To, że Preacher zmierza ku końcowi, można poznać po tym, że tempo akcji przyspieszyło tak, że nie ma czasu na osobiste spory czy animozje w trójkącie miłosnym Jessego, Tulip i Cassidy’ego. Gang znowu jest razem, więc zjednoczeni bohaterowie postanowili sprzeciwić się Bogu, który wyrósł na pierwszoplanową postać w najnowszym odcinku. Do tej pory zdążyliśmy poznać jego aroganckie i niemiłosierne oblicze, ale nowy epizod pokazał jego ciemną stronę w pełnej okazałości. Gnębił każdą z postaci, ale dzięki temu w końcu serial przyniósł dużo emocji, w tym napakowanym interesującymi wydarzeniami odcinku.
Rozdzielając trójkę głównych bohaterów, Bóg mógł torturować psychicznie każdego z osobna. Z Tulip zabawił się naprawdę okrutnie, prowokując ją za pomocą jej bolesnej przeszłości. Do tego walka z czasem oraz bardzo dobra gra aktorów trzymały w napięciu, że aż wstrzymywało się oddech. Z kolei z Cassem obszedł się bardziej brutalnie i krwawo, dzięki czemu w odcinku nie zabrakło gore’owych klimatów. Jednak w przypadku wampira poziom emocji nie był tak wysoki, jak u Tulip, choć jego spotkanie z Bogiem także nie należało do przyjemnych.
Również Jezus nie zaimponował swojemu Ojcu - ani nowym układem tańca breakdance, ani kwiatami. Jednocześnie było to zabawne, a także smutne, że Bóg potraktował go tak chłodno. Podobnie fascynacja Humperdoo powoduje dwojakie uczucia. Z jednej strony bawi to, że Wszechmogący woli przygłupiego Mesjasza, a z drugiej strony nie zyskuje sympatii przez to, że faworyzuje go względem istot, które mają własne zdanie i działają wbrew Jego woli. Poza tym ciekawą rolę odgrywa tu Hitler, który mimo że ewidentnie coś knuje, to wspiera Jezusa. Trudno określić jego prawdziwe intencje, ale miejmy nadzieję, że w finale sezonu pokaże, na co go stać.
Jednak najwięcej emocji dostarczyło ponowne spotkanie Jessego z Bogiem. Ale tym razem napięcie sięgało zenitu - aż iskrzyło podczas ich konfrontacji. Dodatkowo brawurowo wkroczył do akcji Święty od Morderców, wywołując postrach i grozę. A zmiana stron i cliffhangerowa końcówka w idealny sposób zachęciła do oglądania finału serialu.
Na uwagę zasługuje wątek Herr Starra, który poza fizycznym wyglądem wcale się nie zmienił. Nie porzucił swojej żądzy władzy, przemocy i seksu, co sprawiało, że ten bohater był tak wyrazisty i cwany. Jego narcystyczna postawa bawi na tle oddanej sprawie Apokalipsy Featherstone. Do tego sprośne sceny zaskakiwały i działały na wyobraźnię w niepokojący sposób. Razem ta dwójka błyszczy na ekranie.
Nie można zapomnieć jeszcze o Eugene’ie, który zapragnął zostać gwiazdą rocka po wyjściu z więzienia. Ten pomysł nawiązuje do komiksu, ale to marzenie prysło jak bańka mydlana przez wypadek samochodowy. I podobnie jak ksiądz możemy zadać pytanie, jaki jest plan boży, a raczej plan twórców na rozwiązanie wątku Eugene’a. Bo jego historia, jak do tej pory w ogóle nie ma sensu i nie wnosi nic atrakcyjnego do fabuły.
Overture to najlepszy odcinek tego dobiegającego końca sezonu. Nie zabrakło w nim emocji, akcji, napięcia, a także komediowych elementów. Historia też się zazębia, a atmosfera narasta. Wzorowo zbudowana cliffangerowa końcówka upewnia nas, że finał sezonu przyniesie nam wiele ekscytujących wrażeń. Tak nam dopomóż Bóg.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Magda Muszyńska