Reacher: sezon 3, odcinek 6 - recenzja
Najnowszy odcinek Reachera to wejście w finałową rozgrywkę, w której trup niewątpliwie będzie ścielił się gęsto. Wydarzenia idą zgodnie z oczekiwaniami, ale twórcy wciąż powielają te same błędy. W efekcie marnują budowany potencjał i nie dają widzom tyle, ile powinni.
Najnowszy odcinek Reachera to wejście w finałową rozgrywkę, w której trup niewątpliwie będzie ścielił się gęsto. Wydarzenia idą zgodnie z oczekiwaniami, ale twórcy wciąż powielają te same błędy. W efekcie marnują budowany potencjał i nie dają widzom tyle, ile powinni.

Ten odcinek jest podsumowaniem tego, dlaczego trzeci sezon Reachera ma problem z postaciami drugoplanowymi stojącymi po stronie bohatera. Duffy i jej kompan to bohaterowie zbyteczni i fatalnie napisani, czego efektem jest ich nierozważne i głupie zachowanie. Scena w mieście to skrajna przesada i przykład scenariuszowego lenistwa. Twórcy ogłupiają postaci, które są doświadczonymi agentami. Jeśli chcieli, by Richard na nich wpadł, mieli wiele alternatywnych i wiarygodniejszych możliwości. To zwyczajne pójście na łatwiznę i skrótowość. Takie błędy twórcom zdarzają się zbyt często i są skazą na jakości produkcji, która ogólnie dostarcza dobrej rozrywki.
Początek odcinka nie spełnia oczekiwań widzów, bo pierwsza konfrontacja protagonisty z Quinnem wyszła dość zwyczajnie. Jasne, pojawiły się informacje o tym, że cierpi on na amnezję, dlatego nie wie, kim jest Reacher. Tylko to brzmi jak wytrych fabularny, by twórcy mogli wyjść z trudnej sytuacji. W tym odcinku dochodzi już do otwartej wojny i polowania na tytułowego bohatera, więc ta scena była zupełnie niepotrzebnym przeciągnięciem nieuniknionego. Fabularnie też wypada dość przeciętnie, bo Quinn odkrywa prawdę o swoim wrogu w sposób naprawdę banalny. Znów pojawia się wątek, który miał potencjał na o wiele ciekawsze rozwinięcie.
Gdy Reacher ucieka, odcinek zyskuje rozrywkowy charakter i wzbudza oczekiwane emocje. Starcie ze zbirami w lesie może się podobać, bo w końcu mamy trochę akcji, której w trzecim sezonie jest jak na lekarstwo. Walki są dobrze zrealizowane i brutalne, więc satysfakcjonują. Cały wątek ucieczki dobrze podsumowuje humorystyczne spotkanie ze starszym małżeństwem azjatyckiego pochodzenia. Ten odcinek można docenić właśnie za dystans i takie łączenie skrajnych wątków. Kolorytu fabule dodaje też powrót Neagley, która ma niezłe starcie z dwoma zabójcami. Kilka scen z tą postacią jeszcze bardziej obnaża problem sojuszników Reachera, bo w porównaniu do niej wypadają blado.
Trochę szkoda, że McCabe vel Quinn jest tak stereotypową postacią i wypada nieciekawie. Na jego tle nawet Beck wygląda na kogoś interesującego i charyzmatycznego. Brian Tee kreuje zwykłego i ogranego do bólu psychopatę. Wiem, że to nie wina aktora, bo twórcy Reachera cały czas operują schematami gatunkowymi. Jednak uważam, że można było pokusić się o coś ciekawszego i mniej konwencjonalnego. Scena z rosyjską ruletką powinna generować napięcie i emocje, a była przewidywalna. Scenarzystów stać na więcej!
Do finału pozostały dwa odcinki, więc Reacher najpewniej nabierze tempa i dostarczy większych emocji. Oby też zaserwował nam więcej scen akcji, nie tylko oczekiwany pojedynek naszego protagonisty z Paulie'em. W tym sezonie pojawia się trochę zgrzytów, które niepotrzebnie obniżają jego jakość. Nie ma nic złego w schematach gatunkowych, ale twórcy mogli do nich podejść w kreatywny sposób, a nie iść po linii najmniejszego oporu.
Poznaj recenzenta
Adam Siennica


naEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1965, kończy 60 lat
ur. 1994, kończy 31 lat
ur. 1979, kończy 46 lat
ur. 1979, kończy 46 lat
ur. 1946, kończy 79 lat

