Sezony - recenzja filmu [GDYNIA 2024]
Data premiery w Polsce: 18 października 2024Sezony to prawdziwy ewenement festiwalu filmowego w Gdyni w 2024 roku, ponieważ dostajemy komediodramat. Mieliśmy filmy z elementami humoru, ale żadnej komedii.
Sezony to prawdziwy ewenement festiwalu filmowego w Gdyni w 2024 roku, ponieważ dostajemy komediodramat. Mieliśmy filmy z elementami humoru, ale żadnej komedii.
Sezony reprezentują gatunek, który rzadko pojawia się w polskim kinie. Kiedy ostatnio był typowy komediodramat, który można by wymienić? W tym przypadku reżyser Michał Grzybowski w niezwykle przemyślanej historii o parze aktorów w trakcie pracy nad sztuką, kształtuje nam opowieść o konflikcie w związku, jego rozpadzie i poradzeniu sobie z tym trudnym doświadczeniem. Pozornie brzmi prosto, ale taka sytuacja nie jest łatwa dla żadnej osoby, która traci miłość i partnera. Film jednak nie stara się opowiadać tego w przytłaczającej formie dramatu, który będzie przygniatać widza ciężkimi emocjami, a raczej w sposób inteligentny i kontrolowany przez reżysera z wyjątkową precyzją, w lżejszym tonie komediodramatu, w którym nie brak miejsca na inteligentny humor naturalnie wypływający z historii. To chyba samo w sobie jest zaskoczeniem, bo można jednak w Polsce zrobić taki film, w którym równowaga pomiędzy humorem, czasem absurdem, a powagą może istnieć w balansie, który teoretycznie nie ma prawa się udać. Sprawdza się niespodziewanie dobrze w tej produkcji.
Konwencja opowiada o problemach pary aktorów i oparta jest na ich pracy w teatrze. To tutaj grają w różnych sztukach i otaczają ich barwne postacie, które dolewają oliwy do ognia. Andrzej Seweryn jako dyrektor teatru z wprawą wytrawnego komika pojawia się, by świetnie zamieszać w opowieści, a Andrzej Grabowski pozornie statystuje, by potem stać się kluczem do serca w odpowiednim momencie. A biorąc pod uwagę, że do tego wybrane sztuki korespondują z problemami prywatnymi głównych bohaterów, staje się to mądrze przemyślaną rozrywką, w której wszystko jest po coś, a zarazem nie jest to artystyczna zabawa dla samej zabawy. Znaczenie wszystkich niuansów i detali, a także roli, jaką mają odegrać, jest przystępne, czytelne i w żadnej mierze nie czuć czasem zwyczajowego dla kina artystycznego przekombinowania. Być może to jest taka oznaka tego, że powiedzenie „film dla ludzi” nie tyczy się czegoś komercyjnego i w jakimś stereotypie złego, a powinno dotyczyć wszystkiego, co jest tworzone, bo koniec końców – to widz ma obejrzeć i coś zaczerpnąć z ekranowej historii.
Łukasz Simlat oraz Agnieszka Dulęba-Kasza stanowią o sile Sezonów, bo perypetie tego duetu, pozornie zwyczajne, nabierają warstw wraz z rozwojem fabuły. Początkowo wydaje się to czytelne: on dobry, niewinny, a ona ta zła. Z czasem, gdy w naturalny sposób odkrywamy kolejne informacje o tym, co przyczyniło się do końca tego związku, nic już nie jest takie czarno-białe. Emocje płynące z obojga decydują o tym, jak bardzo ta historia angażuje. Jednak jest taka scena – zaledwie kilkuminutowa – która staje się istnym majstersztykiem i punktem przełomowym. Gęsta atmosfera, napięcie, jakiego w życiu bym się nie spodziewał po takim filmie i tak autentycznie przytłaczające emocje, że trudno nie patrzeć z podziwem. Ekranowi aktorzy grają sztukę, ale poprzez ich fikcyjne kreacje i dialogi poruszane są problemy prywatne, które w sposób mocny uderzają w serce. To była pierwsza wielka niespodzianka podczas seansu, a gdy reżyser idzie dalej, nadal świetnie równoważąc tego typu emocje, z lekkością i humorem, pozostawia ze świadomością niebywale udanego doświadczenia.
Na pewno film Sezony nie jest dla każdego, ponieważ jako komediodramat nie opiera się na prostocie, przaśności czy braku wyczucia. Tutaj jest wszystko przemyślane tak, aby wychodziło z fabuły organicznie i nadawało charakteru całej produkcji. Kwestia aktorów w teatrze jest czymś, co może potencjalnych widzów odstraszyć, ale byłaby to krzywda dla tak dobrego filmu, bo to tylko punkt wyjścia dla dobrze opowiedzianej historii z sensem. Czasem odczuwałem pewne zgrzyty w tempie prowadzenia narracji, które troszkę wybijały z rytmu i jakby nie pozwalały na płynne dojście do kulminacji, ale wydaje się to drobiazgiem. A poza tym? Mamy historię o rozpadzie małżeństwa w polskim kinie opowiedzianą nie w sposób przytłaczający i przygnębiający, ale z humorem i pozostawiający widza z nadzieją. Jednak da się w Polsce opowiedzieć niegłupią historię w taki bardziej pozytywny sposób.
Recenzja pierwotnie została opublikowana 28 września 2024 roku podczas festiwalu w Gdyni. Podbiliśmy ją na stronę główną z okazji premiery w kinach.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1996, kończy 28 lat
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1948, kończy 76 lat
ur. 1937, kończy 87 lat
ur. 1982, kończy 42 lat