nie wiemy, z czym właściwie ma zmierzyć się Jennifer Walters. Nie dlatego, że tak jak w WandaVision odkrycie głównego złoczyńcy ma być skrupulatnie i konsekwentnie budowaną niespodzianką. Przypomina mi to bardziej Ms. Marvel, bo produkcja rozpoczyna zbyt wiele wątków. Mamy już 6. odcinek, a Titania (w komiksach kluczowa przeciwniczka She-Hulk) wciąż jest tak samo jednowymiarowa. Nie ma nawet ciekawej dynamiki pomiędzy nią a główną bohaterką. Jameela Jamil i Tatiana Maslany to dwie niesamowicie utalentowane aktorki, które pasują do swoich ról, a jednak ten potencjał w ogóle nie jest wykorzystywany przez twórców. Ich bójka na weselu jest nieciekawa i bezsensowna.  W dodatku Mecenas She-Hulk od samego początku ma wiele problemów ze scenariuszem. Gdy twórcy zapowiadali wątki feministyczne, miałam nadzieję na coś bardziej subtelnego niż wygłaszanie w losowych momentach zdań, które wydają się wzięte z jakiegoś słoika ze złotymi myślami. Czy nie byłoby lepiej po prostu pokazać, jak Jennifer Walters w swojej nowej formie wraca nocą do domu i w ogóle nie boi się zaczepek? Naprawdę musiała nam o tym powiedzieć? Jeśli chodzi o 6. odcinek, to nieporadność twórców widać w całym wątku weselnym, bo kompletnie nic nie trzyma się tam kupy. Jennifer Walters dostaje zaproszenie na ślub. Ma zostać nawet druhną starej przyjaciółki z liceum, z którą dawno nie rozmawiała. O takich imprezach zazwyczaj informuje się ze sporym wyprzedzeniem, prawda? Na przyjęciu kobiety sprawiają wrażenie, jakby w ogóle ze sobą nie gadały. She-Hulk wcześniej mówi o tym, jak były blisko w czasach szkolnych, problem jednak w tym, że jako widzowie kompletnie tego nie widzimy.
Twitter: @captaincupkicks
+1 więcej
Domyślam się, że cały ten wątek miał mieć na celu skonfrontowanie Jennifer z jej kompleksami. Nie ma partnera, nikogo nie obchodzą jej sukcesy zawodowe. W ogóle wszyscy traktują ją tak, jakby przyjechała tam sprzątać i prasować. Łączą ją nawet w parę z psem! Napisałam, że mogę się tego jedynie domyślać, ponieważ nic z tego nie wybrzmiewa. Chciałabym, by główna bohaterka skonfrontowała się ze swoją przyjaciółką z dzieciństwa, która ewidentnie nie zaprosiła jej na ślub ze względu na sympatię. To mógłby być moment, w którym postać się rozwija i zyskuje odwagę, by postawić na swoim jako Jen, nie She-Hulk. Ale nic takiego się nie dzieje i właściwie po walce z Titanią, gdzie goście weselni są zachwyceni widowiskiem, nie wracamy już do tego, jak dziwne były okoliczności zaproszenia bohaterki na imprezę i jak źle ją na niej potraktowano. W ogóle sam atak naszej złowieszczej influencerki też pojawia się znikąd i jestem zła, że w 6. odcinku Mecenas She-Hulk Titania wciąż jest płaska jak telewizor. Twórcy po słabej walce o znak towarowy nic z nią nie robią. Jeśli dalej tak pójdzie, niedługo trafi do wora ze straconym potencjałem, tuż obok Clandestines z Ms. Marvel.  W tym wszystkim było kilka rzeczy, które mi się spodobały. Mr. Immortal był całkiem zabawną postacią i mimo wszystko dobrze oglądało się jego perypetie z byłymi małżonkami, choć już od jakiegoś czasu przymykam oko na realistyczność wątków prawniczych w serialu. Z każdym odcinkiem rośnie moja miłość do Mallory Book, granej przez Renée Elise Goldsberry. Wydaje się ostra, stanowcza i ambitna, a jednocześnie dowiadujemy się, że ma rodzinę i zapewne poza kancelarią jest trochę inną osobą. Darzę ją o wiele większą sympatią niż główną bohaterkę. W 6. odcinku pojawiła się też nowa opcja romansowa dla Jennifer, miły i trochę niezręczny facet, który lubi ją zarówno bez zielonej skóry, jak i z nią. Nic ciekawego, ale to całkiem urocze. Warto wspomnieć także o tym, że wątek grupy Intelligencia może być bardzo ciekawy, ponieważ opiera się na współczesnych toksycznych forach dyskusyjnych w Internecie. Na koniec muszę przyznać, że cieszę się, że wreszcie naprawdę fajnie wykorzystano łamanie czwartej ściany w serialu, ponieważ Jennifer Walters doskonale wie, że czekaliśmy jak na szpilkach na Daredevila i właściwie trochę gra widzom na nosie tym odcinkiem weselnym. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj