Operacja Soulcatcher - recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 2 sierpnia 2023Operacja Soulcatcher to nowy polski film Netflixa, który w teorii jest kinem akcji. A w praktyce? Omawiam to w recenzji.
Operacja Soulcatcher to nowy polski film Netflixa, który w teorii jest kinem akcji. A w praktyce? Omawiam to w recenzji.
Operacja: Soulcatcher to kino akcji o twardym komandosie, superbroni w rękach psychopaty i próbie uratowania świata. Brzmi banalnie, ale nic nie przygotuje Was na to, jak bardzo źle wypada to na ekranie. Dostajemy coś, co zawstydza wszelkiego rodzaju sztampowe kino klasy Z (do klasy B temu daleko!). Obcujemy ze wszelkimi schematami, odtwarzanymi po linii najmniejszego oporu. Nie ma tutaj żadnego pomysłu, by pobawić się gatunkowymi kliszami. Twórcą jest Daniel Markowicz, który już w filmie Plan lekcji pokazał, że chce tworzyć coś w stylu kina akcji klasy B w polskim wydaniu. Brawa za chęci, ale do tego naprawdę trzeba czegoś więcej niż nudne odtwarzanie schematów w nieciekawej jakości.
Na pewno plus należy się za próbę stworzenia czegoś innego w rodzimym kinie. Już Mateusz Rakowicz w Dniu Matki pokazał, że można diabelnie kreatywnie i pomysłowo obcować z gatunkowymi schematami, opowiedzieć historię zgodną z zasadami kina akcji, a do tego zachwycić realizacją. Niestety w Operacji: Soulcatcher nic nie działa. Odtwórczość tego filmu jest dostrzegalna na każdym kroku. Mamy irytujące rozwiązania scenariuszowe, brak pomysłu na postacie i – chyba najgorsze – przesadne traktowanie wszystkiego na serio. Nie ma tu za grosz dystansu, a powaga płynąca z ekranu wywołuje komiczne i złe wrażenie. By takie kino akcji trafiło do widzów, musi być jakaś wiarygodność w postaciach, w scenach akcji czy historii. Tutaj obserwujemy dość dziwaczne odtwarzanie scen, schematów i rozwiązań gatunku, bez głębszego pomysłu na to, jak to powinno razem działać.
Wspomniany Dzień Matki zachwycał realizacją scen akcji, a Operacja Soulcatcher jest pod tym względem filmem nieudanym. Strzelaniny są w miarę dobre, choć umiejętnego budowania nimi emocji i napięcia nie ma za grosz. Wychodzi tutaj kompletne niezrozumienie narzędzia, jakim są sceny akcji, które powinny mieć znaczenie dla historii, postaci i emocji. One tutaj po prostu są. Bohaterowie strzelają, a stawki emocjonalnej w tym w ogóle nie ma. Najgorzej jednak wyglądają sceny walk – brzydka choreografia i brak pomysłu. Czasem to wygląda to amatorsko w porównaniu do gatunkowego kina, z którym fani są dobrze zaznajomieni. Nie mogę odmówić starań, ale to wygląda jak chaotyczny zlepek scen, który odbiera przyjemność z seansu.
Zaskoczyła mnie jednak część audiowizualna. Zdjęcia to jedyna rzecz, która tutaj ma naprawdę dobrą jakość i odzwierciedla klimat wydarzeń. Widać pomysł operatora, który przekształcił się w coś ładnego dla oka. Poza tym – w odróżnieniu od wielu polskich filmów – nie ma problemu w usłyszeniu i zrozumieniu dialogów. To na pewno dla wielu widzów będzie zaletą.
Operacja: Soulcatcher to nieudana próba stworzenia w Polsce kina klasy B. Nie ma spójnej wizji ani pomysłu na ciekawą i emocjonującą fabułę. Jest nudno i często przesadnie wręcz cringe'owo. Twórcy nie rozumieją podstaw tworzenia rozrywki w tym gatunku. Tak się kończy dość mechaniczne odtwarzanie wszelkich schematów i stereotypów. To za mało nawet na solidne kino akcji.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat