See: sezon 1, odcinek 1 - 3 - recenzja
See to serial science fiction platformy Apple TV+, za który odpowiada Steven Knight, twórca świetnego Peaky Blinders. Czy warto obejrzeć?
See to serial science fiction platformy Apple TV+, za który odpowiada Steven Knight, twórca świetnego Peaky Blinders. Czy warto obejrzeć?
See ma naprawdę intrygujący i dobrze przemyślany koncept. Przedstawienie świata wiele wieków po jego destrukcji w wyniku epidemii oferuje widzom połączenie science fiction z kostiumowym serialem w stylu Wikingów. Widzimy pozostałości cywilizacji, zniszczone mosty, budynki, samochody, ale wszyscy mieszkają we wsiach, tworząc plemiona walczące bronią białą. Widać, że Steven Knight przemyślał wszelkie detale kultury oraz świata, w którym wzrok jest mitem i zakazaną herezją. Tworzy wiarygodny obraz rzeczywistości, do której można się momentalnie przekonać, nie czując naciągnięć czy błahych rozwiązań. Oczywiście tego typu zabiegi wymagają pewnego zawieszenia niewiary u widza, ale wydaje się to na tyle wiarygodne, na ile to jest fizycznie możliwe.
Jason Momoa to oczywiście największa zaleta See, ponieważ aktor dostaje role, w jakiej widzowie kochają go oglądać: wielki, brutalny wojownik, który rozwiązuje sprawy w walce. W tym momencie nie oczekujemy od Momoy jakiejś emocjonalnej głębi czy aktorstwa, które ma zmieniać perspektywę na tę postać. On jest taki, jaki ma być i jakiego chce się oglądać. Zwłaszcza że w pierwszych trzech odcinkach dostajemy dwie duże sceny akcji, w tym bitwę (nawet niezłe pomysły na pokazanie starcia wojowników bez wzroku). Francis Lawrence przypomina, że jako reżyser na kinowym poziomie, świetnie czuje sceny walk, pracując z kamerą jako środkiem do ich podkreślania, a nie ukrywania jakichś niedoróbek. Dlatego są one dopracowane, efekciarskie i brutalne. Może początkowa bitwa plemion nie tak bardzo (nie zabrakło w niej miejsca na hakę! Można domyślić się, że to pomysł Jasona Momoy), ale późniejsza scena walki wchodzi już na rejony gore. Pamiętacie Jasona z roli Conana - co by złego nie mówić o tym filmie, Jason świetnie radził sobie w zabójczym tańcu z mieczem. Tutaj jest podobnie, po pierwsze - widzimy, że to on, a nie jakiś kaskader (kamera nie próbuje nawet na chwilę odciągać naszej uwagi od tego faktu), a po drugie - Momoa w trybie bestii to... krew się leje, głowy latają i jest naprawdę mocno. Nie jest to może jakoś szczególnie przegięte, bo z uwagi na fabularną podbudowę, ma sens i może się podobać.
Tak jak pierwszy odcinek potrafi zaciekawić i wciągnąć, tak poziom i tempo kolejnych dwóch spada niewyobrażalnie. Wszystko staje się skrótowe, przyspieszone, przedłużane i dziwnie puste emocjonalnie. Gdzieś zabrakło w tym pomysłu na utrzymanie tej atmosfery, poczucia zagrożenia i walki o przetrwanie, która towarzyszyła w premierowym odcinku. Poza kilkoma momentami całość popada w dziwne mielizny scenariuszowe, w których postacie zaczynają postępować dość banalnie, wręcz niezrozumiale i absurdalnie. Budowane konflikty są strasznie sztampowe, na czele z przeciwnikami Baby Vossa (Jason Momoa) we wiosce, który momentami przypominają kreskówkowe postacie. Sama historia również zaczyna tracić swój impet i ma zbyt dużo zapychaczy i to pomimo niezłego klimatu, który został tutaj zbudowany. Trudno wywnioskować po trzech odcinkach o czym See tak naprawdę ma opowiadać, bo choć są jakieś tropy, są one wprowadzane zbyt chaotycznie i za mocno są oparte na prostym konflikcie z tą główną złą postacią.
Jeszcze dziwniej jest, gdy twórcy przedstawiają widzom główny czarny charakter, czyli złą królową. Dostajemy wiele scen w stylu: patrzcie, jaka ona jest zła, dziwna i szalona. Brakuje naszkicowania tej postaci w sposób ludzki, ciekawy, bo szybko staje się ona pustym stereotypem gatunkowym, który nie jest ciekawy, a nawet wręcz zaczyna irytować. A tym bardziej szkoda, bo przecież postać gra Sylvia Hoeks, która świetnie spisała się w roli czarnego charakteru w Blade Runner 2049. A tutaj Steven Knight oferuje postać pustą, nieciekawą, która nie wykorzystuje jej talentu i charyzmy. A do tego jej sceny są pełne dziwacznych pomysłów na temat religii owego świata, bo królowa dużo się modli i... polega to na wypowiadaniu słów modlitwy podczas masturbacji. . Czy to coś wnosi do serialu? Nie, wydaje się głupie, zbyteczne i po prostu dziwne.
See to bez wątpienia ciekawy pomysł, świetne momenty, ale po trzech odcinkach ma się wrażenie pogubienia twórców i zbytnie opieranie się na banalnych rozwiązaniach scenariuszowych. A to jest tym bardziej dziwne, jeśli weźmiemy pod uwagę twórcę Peaky Blinders za sterami, który tam w takie rejony banału nigdy nie szedł. Francis Lawrence wyciąga z tego, ile się da, ale tempo jest zbyt wolne, a fabularne cele niejasne, by można było po trzech odcinkach powiedzieć, że to udany serial. Realizacyjnie atrakcyjny, ale na razie rozczarowujący i marnujący dostrzegalny potencjał.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1971, kończy 53 lat
ur. 1986, kończy 38 lat
ur. 1985, kończy 39 lat
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1978, kończy 46 lat