Pierwsza krowa - recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 5 listopada 2020Kelly Reichardt opowiada historię niesamowitej przyjaźni dwóch mężczyzn, których więź rodzi się w obliczu powstającego tuż obok kapitalizmu. By osiągnąć sukces, trzeba od czegoś zacząć. Sposobem na sukces może więc okazać się pierwsza krowa, która pojawiła się w XIX-wiecznym Oregonie.
Kelly Reichardt opowiada historię niesamowitej przyjaźni dwóch mężczyzn, których więź rodzi się w obliczu powstającego tuż obok kapitalizmu. By osiągnąć sukces, trzeba od czegoś zacząć. Sposobem na sukces może więc okazać się pierwsza krowa, która pojawiła się w XIX-wiecznym Oregonie.
Jest coś unikalnego w filmach, które bez wsparcia sal kinowych wyposażonych w sztuczki technologiczne, potrafią zadziałać na nasze zmysły i dać okazję nie tylko do posmakowania, ale też powąchania przygotowanych przez głównego bohatera wypieków. Pierwsza krowa w reżyserii Kelly Reichartd jest dramatem osadzonym w XIX-wiecznym Oregonie, gdzie powoli rodzi się cywilizacja i nie brakuje osób marzących o wielkim sukcesie i zrealizowaniu amerykańskiego snu, o którym tyle słyszeli. Jest to moment, w którym wrażenie robi pojawienie się pierwszej krowy, zaś dorobienie się fortuny wymaga nie tylko odrobiny szczęścia, ale też odwagi i przekraczania moralnych granic.
Zwłaszcza w tym drugim świetnie odnajduje się King Liu, chiński imigrant, który na swojej drodze spotyka Cookie Figowitza, uzdolnionego piekarza, który wcześniej dołączył do grupy traperów, chcąc w ten sposób dorobić się fortuny. Żeby jednak spełnić swoje cele, musi zebrać trochę więcej waluty niż jedna sakiewka miedziaków. Reichartd pokazuje w ten sposób fascynujący obraz wczesnej Ameryki, w której rodzi się kapitalizm, ale przy tym nie zapomina o przyjaźni. Przedsiębiorcza para bohaterów postanawia bowiem rozkręcić swój cukierniczy biznes, ale do tego niezbędne będzie mleko od krowy znajdującej się w posiadaniu naczelnika fortu. Dzielenie się zyskami nie wchodzi jednak w grę, bo ten podział nigdy nie będzie uczciwy i z korzyścią dla raczkujących biznesmenów. Decydują się więc każdej nocy ukradkiem napełniać wiadro cenną cieczą o białym kolorze.
Trudno na szybko znaleźć reżysera, który wokół kradzieży mleka i przygotowywania wypieków stworzyłby historię tak ciekawą, ujmującą swoim obrazem przyjaźni. Być może Pierwsza krowa ma powolną narrację, mocno skupioną na bohaterach, ale nie brakuje momentów z bardzo dużym ładunkiem emocjonalnym - mowa tu między innymi o pierwszej kradzieży, scenach ponownego skradania się pod dom naczelnika i wszystkich sytuacjach, kiedy postać Toby'ego Jonesa zajada wytworzone przez duet bohaterów wypieki. Przypominają mu Londyn, ale niekoniecznie jest w stanie wyczuć w racuchach mleko wydojone z jego własnej krowy. Reichartd dzięki skrętom w stronę thrillera utrzymuje uwagę widowni, choć ślimacze tempo i skrupulatne opowiadanie losów dwójki bohaterów może dla wielu widzów stanowić przeszkodę. Dlatego tak istotny jest seans w kinie, w którym nic nie będzie nas rozpraszać i będziemy mogli tej historii oddać sto procent czasu. Zapewniam, że warto.
Tym bardziej, że akcja osadzona została w bardzo ciekawym okresie, w którym dopiero rodzi się wielki świat i każdy chciałby zrealizować swój amerykański sen. Trzeba wykazać się kreatywnością, może też bezczelnością, ale przede wszystkim odwagą. Reżyserka nie boi się brudu i błota, scenografia skutecznie pogłębia wszelkie te doznania, które oferuje nam fabuła. Tworzy z tego piękną bajkę, służącą nie tylko jako szerszy obraz Ameryki i pewnego jej dziedzictwa, ale też traktującą o wolności i przyjaźni, jako niepodważalnych wartościach. Od razu kupujemy relację między Kucharciem i Liu, którzy wspierają się nawzajem, ale też nie zawsze są ze sobą zgodni. Dynamika między nimi jest interesująca i bardzo autentyczna, co także korzystnie wpływa na zmysłowość obrazu i wprowadza nieco więcej światła do smutnego i brudnego otoczenia.
Kelly Reichardt tworzy film skromny, ale w swojej konstrukcji fascynujący. Można mieć uwagi do powolnego tempa i nieco mniej interesującego przebiegu wydarzeń, kiedy bohaterowie wpadają w tarapaty, ale to wciąż nie wpływa negatywnie na odbiór. John Magaro i Orion Lee tworzą złożone i fascynujące postacie, grając za pomocą oszczędnych środków. Reżyserka niekiedy zresztą woli opowiedzieć coś za pomocą sytuacji i gestów, zamiast wyczerpujących dialogów lub monologów. Przedstawiony w Pierwszej krowie bromance jest jednym z ciekawszych w ostatnich latach, właśnie dzięki autorskiemu podejściu reżyserki.
Poznaj recenzenta
Michał KujawińskiKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1981, kończy 43 lat
ur. 1977, kończy 47 lat
ur. 1966, kończy 58 lat
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1992, kończy 32 lat