Preacher: sezon 1, odcinek 9 – recenzja
Przedostatni odcinek pierwszego sezonu Preachera przynosi zapowiedź emocjonującego finału, który równie dobrze może być wielkim wydarzeniem, jak i wielką klapą. Jednak tym, co skradło Finish the Song, jest świetna końcowa sekwencja ze Świętym od Morderców.
Przedostatni odcinek pierwszego sezonu Preachera przynosi zapowiedź emocjonującego finału, który równie dobrze może być wielkim wydarzeniem, jak i wielką klapą. Jednak tym, co skradło Finish the Song, jest świetna końcowa sekwencja ze Świętym od Morderców.
Długo trzeba było czekać na powiązanie wątku tajemniczego rewolwerowca z losami Jessego. Było jednak warto, bo efekt jest wprost wyśmienity. Sekwencja z ciągłym powtarzaniem opowiedzianej już historii świetnie sprawdziła się pod względem artystycznym i klimatem. Pojawienie się napisu "Hell" w połączeniu z charakterystycznym dźwiękiem sprawiło, że miałem ciarki na całym ciele. Niestety reszta dziewiątego odcinka nie oderwała się od przeciętności znanej z wcześniejszych.
Choć i tu widać pewną poprawę. Akcja w końcu zaczęła nabierać tempa, powodując, że wszystko sprawnie kroczy w kierunku emocjonującego finału. Szkoda tylko, że część prowadzących do tego wydarzeń była rozciągnięta na tak wiele odcinków, a mogło, jak choćby w przypadku wątku Tulip, zdarzyć się dobre kilka tygodni temu. Nie ma jednak co narzekać; miejmy nadzieję, że finał w znacznym stopniu zrekompensuje widzom ten przydługi wstęp.
W Finish the Song wprowadzenie to było nieco sprawniejsze. Mieliśmy sporo zaskoczeń. Część z nich była wiarygodna, inne były jednak zupełnie nielogiczne. Zdecydowanie na plus można zaznaczyć pomysł z kradzieżą telefonu przez Jessego. Niby niewielka rzecz, a fajnie przedstawiona (w końcu lepsza scena z aniołami), do tego wprowadzająca ekscytujący element do finału. Z drugiej strony mamy niepodparte żadnym motywem zabójstwo burmistrza przez Emily, bo inaczej nazwać tego nie można.
W dziewiątym odcinku mieliśmy więcej słabych momentów, niestety po raz kolejny z udziałem kaznodziei. Pierwszym z nich było absurdalne pogodzenie się z Cassidym, drugim nagły zwrot uczuć wobec Tulip. Widać tu, jak chaotycznie prowadzona jest ta postać i jak na siłę twórcy starają się pokleić wszystkie wątki do wyraźnie wcześniej wymyślonego finału. O ile zbratanie z wampirem ma jeszcze jakiś sens, to wyznanie wobec Tulip było zbyt dużym zwrotem w ich relacji.
Wszystkie te problemy zostały kompletnie przyćmione przez zarówno początkową, jak i końcową sekwencję ze Świętym od Morderców. Jako fan komiksów nie mogę ukryć ekscytacji tym, jak wspaniale udało się przedstawić ten wątek. To jedyny przypadek, w którym udało się oddać niesamowity klimat komiksu, a moim zdaniem końcówka z przedstawieniem piekła i powiązaniem wszystkich wątków przebiła pierwowzór. Wielkie brawa za to!
Jedyną wadą tego rozwiązania może być to, że dla odbiorców niezaznajomionych z komiksem przez większą część było to niezbyt zrozumiałe i mogło być zbyt mocno oderwane od reszty. Jednak klimat i sposób przedstawienia powinien także i im przypaść do gustu. Pozostaje nam wszystkim tylko czekać na kolejne sceny z tajemniczym rewolwerowcem.
Czy pojawi się on w finale? Można mieć co do tego spore wątpliwości. Twórcy Preacher pokazali już kilkukrotnie, że lubią odkładać ciekawe wątki na później. Nie zmienia to faktu, że finał zapowiada się niezwykle emocjonująco, choć można mieć co do niego pewne obawy. Liczę jednak, że wszystko było podporządkowane właśnie ostatnim wydarzeniom i w ostatnim odcinku otrzymamy kawał świetnej, mrocznej rozrywki.
Źródło: zdjęcie główne: Lewis Jacobs/Sony Pictures Television/AMC
Poznaj recenzenta
Bartosz GajewskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat