Rogi ("Horns") dla wielu będą tegorocznym halloweenowym wypadem do kina. Ostatniego dnia października przecież nie wypada pójść na jakiś klasyczny blockbuster czy komedię – nawet ci, którzy zwykle nie odczuwają potrzeby bania się czy wręcz od tego stronią, tego wieczoru zmieniają zdanie. Pretekstowe wyjście na film Alexandre Aja będzie miało jednak znacznie większą wartość niż sam seans. Jedyne rogi, jakie pozostaną w pamięci widzów, to nie te, które pokaże film, ale w swojej kreacji aktorskiej Daniel Radcliffe.

Dotychczas raczej trudno było uwierzyć, że notariusz z Kobiety w czerni i poeta z Kill Your Darlings nie ma żadnych magicznych zdolności. Na twarzy Radcliffe’a cały czas malował się chłopięcy, pogodny wyraz twarzy, tak jakby wciąż grał w produkcjach na podstawie książek J.K. Rowling. Jego najnowszy film pozwala mu zaś rozpostrzeć skrzydła (zresztą nie tylko metaforycznie). Jako Ig Perrish pokazuje cały koloryt ludzkiego życia - przeżywa najpierw piękną, niebiańska miłość, po to by później zostać oskarżonym o zabójstwo swojej dziewczyny i przeżywać prawdziwe piekło. Radcliffe już nie jest grzecznym nastolatkiem, który walczy z mrocznymi siłami. Odwrotnie – topiąc smutki w alkoholu i zaliczając jednonocne przygodny, poddaje się im, aż do momentu pojawienia się tytułowych rogów.

Wyrastające po bokach czoła diabelskie rogi sprawiają, że w osobach znajdujących się w pobliżu głównego bohatera wyzwalają się najgorsze instynkty. Zaczynają mówić prawdę, nieważne, jak ta byłaby bolesna, decydują się na rzeczy, przed którymi wcześniej powstrzymywałby zdrowy rozsądek. Z ich mocy w pewnym momencie zaczyna korzystać sam Ig, próbując rozwiązać zagadkę morderstwa swojej dziewczyny. To wszystko tymczasem znajduje swoje odzwierciedlenie w żonglerce gatunkowej, jaką przez dwie godziny trwania filmu uprawia reżyser.

[video-browser playlist="630512" suggest=""]

Gdy Ig zaczyna przystawać na zmiany w swoim ciele i płynące z nich korzyści, pojawia się mnóstwo świetnego humoru sytuacyjnego. Gdy oglądamy rozwijające się uczucie między dwójką głównych bohaterów, na myśl przychodzi amerykańskie kino inicjacyjne. Gdy odkrywamy kolejne tropy, czujemy się niemal jak w kryminale. Całość z kolei uzupełniają klasyczne dla horroru chwyty i pomysły.

Alexandre Aja celnie trafia szczególnie w opowieść o miłości łączącej młodych ludzi, a w chwili pojawienia się na czole bohatera rogów znakomicie bawi się przyjętą konwencją, pozostając świadomym tego kuriozalnego konceptu. Niemniej w horrorze i kryminale reżyser się wyraźnie nie sprawdza, przez co mniej więcej w połowie filmu entuzjazm mocno opada. Im dalej zagłębiamy się w - dość banalne, jak się okazuje ostatecznie - śledztwo, tym coraz mniej mamy wspomnianego grania z widzem, a więcej efekciarstwa rodem z kina klasy B.

Zobacz również: Harry Potter rapuje "Alphabet Aerobics"

Na Halloween znacznie bardziej warto się wybrać na Gościa, inny gatunkowy rollercoaster, który jednak dla odmiany pozostaje fantastyczny aż do ostatniej minuty. Rogi już spełniły swoją rolę – pokazały innym producentom i reżyserom, że warto dać szansę Danielowi Radliffe’owi. O samym filmie nie będzie trudno zapomnieć, co też napisawszy te słowa, niniejszym czynię. 

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj