

Ostatnimi czasy seriale o czarownicach lub z nimi w tle - np. The Secret Circle, Eastwick oraz The Vampire Diaries - pokazywały nam magię jako migające światła, zwarcia czy inne banały. W tych produkcjach nie czuć było, że oglądamy przygody kogoś obdarzonego nadzwyczajną mocą. To właśnie podoba mi się w Witches of East End, bo tutaj, podobnie jak kiedyś w Czarodziejkach, twórcy nie szczędzą pieniędzy na efekty specjalne, przez co czuć i widać te czary. Zaklęcia brzmią tajemniczo, a ich efekt wygląda odpowiednio. I to działa - tworzy klimat oraz wpływa pozytywnie na odbiór, choć przyznać muszę, że zdarzają się niedociągnięcia, jak np. narzędzie, którym łotr próbuje się wydostać z wnętrza obrazu.
Sam koncept klątwy wiszącej nad rodziną czarownic w drugim odcinku jest delikatnie rozbudowany. Poznajemy lepiej Joannę, która nie zawsze była tak pokorna i spokojna, oraz jej niezłą relację z siostrą. Julia Ormond i Madchen Amick to na razie jedynie postacie, które w jakiś sposób wybijają się ponad przeciętność. Twórcy rozwijają także mitologię, wyjaśniając, na czym polegają moce czarownic i jak one się od siebie różnią. Pomysł jest ciekawy i zdecydowanie inny od tego, co ostatnio oglądaliśmy w serialach o podobnej tematyce. Dochodzi też temat tajnej społeczności ludzi obdarzonych mocą, którzy się ukrywają, ale mogą na siebie liczyć. Na razie pobudzające ciekawość informacje poznajemy w scenie rozmowy z adwokatem. Drzemie w tym potencjał na rozwój w coś o wiele bardziej intrygującego, co może przetrwać w telewizji.
[video-browser playlist="634444" suggest=""]
Witches of East End ma jeden poważny, irytujący problem - wątek romantyczny. Jenna Dewan Tatum wygląda pięknie na ekranie, ale to, co twórcy każą jej robić, wieje banałem, wtórnością, przesłodzeniem i nudą. Jest to jeden z najgorszych, najbardziej mdłych romansów, jakie ostatnio próbowano nam przedstawić w telewizji. W pewien sposób przypomina wątek z 4. sezonu Pamiętników wampirów, lecz podany w o wiele mniej strawnej formie. Obaj męscy bohaterowie są papierowi, nijacy i denerwujący.
Serial na razie nie imponuje i nie błyszczy, ale ma coś intrygującego w przedstawianej historii oraz bohaterkach, co sprawa, że ogląda się go z niemałą przyjemnością. Drzemie w nim potencjał na dobrą produkcję - zwłaszcza że na razie główny wątek jest bardzo tajemniczy i odpowiednio pobudzający zainteresowanie.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaZastępca redaktora naczelnego naEKRANIE,pl. Dziennikarz z zamiłowania i wykładowca na Warszawskiej szkole Filmowej. Fan Gwiezdnych Wojen od ponad 30 lat, wychowywał się na chińskim kung fu, kreskówkach i filmach z dużymi potworami. Nie stroni od żadnego gatunku w kinie i telewizji. Choć boi się oglądać horrory. Uwielbia efekciarskie superprodukcje, komedie z mądrym, uniwersalnym humorem i inteligentne kino. Specjalizuje się w kinie akcji, które uwielbia analizować na wszelkie sposoby. Najważniejsze w filmach i serialach są emocje. Prywatnie lubi fotografować i kolekcjonować gadżety ze Star Wars.
Można go znaleźć na:
Instagram - https://www.instagram.com/adam_naekranie/
Facebook - https://www.facebook.com/adam.siennica
Linkedin - https://www.linkedin.com/in/adam-siennica-1aa905292/


