Rebel Ridge - recenzja filmu
Rebel Ridge zapowiadał się na kolejny przeciętny film akcji od Netflixa. Przygotujcie się na wielkie zaskoczenie!
Rebel Ridge zapowiadał się na kolejny przeciętny film akcji od Netflixa. Przygotujcie się na wielkie zaskoczenie!
Rebel Ridge to niezmiernie pozytywna niespodzianka. Chociaż zapowiedzi sugerowały przeciętniaka w stylu Netflixa, film nie opiera się na ciągłych walkach, strzelaninach czy pościgach. Takich scen jest mało, a jak już do nich dochodzi, są dobrze wykorzystane w fabule. Twórcy ciekawie podeszli też do kwestii przemocy, która pojawia się, gdy trzeba – i nie tylko po to, by bohater zostawił za sobą stos trupów. W jakimś stopniu nadano temu potrzebny realizm. Piszę o tym, byście włączyli tę produkcję z odpowiednim nastawieniem, inaczej możecie być rozczarowani. To bardziej thriller, w którym nie chodzi o sceny akcji, ale o postacie i kolejne etapy opowieści. I nie jest to film o złych gliniarzach dręczących czarnoskórego faceta. Kwestia rasy nie jest ani razu poruszana, bo nie ma żadnego znaczenia. Ta historia dotyczy walki o sprawiedliwość ze skorumpowanymi policjantami.
Jeremy Saulnier, reżyser i scenarzysta Rebel Ridge, z wprawą doświadczonego i świadomego rzemieślnika zaserwował nam thriller, który angażuje od początku do końca. Filmowiec spokojnie, ale skrupulatnie buduje intrygującą atmosferę. A ta z każdą minutą robi się coraz gęstsza. Podczas seansu Rebel Ridge towarzyszy nam napięcie, bo wciąż czekamy na coś złego – jakieś zagrożenie, które zaraz się pojawi i sprawi, że bohater będzie musiał walczyć o przetrwanie. To właśnie zaangażowanie w opowieść i sytuację protagonistów staje się najmocniejszą zaletą tego filmu. Nie ma znaczenia to, że nie dostajemy walk czy strzelanin – to nie John Wick i wcale nim nie musi być. Gdy opowieść sprawnie posuwa się do przodu, a bohater musi działać, nasze emocje są potęgowane. Nie ma mowy o obojętności.
Dobrze, że w Rebel Ridge stawka jest bardziej osobista i nie ma jakiegoś wielkiego znaczenia. Terry to nie Rambo przedzierający się przez rzesze wrogów i pozostawiający po sobie stos trupów. Co prawda miałem skojarzenia z produkcją Z podniesionym czołem (wersjami z 1973 i 2004 roku), ale opowieść szybko poszła w inną stronę. Aaron Pierre gra tak dobrze, że nadaje historii odpowiedni charakter i buduje zaangażowanie widza. Łączy stoickość i powściągliwość filmowego twardziela z charyzmą gwiazdy kina akcji. Aktor kipi pewnością siebie, a jego mowa ciała sprawia, że momentalnie można uwierzyć w umiejętności Terry'ego. W scenach akcji też jest wiarygodny. Aktora nie kojarzymy z głównych ról, ale tutaj wykorzystał swoją szansę w sposób fenomenalny. Pokazał talent, ekranowy magnetyzm i siłę charyzmy, która sprawia, że bez problemu wierzymy w tę postać i tak naprawdę dla niej śledzimy tę historię. Nie spodziewałem się tego po Rebel Ridge. Świetnie wypada też starcie z głównym czarnym charakterem w osobie Dona Johnsona.
Rebel Ridge to kino klasy B, co trochę wpływa na powierzchowność pewnych aspektów i stoi poniżej ambicji twórcy. Tempo jest niespieszne, ale skrupulatnie buduje napięcie, byśmy mogli zaangażować się w opowieść. Tylko nie nastawiajcie się na dynamiczne kino akcji, bo to coś zupełnie innego. Coś, co Was zaskoczy, bo na Netfliksie rzadko pojawiają się tytuły tak dobre, świadomie podchodzące do norm gatunku i dostarczające wrażeń.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1946, kończy 78 lat
ur. 1963, kończy 61 lat
ur. 1979, kończy 45 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1978, kończy 46 lat