Nie z tego świata: sezon 12, odcinek 13 – recenzja
Najnowszy odcinek Nie z tego świata tytułem nawiązuje do programu telewizyjnego w typie Familiady, w którym dwie rodziny, odpowiadając na przedziwne pytania, walczą o główną nagrodę.
Najnowszy odcinek Nie z tego świata tytułem nawiązuje do programu telewizyjnego w typie Familiady, w którym dwie rodziny, odpowiadając na przedziwne pytania, walczą o główną nagrodę.
W Family feud na wizji spotykają się rodziny Winchesterów i MacLeadów, jednak nie zmagają się oni o wygraną, chcą udowodnić, która z nich zyska miano bardziej dysfunkcyjnej. W przypadku Crowleya i Roweny od dawna wiadomo, że łączą ich nad wyraz toksyczne więzy, niełagodniejące nawet pod wpływem spotkania z Gavinem, wskrzeszonym synem Crowleya, a wnukiem Roweny (ba, dzięki temu spotkaniu pamiętliwa wiedźma mogła w końcu dokonać swojej zemsty). A Winchesterowie? Mary nadspodziewanie szybko przyznała się do współpracy z brytyjskimi Ludźmi Pisma, ale czy naprawdę spodziewała się zrozumienia i entuzjazmu ze strony synów? Wygląda na to, że nie do końca zdaje sobie sprawę, kim są Sam i Dean, i chociaż teoretycznie ich kocha (bo tak wypada?), nadal widzi w nich małe dzieci, które można ustawić do pionu.
Odcinek, mimo nadmiaru dramatycznych słów i decyzji, był średnio poruszający i straszliwie poszatkowany. Po pierwsze, nosząca pod sercem dziecko Lucyfera Kelly (devil baby mama drama) w sytuacji „znikąd pomocy, znikąd ratunku”, prześladowana przez anioły i ratowana (w stylu Terminatora) przez księżnę Piekieł. Po drugie, Crowley i Lucyfer – rozkosznie sarkastyczny (uwięzienie znakomicie służy Lucyferowi, a może to powrót aktorski Marka Pellegrino?) i skuty łańcuchami uczynionymi z molekuł Klatki (sic!). Trzeba przyznać, że wyjaśnienia Crowleya dotyczące tychże łańcuchów i całego zamieszania z odzyskiwaniem esencji Lucyfera i podreperowania dawnego naczynia, by się permanentnie trzymało, były ciut nieprawdopodobne. I czy król Piekieł naprawdę myśli, że to się dobrze skończy?
Po trzecie, Mary Winchester z entuzjazmem współpracująca z Arthurem Ketchem i próbująca przekonać synów do dobrodziejstw płynących z owej współpracy za pomocą przekupstwa (hamburgery i piwo) i matczynego tonu głosu, a w praktyce ponownie łamiąca serce Deana i szokująca Sam, zbyt dobrze pamiętającego tortury zadane mu przez lady Toni i pannę Wyatt.
A na to wszystko główny wątek odcinka – sprawa mściwego ducha młodej dziewczyny, która zginęła podczas zatonięcia statku Star (miał nim niegdyś płynąć syn Crowleya – Gavin). Fiona niewątpliwie zapewniła Family feud szczyptę horroru, a przy okazji – romantyzmu. By ocalić ją, jak i wszystkich, których zabiła jako duch, Gavin MacLeod (Theo Devaney) władający cudownym szkockim akcentem podjął trudną, choć słuszną decyzję i wrócił na statek, którego przeznaczeniem było zatonąć u wybrzeży Nowej Anglii w 1723 roku. Tym samym pozostawił Crowleya we łzach, a Rowenę z pewnym smutkiem, ale jednocześnie satysfakcjonującą zemstą.
Jak na scenariusz autorstwa Brada Bucknera i Eugenie Ross-Leming nie było źle, chociaż pojawiły się pewne błędy – naciągane wyjaśnienie dotyczące uwięzienia Lucyfera i problemy z podróżami w czasie (teoretycznie, gdyby Gavin zapobiegł pojawieniu się mściwego ducha Fiony, Winchesterowie nie mieliby możności go spotkać, a tym samym zapobiec temu, czemu zapobiegli). Poza tym drodzy scenarzyści... w połowie XVIII wieku w Szkocji raczej nie było nauczycielek…
Mimo tego Family feud oglądało się dobrze, dramaty rodzinne Winchesterów i MacLeadów wypadły odpowiednio dramatycznie, a pojawienie się księżnej Piekła, Dagon (Ali Ahn), chroniącej nienarodzone dziecko Lucyfera, zapowiada obiecujący ciąg dalszy – "Playing with fire" jak podpowiedzieli pod koniec odcinka Rolling Stones.
Źródło: fot. Dean Buscher/The CW
Poznaj recenzenta
Monika KubiakKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1972, kończy 52 lat
ur. 1963, kończy 61 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1969, kończy 55 lat