„Salem”: sezon 2, odcinek 4 – recenzja
Wątki w "Salem" rozwijają się bardzo powoli. Nie jest to jednak wada, dzięki temu możemy bowiem bliżej przyjrzeć się bohaterom i postarać się ich zrozumieć.
Wątki w "Salem" rozwijają się bardzo powoli. Nie jest to jednak wada, dzięki temu możemy bowiem bliżej przyjrzeć się bohaterom i postarać się ich zrozumieć.
Poprzedni sezon „Salem” był dość dynamiczny, teraz jednak twórcy zmienili podejście, a akcję przeplatają rozwojem bohaterów, którym w końcu poświęcają należytą uwagę. Postacie przestają być papierowe, zaczynają nabierać głębi, a to cieszy. Oczywiście nie zrezygnowano całkiem z dynamicznych akcji, po prostu inaczej rozłożono akcenty, a dzięki temu serial odnajduje swój rytm.
Zdecydowanie najciekawiej wypada wątek Anne Hale. Dziewczyna zaczyna zdawać sobie sprawę, że bez pomocy jej nowo odkryte moce szybko sprowadzą na nią zgubę. Decyduje się więc przyjąć ofertę Mary, a ta bez chwili zawahania wykorzystuje dziewczynę do swoich celów. Anne jednak nie ma w planach iść w ślady Sibley, chce jedynie zyskać kontrolę nad swoją siłą i wykorzystać ją do czynienia dobra. Czyżby możliwe było istnienie dobrej czarownicy? I co najważniejsze, czy Mary w ogóle dopuści do takiego stanu rzeczy? Relacja ta może być bardzo jasnym punktem tego sezonu, zwłaszcza że w tle wciąż majaczy widmo hrabiny Marburg, która chce dopaść Mary. Pomostem łączącym dwie panie jest właśnie Anne, po czym widać, że wszystko w serialu jest przemyślane i każdy ma do odegrania jakąś rolę. Cały wątek na papierze wygląda całkiem dobrze i ma potencjał. W „Book of Shadows” mamy jego przedsmak, jednak już tutaj twórcy sugerują, że będzie się dziać dużo i mrocznie, czyli bardzo w stylu „Salem”. Po cichu liczę też, że Anne straci trochę na swojej niewinności i pokaże pazury, co zdecydowanie nadałoby jej postaci wiarygodności.
[video-browser playlist="691323" suggest=""]
Na znaczeniu nabiera również doktor Wainwright, grany przez Stuarta Townsenda. Choć dopiero zarysowana, ciekawie zapowiada się jego relacja z Cottonem. Nie ma co ukrywać - pojedynek nauki i religii może wzbudzać emocje i wypaść nad wyraz przekonująco oraz życiowo, zwłaszcza że panowie prezentują drastycznie różne poglądy na temat istnienia i działania czarownic. Rumieńców nabiera też znajomość Wainwrighta z Mary. Mam jednak wrażenie, że jest zupełnie niepotrzebna i stanowi jedynie zapychacz, bo doktorek zapewne prędzej czy później, w ten czy inny sposób skończy w piachu. I to bez względu na (a może właśnie przez) kontakty z Mary Sibley. Na razie jednak ma swoje zadanie do wykonania, więc twórcy „Salem” po prostu próbują wycisnąć z jego postaci co się da. Szkoda tylko, że kosztem innych bohaterów. W efekcie zabrakło czasu dla Mercy czy Aldena, którzy - choć teoretycznie są głównymi postaciami - w „Book of Shadows” pojawiają się dosłownie na chwilę, pozostawiając po sobie niedosyt.
Zobacz również: „Avengers: Czas Ultrona” – bohaterowie w mrocznym stylu fantasy
„Salem” na razie jest nieco niemrawe, jednak daje się wyczuć, że ten stan niedługo ulegnie zmianie. „Book of Shadows” stawia na rozwój postaci i relacji między nimi, byśmy poznali ich choć trochę, nim akcja ruszy z kopyta. Na razie twórcy dozują napięcie i pozwalają widzowi cieszyć się wykreowanym światem.
Poznaj recenzenta
Wojciech PilarzKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1973, kończy 51 lat
ur. 1966, kończy 58 lat
ur. 1981, kończy 43 lat
ur. 1966, kończy 58 lat
ur. 1959, kończy 65 lat