Przewodnik po Astro City - recenzja komiksu
Data premiery w Polsce: 10 kwietnia 2024Przewodnik po Astro City udowadnia, że polscy fani superbohaterów wciąż mogą liczyć na wspaniałe komiksowe historie, niekoniecznie spod szyldu Marvela i DC.
Przewodnik po Astro City udowadnia, że polscy fani superbohaterów wciąż mogą liczyć na wspaniałe komiksowe historie, niekoniecznie spod szyldu Marvela i DC.
O tym, że ktoś powinien wydać u nas Przewodnik po Astro City, mówiło się od dawna. Nagradzana seria superbohaterska wyprzedziła w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku choćby Toma Stronga Alana Moore’a, który prezentował nowoczesne spojrzenie na superbohaterską klasykę z okresu Złotej i Srebrnej Ery Komiksu. Warto przypomnieć także jeszcze późniejszą nostalgiczną Nową Granicę Darwyna Cooke’a, ale w tym przypadku historia opowiadała już o dobrze znanych bohaterach z Uniwersum DC. Natomiast Przewodnik po Astro City, tak jak przytoczony wyżej komiks Alana Moore’a (i jego inne tytuły spod niegdysiejszego szyldu America’s Best Comics), skupiał się na tworzeniu nowego uniwersum, choć wyraźnie nawiązującego do spuścizny DC i Marvela. I co najważniejsze, nie w skrajnie prześmiewczym stylu The Boys, tylko w poważniejszym tonie, nierzadko z elementami patosu (ale i humoru). Po prostu jako wyraz nostalgii za czasami nieskrępowanej wyobraźni twórców, którzy regularnie wymyślali nowe niezwykłe przygody i nowych niezwykłych superbohaterów.
Kurt Busiek, scenarzysta Przewodnika po Astro City, oraz Alex Ross, ilustrator okładek do komiksu, nieco wcześniej stworzyli legendarne Marvels (komiks na dniach ma być wznowiony). W tym nagradzanym dziele twórcy zeszli na ziemię i pokazali superbohaterów w innej odsłonie. Herosi widziani oczyma Alexa Rossa nigdy nie byli bardziej posągowi i odlegli od maluczkich, ale dzięki temu podejściu można było zrozumieć, w jaki sposób kształtował się ich mit. W Przewodniku po Astro City posągowe figury zostały jedynie na okładkach Alexa Rossa, ale ton – podniosły, nostalgiczny i wyrażający rodzaj nie do końca sprecyzowanej tęsknoty – pozostał w fabule stworzonej przez Kurta Busieka. I choć rysunki Brenta E. Andersona mieszczą się w kanonie graficznych patentów narracyjnych lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, to ów ton nadaje im inny wymiar. I dlatego nie dziwi lista branżowych nagród, którymi w okresie publikowania komiks był obsypany.
Rozpoczynając lekturę Przewodnika po Astro City od samego początku mamy reminiscencje z Marvels, ale to najwyraźniej świadomy zabieg Busieka. Znowu superbohaterów obserwują zwykli ludzie, znowu okazuje się, że życie herosów wygląda inaczej, niż można wnioskować na pierwszy rzut oka. Wyczyny największego z superbohaterów Artro City, czyli Samarytanina, zabierają mu z życia mnóstwo czasu – to niezwykle ciężka i w zasadzie niekończąca się harówka, bo złe rzeczy przydarzają się Ziemianom co chwila. Ów pierwszy rozdział z komiksu zatytułowany W snach i poświęcony temu bohaterowi to preludium do niezwykle szerokiego spojrzenia na społeczność superbohaterów (i nie tylko). Trochę jakby miało to być swoiste rozwinięcie Marvels - dopowiedzenie tego, czego twórcy nie zdążyli przekazać w poprzedzającym Przewodnik po Astro City komiksie.
Owszem, to opowieść o superbohaterach spoza Marvela i DC, ale pewne wzorce są aż nazbyt wyraźne. Choć nie zmienia to faktu, że w wymyślaniu kolejnych herosów Busiek wcale nie polega całkowicie na znanym nam wszystkim superbohaterskim standardom. Udaje mu się bowiem (tak samo jak Alanowi Moore’owi) stworzyć postacie równie fascynujące i nierzadko odrębne od wzorców, a przy tym nie ma on ambicji stworzenia nowego uniwersum od A do Z. Poznajemy bowiem superbohaterów w rodzaju epizodów, które pozwalają nam poznawać jednocześnie topografię miasta i sposoby działania na danych obszarach różnych herosów (choć niektórzy, tak jak Samarytanin działają międzynarodowo). Topografia jest o tyle istotna, że przecież w tytule komiksu mamy słowo przewodnik (w oryginale to metro book). I właśnie taki rodzaj opowieści – skaczącej (do pewnego momentu) po różnych wątkach i różnych miejscach – daje nam Kurt Busiek.
Czego tu nie ma! Fascynujący są nie tylko superbohaterowie, tacy jak Spowiednik, Wisielec czy efekciarski Crackerack, ale też teoretycznie zwyczajni obywatele – jak pewna mieszkanka tajemniczej dzielnicy Shadow Hill czy pewien starszy pan, który skrywa kosmiczną tajemnicę. Poznajemy sekrety Astro City kawałek po kawałku, aż wreszcie docieramy do momentu, w którym Busiek postanawia rozszerzyć swoją opowieść. Na pierwszy ogień idzie superbohaterska Pierwsza Rodzina, która mocno kojarzy nam się z Fantastyczną Czwórką, choć później nie jest to już tak oczywiste. Jej najmłodszą członkinią jest nastoletnia Astra, dziewczynka z zaskakującymi mocami, która żyje w izolacji od swych rówieśników. Dwa zeszyty opowiadające o misji Astry mają humanistyczny wydźwięk, są przyjemne w lekturze i wprawiają czytelnika w dobry nastrój.
Inaczej rzecz ma się z najdłuższą historią w tym tomie, najmocniejszą pod emocjonalnym względem. Jej bohater to młody chłopak, z pewnością jeszcze nie mężczyzna, który po tragedii rodzinnej przybywa do Astro City z pragnieniem zostania superbohaterem. Pragnienie się spełnia i jako Ministrant zostaje pomocnikiem i uczniem Spowiednika. Ten fabularny szczegół może nie brzmi zachęcająco, ale Busiek w swojej historii nie boi się konotacji religijnych. Co więcej, są one bardzo istotne i świetnie tu wybrzmiewają. Historia Ministranta to jeden z najciekawszych superbohaterskich originów, pełen niespodzianek i mocnych akcentów. Po lekturze tej imponującej fabularnie części Przewodnika po Astro City już bez żadnych wątpliwości zdajemy sobie sprawę, że mamy do czynienia ze znakomitym komiksem.
Potem dostajemy jeszcze trzyczęściową, rodzinną opowieść o intrygującym superbohaterze o pseudonimie Jack-in-the-Box, który na samym początku, ze względu na kostium klauna, mógł kojarzyć się z Jokerem, ale w rzeczywistości ma z nim niewiele wspólnego. I wreszcie na sam koniec wracamy do pojedynczych epizodów, znowu ze zwykłą mieszkanką Astro City w tle, która żyje jedynie w snach pewnego mężczyzny. Fabuła i konkluzja “Twojej bliskości” daje więcej emocjonalnych przeżyć niż wszystkie kryzysy Uniwersum DC razem wzięte. Udowadniają, że czasem mniej znaczy więcej – choć ogrom rozstrzygnięć w finale tej właśnie historii niemal nas przytłacza.
Pod koniec lektury aż dziw bierze, że tak długo musieliśmy czekać na tak świetną, superbohaterką lekturę. W Astro City wciąż pozostaje wiele tajemnic do ujawnienia, a najbardziej fascynujący bohater tej serii na ostatnim kadrze pierwszego tomu wygląda, jakby zachęcał nas do głębszego wejrzenia w świat tej niezwykłej metropolii. Obyśmy nie musieli długo czekać na kontynuację.
Poznaj recenzenta
Tomasz MiecznikowskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1972, kończy 52 lat
ur. 1982, kończy 42 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1990, kończy 34 lat
ur. 1979, kończy 45 lat