Piraci: Ostatni królewski skarb - recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 2 marca 2022Piraci: Ostatni królewski skarb to południowokoreańska widowiskowa produkcja dostępna na platformie Netflix. Czego można oczekiwać po tym tytule? Sprawdźmy.
Piraci: Ostatni królewski skarb to południowokoreańska widowiskowa produkcja dostępna na platformie Netflix. Czego można oczekiwać po tym tytule? Sprawdźmy.
Piraci: Ostatni królewski skarb to prosty film przygodowy, którego cała oś fabularna opiera się w zasadzie na tym, co ujęto w tytule - na poszukiwaniu ukrytego skarbu, na który chrapkę mają piraci. Głównymi bohaterami produkcji są Woo Moo-Chi (Kan Ha-Neul) - przebiegły przywódca grupy złodziejaszków, którzy dziwnym zrządzeniem losu trafiają na piracki statek, oraz Hae-rang (Han Hyo-joo), szanowana przez swoich marynarzy kapitanka okrętu. Choć w ekipie niejednokrotnie iskrzy, zwłaszcza jeśli chodzi o kwestie przywództwa, ta nietypowa drużyna dzielnie stawia czoła przeciwnościom losu - sztormom, atakom dzikich zwierząt i wreszcie elementom magicznym - by wspólnie zdobyć legendarne królewskie złoto. Produkcja jest kontynuacją serii zapoczątkowanej w 2014 roku.
Film miał swoją premierę w tym roku i jest już dostępny w bibliotece Netflixa. Choć trwa ponad dwie godziny, seans przemija szybko, czego główną zasługą jest warstwa komediowa. Owszem, Piraci... to film przygodowy, natomiast bardzo mocno okraszony żartem sytuacyjnym i słownym, za którym stoi między innymi charyzmatyczny Kan Ha-Neul. Sprawdza się to naprawdę fajnie - aktor bawi się swoją rolą i popisuje się na ekranie. Jego bohater i skontrastowana z nim Hae-rang tworzą duet, który świetnie się uzupełnia - między postaciami czuć chemię, na ich rywalizację patrzy się z zainteresowaniem. Bez problemu to kupuję. Poza dwójką bohaterów na drugim planie oczywiście są inni piraci czy szereg przeciwników, jednak są to postaci mniej istotne - akcja skoncentrowana jest na duecie wiodącym, który na ekranie daje radę.
Nie da się nie zauważyć pewnych analogii do serii Piraci z Karaibów, z których koreańska produkcja wydaje się czerpać - główny bohater w swojej przebiegłości i impulsywności zdecydowanie ma w sobie coś z Jacka Sparrowa, a i w samej warstwie muzycznej (skądinąd ciekawej i różnorodnej) słychać czasami inspiracje ścieżką dźwiękową Hansa Zimmera (zwłaszcza z części trzeciej). Nie razi to jednak w oczy szczególnie mocno. Nie mamy wrażenia, jakbyśmy oglądali podróbkę - sam fakt, że produkcja została stworzona w Korei Południowej, dodaje jej wystarczająco oryginalności, by mogła się przed takim zarzutem obronić. Poza tym - nie ukrywajmy - film jest bardzo prosty i spełnia się w zasadzie jedynie jako komedia, trudno tu mówić o jakimś drugim dnie czy wyjątkowo dramatycznych lub wzruszających brzmieniach. Niczego takiego tutaj nie ma, to po prostu lekki, nieskomplikowany tytuł, po który można sięgnąć niezobowiązującego wieczora - i pod takim też kątem trzeba go rozpatrywać.
Z technicznego punktu widzenia jest poprawny - na uwagę zasługują zwłaszcza świetnie zsynchronizowane z muzyką sceny walki oraz sama scenografia, w którą włożono ogrom pracy i pieniędzy. Mimo że bohaterowie niejednokrotnie stają w szranki, na ekranie w zasadzie nie pojawia się krew - sceny są tak wykadrowane, by nie było tego w ogóle widać, co świadczy o tym, że produkcja przeznaczona jest też dla grupy młodszych widzów. Niektóre efekty specjalne mają mankamenty, jednak w świecie, w którym jest aż przepych tego typu zabiegów, nie jest to szczególnie zauważalne i spokojnie można na pewne kwestie przymknąć oko. Ważniejsze są bowiem wielkie statki, bezkres morza i urok.
Piraci: ostatni królewski skarb to pozytywnie zaskakująca, zabawna propozycja na luźny wieczór. Połączenie wątku pirackiego z koreańskimi choreografiami walk, humorem i pełną charyzmy grą aktorską owocuje czymś oryginalnym, świeżym i wyróżniającym się na tle podobnych produkcji. Formuła filmu jest spójna, przemyślana i nikt tu nie próbuje udawać, że tytuł jest czymś więcej aniżeli pełnym szalonych akcji widowiskiem. Oczywiście, ma swoje uchybienia, a dociekliwi analitycy prawdopodobnie doszukaliby się w nim braku logiki, ale moim zdaniem nie ma to większego znaczenia, ponieważ produkcja dobrze radzi sobie konkretnie jako komedia - jest się z czego pośmiać, jest na co popatrzeć, a jeśli pojawia się przesada, to tylko w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Na rozluźnienie w sam raz. Ode mnie 7/10.
Poznaj recenzenta
Michalina ŁawickaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1972, kończy 52 lat
ur. 1982, kończy 42 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1990, kończy 34 lat
ur. 1979, kończy 45 lat