

Ten odcinek jest podsumowaniem tego, dlaczego trzeci sezon Reachera ma problem z postaciami drugoplanowymi stojącymi po stronie bohatera. Duffy i jej kompan to bohaterowie zbyteczni i fatalnie napisani, czego efektem jest ich nierozważne i głupie zachowanie. Scena w mieście to skrajna przesada i przykład scenariuszowego lenistwa. Twórcy ogłupiają postaci, które są doświadczonymi agentami. Jeśli chcieli, by Richard na nich wpadł, mieli wiele alternatywnych i wiarygodniejszych możliwości. To zwyczajne pójście na łatwiznę i skrótowość. Takie błędy twórcom zdarzają się zbyt często i są skazą na jakości produkcji, która ogólnie dostarcza dobrej rozrywki.
Początek odcinka nie spełnia oczekiwań widzów, bo pierwsza konfrontacja protagonisty z Quinnem wyszła dość zwyczajnie. Jasne, pojawiły się informacje o tym, że cierpi on na amnezję, dlatego nie wie, kim jest Reacher. Tylko to brzmi jak wytrych fabularny, by twórcy mogli wyjść z trudnej sytuacji. W tym odcinku dochodzi już do otwartej wojny i polowania na tytułowego bohatera, więc ta scena była zupełnie niepotrzebnym przeciągnięciem nieuniknionego. Fabularnie też wypada dość przeciętnie, bo Quinn odkrywa prawdę o swoim wrogu w sposób naprawdę banalny. Znów pojawia się wątek, który miał potencjał na o wiele ciekawsze rozwinięcie.
Gdy Reacher ucieka, odcinek zyskuje rozrywkowy charakter i wzbudza oczekiwane emocje. Starcie ze zbirami w lesie może się podobać, bo w końcu mamy trochę akcji, której w trzecim sezonie jest jak na lekarstwo. Walki są dobrze zrealizowane i brutalne, więc satysfakcjonują. Cały wątek ucieczki dobrze podsumowuje humorystyczne spotkanie ze starszym małżeństwem azjatyckiego pochodzenia. Ten odcinek można docenić właśnie za dystans i takie łączenie skrajnych wątków. Kolorytu fabule dodaje też powrót Neagley, która ma niezłe starcie z dwoma zabójcami. Kilka scen z tą postacią jeszcze bardziej obnaża problem sojuszników Reachera, bo w porównaniu do niej wypadają blado.
Trochę szkoda, że McCabe vel Quinn jest tak stereotypową postacią i wypada nieciekawie. Na jego tle nawet Beck wygląda na kogoś interesującego i charyzmatycznego. Brian Tee kreuje zwykłego i ogranego do bólu psychopatę. Wiem, że to nie wina aktora, bo twórcy Reachera cały czas operują schematami gatunkowymi. Jednak uważam, że można było pokusić się o coś ciekawszego i mniej konwencjonalnego. Scena z rosyjską ruletką powinna generować napięcie i emocje, a była przewidywalna. Scenarzystów stać na więcej!
Do finału pozostały dwa odcinki, więc Reacher najpewniej nabierze tempa i dostarczy większych emocji. Oby też zaserwował nam więcej scen akcji, nie tylko oczekiwany pojedynek naszego protagonisty z Paulie'em. W tym sezonie pojawia się trochę zgrzytów, które niepotrzebnie obniżają jego jakość. Nie ma nic złego w schematach gatunkowych, ale twórcy mogli do nich podejść w kreatywny sposób, a nie iść po linii najmniejszego oporu.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaZastępca redaktora naczelnego naEKRANIE,pl. Dziennikarz z zamiłowania i wykładowca na Warszawskiej szkole Filmowej. Fan Gwiezdnych Wojen od ponad 30 lat, wychowywał się na chińskim kung fu, kreskówkach i filmach z dużymi potworami. Nie stroni od żadnego gatunku w kinie i telewizji. Choć boi się oglądać horrory. Uwielbia efekciarskie superprodukcje, komedie z mądrym, uniwersalnym humorem i inteligentne kino. Specjalizuje się w kinie akcji, które uwielbia analizować na wszelkie sposoby. Najważniejsze w filmach i serialach są emocje. Prywatnie lubi fotografować i kolekcjonować gadżety ze Star Wars.
Można go znaleźć na:
Instagram - https://www.instagram.com/adam_naekranie/
Facebook - https://www.facebook.com/adam.siennica
Linkedin - https://www.linkedin.com/in/adam-siennica-1aa905292/

