Medical Police: sezon 1, odcinek 1 – recenzja
Medical Police po pierwszym odcinku zapowiada się jako jeden z bardziej żenujących seriali Netflixa, jakie miałam okazję oglądać. Jeżeli wahacie się nad naciśnięciem przycisku play, ostrzegam – to strata czasu. Recenzja zawiera ewentualne spoilery, jednak nie wpłyną one na jakość seansu.
Medical Police po pierwszym odcinku zapowiada się jako jeden z bardziej żenujących seriali Netflixa, jakie miałam okazję oglądać. Jeżeli wahacie się nad naciśnięciem przycisku play, ostrzegam – to strata czasu. Recenzja zawiera ewentualne spoilery, jednak nie wpłyną one na jakość seansu.
Jak wynika z samego tytułu nowej komediowej produkcji Netflixa, mamy tu do czynienia z połączeniem serialu medycznego z typowym serialem kryminalnym. W wyniku dziwnych i bardzo szybko postępujących po sobie wydarzeń, pani doktor Lola Spratt (Erinn Hayes) i towarzyszący jej doktor Owen Maestro (Rob Huebel) trafiają do podziemia, o którym – cytuję – nie wie nawet sam Biały Dom! To właśnie tam specjaliści medycyny zajmują się walką z bioterroryzmem i z przestępcami, tworząc jednostkę do zadań specjalnych. Tak zaczyna się opowieść, która już po kilku pierwszych minutach wyraźnie daje do zrozumienia, że hitu z tego raczej nie będzie...
W trakcie pierwszego odcinka zarówno po raz pierwszy poznajemy dwójkę głównych bohaterów, jak i towarzyszymy im w pierwszej misji - locie do Berlina celem sprawdzenia genezy tajemniczego wirusa. Akcja rusza do przodu bardzo szybko i w tym przypadku bynajmniej nie jest to zaleta – jako widzowie w ogóle nie jesteśmy przygotowani na to, co się dzieje, a co za tym idzie: nie towarzyszą nam żadne emocje związane z kolejnymi wydarzeniami. Nie zdążyłam nawet dowiedzieć się czegokolwiek o głównych postaciach, a w ich życiu zaszła już prawdziwa rewolucja związana z rzuceniem pracy czy wyjazdem do innego kraju. Przez większość seansu towarzyszyła mi nieznośna myśl: „Co tu się w ogóle dzieje?”, a za sprawą faktu, że akcję naszpikowano niedorzecznościami, to wszystko koniec końców wywołało we mnie jedynie niechęć. Twórcom wyraźnie zależało na tym, by możliwie najbardziej ubogacić akcję bieżącą, by uatrakcyjnić ją „zaskakującymi” zwrotami wydarzeń czy dynamicznym sytuacyjnym humorem. Szkoda tylko, że nie składa się to na żadną sensowną całość – pstrokatość tego serialu dosłownie sprawiała, że przed ekranem czułam się bardzo niezręcznie.
Trudno tu w ogóle mówić o darzeniu głównych postaci jakąkolwiek sympatią. Lola i Owen zostali nam jedynie "zasygnalizowani" w pierwszym odcinku – nic o nich nie wiemy, ponieważ twórcy nie przygotowali dla nich żadnego tła. Te postaci sprawiają wrażenie kartonowych – wychodzą z pracy w fartuchach i bez żadnego problemu, bez żadnej refleksji lecą samolotem do Niemiec, tak, jakby ich życie nie polegało na niczym innym; jakby byli stworzeni wyłącznie do roli lekarza i poza nią po prostu nie istnieli. Nie mają do zaoferowania nic więcej niż wypowiadane przez siebie kwestie – bardzo szybko można dojść do wniosku, że tacy bohaterowie zwyczajnie nie wzbudzają emocji. Nie są to postacie autentyczne i ludzkie, a właśnie takich oczekiwałabym w każdym serialu – nawet w lekkim i niezobowiązującym serialu medycznym. Tutaj do końca nie wiadomo, na kogo patrzymy i nawet, gdy dzieje się tragedia lub katastrofa, w której giną ludzie, zwyczajnie nas to nie obchodzi. W pewnym momencie bohaterowie przeprowadzili między sobą wybitnie drewniany dialog, w którym po prostu powiedzieli do siebie kim są i w jakim szpitalu pracują, chyba tylko po to, abyśmy my jako widzowie posiedli tę wiedzę. Nawet nie wiem jak to skomentować – którzy znający się od lat ludzie prowadzą ze sobą takie rozmowy?
Nie zapominajmy również o głupotach scenariuszowych, których w tej produkcji jest pod dostatkiem. Rozumiem, że specyfika takiego gatunku pozwala na pewne niedorzeczności, jednak moim zdaniem powinny one mieścić się w jakichś granicach. Tutaj natomiast dzieje się co tylko chce, a kolejne działania bohaterów tylko utwierdzają nas w przekonaniu, że patrzymy na jeden wielki bezsens. Dla przykładu: poznajemy tę super-specjalistyczną organizację do zwalczania bioterroryzmu, a w kolejnej scenie pani doktor musi łopatologicznie (przy użyciu hula hop i worka fasoli) wykładać jej członkom jak działa nowy wirus, bo nie rozumieją żargonu medycznego. O pomstę do nieba woła sam etap "rekrutacji" naszych bohaterów, którzy do szeregów organizacji zostają włączeni po prostu z miejsca, nie musząc nawet nic w tym kierunku robić. Intrygująco wypada także fragment, w którym lekarze – podkreślam: zwyczajni lekarze w fartuchach – ubierają się w kombinezony, wyskakują ze spadającego samolotu niczym specjaliści, przybierają pikującą pozycję w dół, doganiają spadochron, który wypadł z samolotu kilka dobrych minut wcześniej, po czym bezpiecznie lądują - już w Niemczech. Pozwólcie, że nie udzielę dodatkowego komentarza.
Choć Medical Police to serial komediowy, podczas seansu pierwszego odcinka nie zaśmiałam się ani razu. Trudno mi ocenić, czym ta produkcja właściwie usiłuje być – zbyt to miałkie, jak na rasową komedię i zbyt suche, jak na parodię. Twórcy nadużywają humoru słownego, który momentami jest tak kwadratowy, że nie wiadomo nawet jak na niego reagować – bohaterowie wyrzucają z siebie przydługie i do niczego nie prowadzące monologi, po których następuje wymowna pauza (jak mniemam przygotowana specjalnie na naszą salwę śmiechu). Niestety, śmiechu nie ma – pozostaje jedynie niekomfortowa cisza. Nie lepiej jest w przypadku prób stosowania humoru sytuacyjnego – sceny, w których lekarze z impetem wypychają łóżko z nieprzytomnym pacjentem tak, że samo wjeżdża do sąsiedniej sali, jakoś nie wywołują we mnie wesołości. Być może inaczej byłoby, gdyby od początku zarysowano nam soczystą czarną komedię – tutaj jednak w ogóle nie czuć, jaki był zamysł twórców i do samego końca nie wiadomo, jak się do tego ustosunkować. Sprawia to, że każda kolejna scena – jakakolwiek by nie była – zdaje się nie pasować do całości i wzbudza tylko dezorientację. Nie wiadomo, czy mamy przejmować się losem pacjentów, których wprowadzono do szpitala przy dramatycznej muzyce, nie wiadomo, czy mamy traktować na poważnie zagrożenie nowym wirusem z Niemiec... Dawno nie oglądałam serialu, który wzbudzałby we mnie takie odczucia – to nawet nie jest obojętność, to po prostu niezręczność, dyskomfort i czyste zażenowanie.
Seans Medical Police jest daleki od przyjemności. Produkcja nie proponuje ani nic śmiesznego, ani nic mądrego – to po prostu tytuł, na którym nie warto zawiesić oka na dłużej. Choć komedia o zabarwieniu medycznym może i brzmi ciekawie, telewizja pamięta więcej tytułów, które sprawdzały się w tym temacie znacznie lepiej. Rozumiem, że celowo może być głupawo, jednak w tym przypadku twórców trochę poniosło – to po prostu kpienie z widza. Po pierwszym odcinku wniosek jest jeden - szkoda czasu.
Poznaj recenzenta
Michalina ŁawickaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat