Riverdale: sezon 5, odcinki 11-12 - recenzja
Riverdale powraca po długiej przerwie i daje nam jeden ciekawy odcinek, a drugi już niekoniecznie. Oceniam.
Riverdale powraca po długiej przerwie i daje nam jeden ciekawy odcinek, a drugi już niekoniecznie. Oceniam.
Riverdale w końcu, po bardzo długim czasie oferuje ciekawe spojrzenie na główny czarny charakter. Do tej pory Hiram Lodge był raczej mocno przerysowanym, wchodzącym tylko w jeden, mroczny ton antagonistą. W nowym odcinku nabrał zdecydowanej głębi. Pokazanie jego historii pozwoliło go uczłowieczyć, ukazać jego ból i rozterki, jakie trzymał w sobie przez lata. Całkiem sprawnie poprowadzono historię od pucybuta do milionera (zresztą bardzo dosłownie). Hiram nie był w epizodzie wielkim jak życie czarnym charakterem, pełnym władzy, a raczej zagubionym chłopcem, który szuka swojego miejsca i szacunku. Dzięki temu zabiegowi postać nabrała dodatkowego kolorytu, nie jest już taka jednowymiarowa jak dotychczas. Na korzyść antagonisty zagrała również całkiem nieźle ukazana jego specyficzna relacja z ojcem, pełna zaufania, ale również obarczona ambicjami Hirama. Zatem w końcu doczekałem się, że Lodge prezentuje się bardzo dobrze. Oby twórcy nie zmarnowali tego potencjału, który wypracowali sobie w nowym odcinku.
W końcu również Reggie nie jest tak słabą postacią jak zazwyczaj. Zwykle był to po prostu osiłek, który sprawdzał się, gdy trzeba było wykonać jakieś zadanie, a ostatnio jako chłopiec na posyłki Hirama. Jednak w końcu w jego wątku zaprezentowano drugie dno, które działa. Nie był on tylko bezmyślnie wykonującym rozkazy bohaterem, a zyskał interesującą historię, również, podobnie jak Hiram, związaną z jego relacją z ojcem. Dzięki temu Reggie mógł zyskać w oczach widzów i stać się pełnoprawnym bohaterem opowieści, a nie tylko dodatkiem do niej. Nawet muszę przyznać, że ładunek emocjonalny występujący w wątku chłopaka i jego ojca został podany w całkiem dobry sposób, bez popadania w zbytnią pompatyczność czy melodramatyzm z tanich telenoweli, co już się twórcom zdarzało. Zatem wątek Reggiego zaliczam na plus.
Niestety, gdy już wchodzimy w rejony dotyczące głównych bohaterów i ich historii, to nie jest dobrze. Cały czas mam wrażenie, że twórcy nie mają pomysłu na postać Jugheada po przeskoku czasowym. Po powrocie wrzucili go w dziwną, bezsensowną podróż włóczęgi, by za chwilę umieścić go najprawdopodobniej w wątku Betty i mordercy z tira. Zapewne scenarzyści nie wiedzieli, jak znowu połączyć drużynę Juga i Betty, wobec tego zdecydowali się na taki zabieg. Jednak nie ma on najmniejszego sensu, ponieważ Jughead w tym wypadku raczej na pewno zejdzie jeszcze bardziej na drugi plan. Bohater nie posiada jak na razie interesującej historii i to się raczej szybko nie zmieni. Jednak lekki plus muszę zapisać przy wątku Betty i Tabithy. Na początku otrzymały nudny element fabuły dotyczący poszukiwań Jugheada. Jednak gdy dodano do tego narkotyczny trip wszystko nabrało kolorytu i lekkości. W końcu po dłuższym czasie można było zobaczyć wyluzowaną wersję Betty i to się sprawdziło.
Niestety wątek Archiego i Veroniki również nie prezentował się dobrze. Pierwszy po raz kolejny jest pokazywany jako ten jeden z ostatnich sprawiedliwych w Riverdale. Problem w tym, że to już zostało nasilone do granic możliwości. Poziom patosu i martyrologii, jaki występuje u Archiego z odcinka na odcinek wychodzi już poza skalę i przez to męczy. I chyba twórcy pomyśleli, że dobrze będzie dodać do niego Veronikę, bo niestety nie wiedzieli za bardzo, co zrobić z bohaterką, wobec tego wplątali ją w porwanie ojca, z którym związała się, dając sobie ukraść wartościowy kamień. Brak tu płynności w prowadzeniu historii Archiego i Veroniki. Miałem w pewnym momencie wrażenie, że nawet duet przeszkadzał sobie w opowieści.
Dobrym przykładem, jak to twórcy nie wiedzą, co robić z postacią, jest Cheryl. Nie wiedzieć czemu scenarzyści postanowili ją tym razem włączyć w dziwny, religijny kult, zgromadzony wokół jej matki i wykorzystujący pamięć o jej bracie. To był cringe w czystej postaci. Po prostu jej wątek był miejscami strasznie żenujący, a twórcy udziwniali go jeszcze bardziej w trakcie odcinka. Kulminacją była straszna scena musicalowa na obrzędzie sekty. Mam nadzieję, że wątek Cheryl w takiej postaci potrwa długo, bo najzwyczajniej w świecie nie da się go oglądać.
Nowe odcinki Riverdale można spokojnie podzielić na dobry o genezie Hirama i słaby, który skupiał się na aktualnych wątkach. Pierwszy otrzymuje ode mnie 7/10, drugi 3/10. Zatem średnia z dwóch epizodów to 5/10.
Poznaj recenzenta
Norbert ZaskórskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat