Niewidzialna zemsta - recenzja filmu
Orlando Bloom powraca w pełnometrażowym filmie akcji. Oceniam Niewidzialną zemstę.
Orlando Bloom powraca w pełnometrażowym filmie akcji. Oceniam Niewidzialną zemstę.
Niewidzialna zemsta opowiada historię Casha, mężczyzny z trudną przeszłością, który żyje samotnie w domku w środku lasu i spędza dni na doglądaniu farmy swojego szwagra Finneya i nastoletniej siostrzenicy, Savannah. Życie jego rodziny jest trudne – między innymi przez piętrzące się długi i lokalną mafię, która ma duży apetyt na przejęcie posiadłości. Aby ratować sytuację i pomóc szwagrowi wydostać się z tarapatów, Cash postanawia powrócić do światka przestępczego i tym samym odpracować pożyczkę. Nie wie, że jego decyzja jest na rękę szefowej mafii, która będzie chciała go usidlić w biznesie na dłużej. Reżyserami produkcji są Ian Nelms i Eshom Nelms, a scenariusz napisał Jonathan Easley. W roli głównej występuje Orlando Bloom.
Film jest typowym przedstawicielem kina klasy B – i nie ma co udawać, że jest inaczej. Mamy tu wszystko, czego można się spodziewać po tego typu produkcjach, czyli zranionego mściciela, porachunki mafijne, dużo strzelanek i przemocy oraz położone na szali życie – w tym przypadku siostrzenicy. Fabuła toczy się do przodu linearnie, bez żadnych odstępstw czy zaskoczeń. Poza kilkoma ładnymi kadrami z głębi lasu, nie ma tu żadnych wyróżników technicznych. Wszystko prezentuje się standardowo, a kamera (prowadzona często z ręki) momentami wygląda wręcz amatorsko. Warsztatowo jest poprawnie, ale zarówno w warstwie technicznej, jak i w samej fabule nie znajdziemy nic oryginalnego. Twórcy nie oferują żadnego twistu czy niespodzianki, która mogłaby podnieść wartość tej historii, w związku z czym wydarzenia śledzi się bez żadnych emocji.
Bohater grany przez Blooma jest dość sympatyczny. Opiekuńczy i troskliwy, ale też twardy – to typowy good guy i anioł stróż całej rodziny. Aktor robi, co może, by udźwigać jakoś tę lichą historię, jednak nie ma zbyt wielu możliwości. Sztampowy scenariusz nie pozwala mu na nic więcej poza widowiskowym rozprawianiem się z wrogiem czy prężeniem muskułów. Jego trudna historia tak naprawdę nie ma większego znaczenia dla wydarzeń – podobnie jak często przywoływana informacja dotycząca śmierci jego siostry. Fabuła wzniesiona jest na bardzo prostej konstrukcji i na żadne zawiłości psychologiczne nie ma tu miejsca. Oczywiście skutkuje to niczym innym jak wybitnie płaskim efektem - otrzymujemy tu opowieść o ludziach, których losy kompletnie nas nie interesują.
Film toczy się od początku oczekiwanym torem i – co gorsza – korzysta ze stereotypowych, wyeksploatowanych już w branży motywów, co generuje wrażenie absolutnej przewidywalności. Trudno mówić o kibicowaniu postaciom, ponieważ od samego początku praktycznie wszystko im się udaje. W scenach wymiany ognia wszystkie kule posłane w przeciwnika natychmiast zdejmują cel, a te wystrzelone w protagonistów dziwnym trafem nikogo nie zabijają. Cash ma kilka ran sprawiających wrażenie śmiertelnych, ale i tak bierze na muszkę kolejnych mafiozów bez mrugnięcia okiem. Trudno więc zadrżeć o czyjkolwiek los, gdy od początku wszystkie siły rozkładają się zupełnie niewiarygodnie i nieautentycznie. Pozostali bohaterowie trzymają się raczej drugiego planu – wyjątek stanowi Savannah (Chapel Oaks), której relacja z wujkiem Cashem jest wyraźnie eksponowana w fabule, a także "Kocica", czyli główna szefowa mafii. W roli Kocicy występuje Andie MacDowell, która mimo drapieżnej aparycji nie budzi przerażenia. Owszem, sceny z udziałem jej gangu spływają krwią, ale nie wywołują dreszczyku emocji – a to za sprawą braku jakiegokolwiek pomysłu na ich poprowadzenie. Twórcy nie umieją budować napięcia. Wydarzenia następują jedno po drugim, bez żadnego przygotowania widza czy wprowadzenia klimatu thrillera. Powieka nie drgnęła mi nawet wtedy, gdy mafia eliminowała swoich przeciwników – tryskająca krew czy krzyki w tym wydaniu nie robią żadnego wrażenia.
Niewidzialna zemsta to przeciętne kino akcji, które nie potrafi zaangażować ani utrzymać widza w napięciu. Można obejrzeć to jednym okiem, a i tak nie zagubi się żadnych wątków. W tej fabule nie ma bowiem niczego skomplikowanego. To poprawnie zrealizowana, aczkolwiek monotonna, nieciekawa opowieść – z banalnym fundamentem i przewidywalnym rozwinięciem, prowadząca tak naprawdę donikąd. Plus za Blooma, który ewidentnie się stara. Poza tym nie ma tu na czym zawiesić oka.
Poznaj recenzenta
Michalina ŁawickaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat