Preacher: sezon 1, odcinek 7 – recenzja
Po dwóch gorszych odcinkach i jednym bardziej intensywnym znowu przychodzi czas na zwolnienie akcji i skupienie się na dramatycznych wątkach. Dużo uwagi poświęcono dzieciństwu Jessego, co miało pogłębić tę postać, wprowadza jednak niepotrzebny chaos i odrywa od głównych wątków.
Po dwóch gorszych odcinkach i jednym bardziej intensywnym znowu przychodzi czas na zwolnienie akcji i skupienie się na dramatycznych wątkach. Dużo uwagi poświęcono dzieciństwu Jessego, co miało pogłębić tę postać, wprowadza jednak niepotrzebny chaos i odrywa od głównych wątków.
Chaos, chaos i jeszcze raz chaos - tak w skrócie można opisać dotychczasowe odcinki serialu Preacher. O ile momentami spisuje się to świetnie, zapewniając nietypowy i odświeżający klimat, to w wielu przypadkach potrafi zmęczyć widza. Dokładnie tak dzieje się w przypadku siódmego już odcinka, He Gone, który po intensywnych wydarzeniach sprzed tygodnia zwalnia i do fabuły wtrącane jest dużo niepotrzebnych scen.
Kwintesencją tego jest "pościg" Tulip, która szaleńczo biegnie przez Annvile, dając widzom nadzieję na kolejne zaskakujące wydarzenia. Zamiast tego mamy bezsensowną sekwencję odbierania kurtki od dzieciaków, która jest kompletnie oderwana od fabuły i nic do niej nie wnosi. Można domyślać się, że została wprowadzona tylko po to, by stworzyć sztuczne napięcie. Dla mnie jest to przykład tego, co psuje ten serial.
He Gone ogląda się jednak całkiem nieźle. Nawet pomimo nieco wolniejszego tempa czuć tu ten specyficzny klimat i widać dobrą rękę operatorów. Wszystko wygląda naprawdę dobrze, choć lekko zakłuło sztuczne CGI płonącego Cassidy'ego. Cieszy rosnące napięcie pomiędzy bohaterami, które daje nadzieję, że wszystko w końcu wybuchnie, dynamizując serial. Siódmy odcinek pierwszego sezonu opiera się głównie na sporach bohaterów i wychodzi to całkiem nieźle, szczególnie w przypadku rozmowy Jessego i Cassidy'ego przed kościołem.
Może to moje prywatne urazy, ale coraz bardziej zaczyna irytować mnie postać Jessego. Zarówno gra aktorska Dominica Coopera, jak i dialogi tej postaci nie porywają, a stoją wręcz na dość słabym poziomie. Można odnieść wrażenie, że nie tylko w tym przypadku twórcy serialu nie wiedzą dokładnie, jak prezentować ma się ta postać. Widzimy jego przemianę i coraz większe zapatrzenie w siebie i swoją moc, ale nie brakuje tu trochę przypadku, a budowanie postaci jest dość niejednoznaczne.
Chaos powiększa poświęcenie większości odcinka młodości Jessego. Można zrozumieć, że ma to na celu pogłębienie postaci Custera i Tulip, ale po raz kolejny mamy duży wątek, który odciąga widza od głównej akcji. Oprócz tego martwi tu niewykorzystanie potencjału zabójstwa ojca głównego bohatera, które w komiksach powiązane było z jednym z najlepszych wątków całej historii. Zamiast tego mamy tylko strzępy pojedynczych ujęć. Brak pokazywania zabójców może jednak wskazywać na fakt, iż są plany, by przedstawić to w kolejnych sezonach.
Już standardowym elementem tego serialu są odwołania do popkultury. Tym razem mieliśmy liczne wypowiedzi Cassidy'ego dotyczące filmów Braci Coen. Odcinek zdecydowanie ratuje jego końcówka, zarówno dotycząca wspomnianej rozmowy kaznodziei z wampirem, jak i przypuszczany atak ludzi Odina na kościół. Dzięki temu można z pełnym napięciem oczekiwać następnego odcinka, który zapowiada się znacznie ciekawiej.
Poznaj recenzenta
Bartosz GajewskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat