Powrót Białego Wilka
Data premiery w Polsce: 6 listopada 2013Geralt znowu tańczy z mieczem, uwodzi czarodziejki i ubija stwory. Z początku idzie mu nie najlepiej, ale z każdą kolejną stroną Andrzej Sapkowski coraz bardziej zbliża się do stylu sprzed lat, a my rozpoznajemy w głównym bohaterze starego przyjaciela.
Geralt znowu tańczy z mieczem, uwodzi czarodziejki i ubija stwory. Z początku idzie mu nie najlepiej, ale z każdą kolejną stroną Andrzej Sapkowski coraz bardziej zbliża się do stylu sprzed lat, a my rozpoznajemy w głównym bohaterze starego przyjaciela.
Ani młodzieńcze lata, ani opowieść rozgrywająca się po wydarzeniach opisanych w pięcioksięgu. Powieść Sezon burz, której zapowiedź wywołała niemałą sensację, należało by umiejscowić gdzieś między opowiadaniami publikowanymi w zbiorach "Miecz przeznaczenia" i "Ostatnie życzenie" - tak dokładnie zaraz przed historią ze strzygą z "Wiedźmina", ale już po tym, jak Geralt poznał Yennefer.
W efekcie nie otrzymujemy wiedźmina zmienionego, ale dokładnie takiego, jakim go pamiętamy jeszcze sprzed czasów napaści Nilfgaardu na północne królestwa i poznania Ciri. Choć trzeba przyznać, że z początku Geralta trudno rozpoznać, podobnie jak sam styl Andrzeja Sapkowskiego – pierwszy rozdział jest bezsprzecznie nieudany, a kolejne dwa czy trzy sprawiają zaś wrażenie rozbiegówki, jakiej autor potrzebował, by odnaleźć głos, który pamiętamy ze starszych tekstów. Rozpoznajemy zabiegi językowe, konstrukcję dialogów i charakterystyczne poczucie humoru, ale mimo to pierwsze kilkanaście czy kilkadziesiąt stron sprawia wrażenie, jakby pisał je nie Sapkowski, a jakiś próbujący go naśladować literat-fan.
Jak jednak wspominałem, ten słabszy początek spełnia funkcję rozbiegu, tak że im bardziej zagłębiamy się w tę historię, tym bardziej zaczyna ona przypominać te starsze teksty, aż w końcu coraz częściej dopada nas przeświadczenie, że oto przenieśliśmy się w czasie do lat 90. ubiegłego stulecia i czytamy kolejną świetną opowieść o białowłosym łowcy potworów.
Sapkowski więc nie zawodzi, bo dostarcza czytelnikom dokładnie tego, czego oczekiwali – większej ilości Geralta, okraszonego Jaskrem, Płotką, chędożeniem, krasnoludami i mnóstwem, mnóstwem efektownych pojedynków. Nie zabrakło także oczywiście rubasznego humoru oraz niezliczonych nawiązań zarówno do popkultury, jak i starszego pięcioksięgu. Znalazło się również miejsce na wiedźmińskie złote myśli (na przykład: Historia […] to relacja większością kłamliwa, ze zdarzeń, większością nieistotnych, zadawana nam przez historyków, większością durniów.) oraz na piosenki Jaskra, w tym jedną przytoczoną w naprawdę obszernym fragmencie.
Wiedźmin. Sezon burz to książka napisana dla fanów; ewidentnie przeznaczona dla tych, których – jak mnie – niesamowicie ucieszy możliwość powrotu do starych, dobrych druhów, do unikalnego, postmodernistycznego świata fantasy, w którym tym razem nie zabraknie nawet przekrętów na fakturach. Sapkowski, gdy w końcu odnajduje swój styl, po raz kolejny okazuje się niezrównanym gawędziarzem, któremu w porywającym snuciu opowieści nie przeszkadza nawet fakt, że momentami jest ona rwana i w zasadzie składa się z połączonych jednym czy dwoma wątkami osobnych opowiadań, jak choćby wyśmienity epizod z aguarą – jego wycięcie z książki niespecjalnie wpłynęło by na fabułę, niemniej stanowi on jeden z lepszych jej momentów.
Rzecz oczywista, Sezon burz nie może równać się z pięcioksięgiem; nie przebija także starszych opowiadań. I czuje się, że nie to autor chciał osiągnąć – ta książka ma być wehikułem czasu, okazją do przeżycia jeszcze jednej przygody z Białym Wilkiem, a żeby tak się stało, nie musi być przecież arcydziełem. I nie jest. Pozostaje jednak świetną pozycją rozrywkową. Fani nie powinni czuć się zawiedzeni.
Poznaj recenzenta
Marcin ZwierzchowskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat