Misja Stone to prawdziwa mieszanka, bo choć w centrum szpiegowskiej opowieści znajduje się popularna obecnie sztuczna inteligencja, to sposób opowiadania historii oraz podejście do akcji są w pewien sposób staroświeckie. Chodzi o to, że reżyser Tom Harper nie idzie ścieżką wyznaczoną przez filmowców-kaskaderów. Nie jest twórcą, który mógłby zachwycić nas czymś niespotykanym. I nawet reżyser drugiego planu, który w hollywoodzkich filmach zawsze skupia się na kręceniu scen akcji (w tym przypadku jest to Rupert Alonzo), nie ma takiego doświadczenia. Nie zrozumcie mnie źle: nie twierdzę, że tworzenie scen akcji w bardziej – nazwijmy to – tradycyjnym, hollywoodzkim stylu to coś złego. Po prostu rzuca się to w oczy, ponieważ w 2023 roku produkcje Tyler Rake 2 i John Wick 4 tak znacząco podwyższyły poprzeczkę w sposobie realizowania scen akcji, że gdy oglądamy coś na niższym poziomie realizacyjnym, to jest to odczuwalne. Trudno wówczas czerpać z tego taką samą przyjemność. To jednak nie zmienia faktu, że Misja Stone pod kątem akcji jest filmem niezłym, całkiem solidnie zrealizowanym i gwarantującym odpowiednią dawkę wrażeń. Widać, że dużo rzeczy zostało zrealizowanych praktycznie, ale i tak jest tu więcej efektów komputerowych niż we wspomnianych wyżej dwóch hitach wyznaczających nowe trendy w gatunku. Doskonale też widać, kiedy pozwolono Gal Gadot brać udział w scenach kaskaderskich czy walkach, a kiedy zastąpiono ją dublerką. Przykład: podczas starcia w ciemnym mieszkaniu nie widzimy twarzy kobiety przez jej grzywkę i ustawienie kamery, ale naturalność, z jaką walczy, świadczy o tym, że to nie aktorka, a jej dublerka, Christiaan Bettridge. Co nie zmienia faktu, że są sceny, w których Gadot jest wyraźnie widoczna i stara się robić tak dużo, ile może, a to zawsze jest zaletą akcyjniaka. Zwłaszcza gdy wypada to wiarygodnie. Mamy więc trochę solidnych walk, niezły pościg oraz kilka innych momentów, które pozwalają odpowiednio nacechować Misję Stone rozrywkowym charakterem. Zarazem jednak czuć, że film wiele by zyskał dzięki lepszemu montażowi akcji, który pozwoliłby bardziej wybrzmieć pracy kaskaderów.
fot. Netflix
+25 więcej
Gal Gadot nie miała w swojej karierze szansy, by zagrać coś ambitniejszego, więc przyklejono jej łatkę złej aktorki. Czy tak jest w istocie? Aktorka dostaje określone postacie do odegrania, które są w taki, a nie inny sposób prowadzone. W Misji Stone sprawdza się należycie. Doskonale działa jej charyzma, której nie da się podrobić, a motywacje jej bohaterki są w porządku nakreślone. Nie ma wymagających, szczególnie emocjonalnych scen, więc gra tak, jak trzeba. Oferuje wszystko to, za co fani ją lubią – po prostu nie można narzekać, ale jeśli nie lubicie jej aktorstwa, to ten film tego na pewno nie zmieni. Zwłaszcza że Stone to nie jest jakaś wybitna superagentka, która wszystko robi perfekcyjnie. Film poprawnie podkreśla jej człowieczeństwo, popełniane błędy i wieloznaczność oryginalnego tytułu Heart of Stone.  Historia jest klarowna, niezbyt skomplikowana – dostarcza wrażeń w umiarkowanej dawce. Jednocześnie nie oferuje nic oryginalnego, czego nie widzieliśmy wcześniej, w lepszej formie. Nie ma co narzekać na tempo, bo Harper utrzymał je całkiem nieźle, więc seans "wchodzi" dobrze i lekko. Film ma określoną konwencję i nie udaje czegoś, czym nie jest, a to robi lepsze wrażenie niż Gray Man braci Russo czy Red Notice. Może to zasługa wspomnianego tradycyjnego podejścia do tworzenia rozrywki? Koniec końców każdy element układanki wydaje się pasować. Misja Stone potrafi zaskoczyć naprawdę solidnym twistem, który jest diabelnie spoilerowy i do dnia premiery nie przewinął się w mediach społecznościowych. Niestety potem jest to spektakularnie zmarnowane. Problemem filmu jest czarny charakter. Motywacje tej postaci są ukazane dość mglisto, a w pewnym momencie staje się ona przeraźliwie wręcz przerysowana i nudna. Niby padają sugestię, że to ma być ktoś, kto nie jest do końca zły, ale z czasem się to rozmywa i nie pozwala przekonać się do tej postaci jako do godnego przeciwnika dla sympatycznej agentki tajnego Sojuszu. Wychodzi na to, że ta osoba jest zła, bo tak, a to we współczesnym kinie jest, lekko mówiąc, rozczarowujące i nieciekawe. Przez to historia traci na emocjonalnym znaczeniu. Misja Stone to po prostu rozrywkowy akcyjniak, który na tle głośno reklamowanych hitów Netflixa, takich jak Red Notice czy Gray Man, wypada zaskakująco poprawnie. Lepiej buduje świat i ewentualny początek franczyzy, pozostawiając widza z miłym uczuciem satysfakcji z seansu. Na pewno ten film byłby lepszy, gdyby miał reżysera na poziomie Chada Stahelskiego czy Sama Hargrave'a, ale i tak jest solidnie. To taka produkcja, o której powiemy "fajna" i zapomnimy o niej chwilę później. Gal Gadot pokazała, że można bez nadęcia stworzyć przyjemną rozrywkę. Dostajemy dokładnie to, co zwiastun zapowiada – nie więcej, nie mniej.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj