Shameless – Niepokorni: sezon 7, odcinek 7 – recenzja
Mimo iż Shameless jest już bliżej finału, wciąż nie przyśpiesza tempa. Wygląda jednak na to, że bohaterowie w końcu znaleźli cel, do którego będą zmierzać do zakończenia sezonu.
Mimo iż Shameless jest już bliżej finału, wciąż nie przyśpiesza tempa. Wygląda jednak na to, że bohaterowie w końcu znaleźli cel, do którego będą zmierzać do zakończenia sezonu.
A przynajmniej część z nich. O ile łatwo przewidzieć, czym będą zajmowali się Fiona, Lip czy Ian, to perypetie Franka nie podążają żadnym szlakiem. Na początku wydawało się, że będzie toczył wojny z dziećmi, potem zarządzał schroniskiem i ewentualnie szukał zemsty na jego członkach. W You'll Never Ever Get A Chicken in Your Whole Entire Life scenarzyści wymyślili mu ciekawsze zajęcie, ale o tym za chwilę.
Fiona kupiła sobie pralnię i jest dokładnie tak, jak można się było tego spodziewać – zupełnie nie radzi sobie w jej zarządzaniu. Oczywiście stała się właścicielką zakładu przynoszącego straty i będącego w ruinie. Remonty pochłoną mnóstwo pieniędzy, ale to widzowie wiedzieli już wcześniej. Najgorszy w tej historii jest fakt, że człowiek już ma nadzieję, że dziewczyna zrozumiała swój błąd i wycofuje się z transakcji (co ułatwia chora na Alzhaimera starsza właścicielka), lecz niestety planuje coś innego. Oby tylko nie to, co myślę (chociaż szanse, że się mylę są niewielkie) – wyremontowanie pralni za pieniądze zapominalskiej staruszki.
Na szczęście do formy wraca wspomniany wcześniej Frank. Pierwszy odcinek po opuszczeniu schroniska i od razu tę postać ogląda się tak dobrze jak na początku sezonu. Pomoc, której udzielił Liamowi, jest nieoceniona. Nie wiem, jaki Gallagher senior miał w tym interes, bo trochę nie pasuje do niego przejmowanie się edukacją swoich dzieci (może po prostu chciał pomóc synowi, który jako jedyny jeszcze go szanuje), ale jego obecność w prywatnej szkole to kolejny popis krasomówstwa. Już nie mogę się doczekać reakcji reszty rodziny na fakt, że najmłodszy brat będzie uczęszczał do drogiej szkoły prywatnej. Scenarzyści nie mogą tego zepsuć. Warto też w tym miejscu odnotować zwiększenie roli Liama. Niby od początku sezonu jest go więcej, lecz teraz – po (chwilowym?) odejściu Carla – może dostać jeszcze więcej czasu, przynajmniej tak to wygląda w You'll Never Ever Get A Chicken in Your Whole Entire Life.
Tymczasem najmądrzejszy z Gallagherów – Lip – dostaje kolejną szansę od życia i ponownie nie docenia tego prezentu. Bohater prowadzi dość destrukcyjne życie i stara się jak może, by mu nie wyszło. Nie rozumiem tej jego upartości, najpierw przyjmuje bezpłatny staż, bo to pozwoliłoby mu w przyszłości znaleźć nieźle płatną pracę, ale gdy jest szansa na powrót na studia – których skończenie pozwoli na znalezienie zajęcia bardzo opłacalnego pod względem finansowym – odrzuca ją. Pewnie Lip i tak w końcu da się namówić na wzięcie udziału w przesłuchaniu, tylko po co te opory? Do tego jego luźna relacja oparta na seksie chyba właśnie zamieniła się w coś poważniejszego i to w odcinku po rozmowie, w której został zapewniony o utrzymywaniu luźnych kontaktów. Mało tego – Gallagher sam do tego doprowadził.
Bez zaskoczeń u Debbie – wciąż jest irytująca, ale na szczęście nie aż tak bardzo jak poprzednio. Mam nadzieję, że Neil zagości w serialu na dłużej, bo dzięki jego prawdomówności łatwiej znosi się zachowanie dziewczyny. Widać było po bohaterce, jak bardzo się stresuje całym dniem i wizytą urzędniczki z Departamentu ds. Dzieci i Rodzin. Właściwie to tylko podczas rozmowy z Fioną Debbie oglądało się od tej najgorszej strony. Spodziewałem się zakopania topora wojennego po wyrażeniu przez starszą siostrę zgody na ślub, ale widocznie było to tylko chwilowe. Wciąż czekam na polepszenie stosunków tych postaci i na Debbie, która przyznaje się do błędu, godząc się z Fioną.
Najzabawniejsze sytuacje z siódmego odcinka mają miejsce u Iana. On i Trevor rozwiązali swój problem z seksem. Wymyślili sprawiedliwe rozwiązanie oraz w zasadzie jedyne logiczne. Na szczęście sytuacja nie zakończyła się żadnym dramatem – między chłopakami jest chemia. Warto jeszcze przywołać scenę z Lipem. Niby była sztampowa, lecz mimo wszystko stanowiła plus tej odsłony. Chciałbym zobaczyć Kevina poznającego Trevora, bo na pewno podobna sytuacja w wydaniu Balla miałaby większy potencjał komediowy.
A co do Kevina i jego żon – doszło do niespodziewanego rozwiązania problemu z Yvonem. Nie wiadomo, co się z nim stało (nie wierzę w jego zabójstwo) i bardzo dobrze. Jest szansa, że postać wróci, a nawet jeśli nie, to wciąż widzowie otrzymają wątek, który będzie motywował dalszą akcje u tej trójki bohaterów. W zasadzie to właśnie u nich najbardziej odczuwa się postęp sezonu – to wynik częstej zmiany wątków, bo przecież mieliśmy już pomysł z problemami finansowymi baru, ojca-męża, usługi sprzątające dom, adopcje dzieci czy konflikt Veronica–Fiona. U Ballów cały czas coś się dzieje, a do tego w tym wątku jest Kevin – obecnie najzabawniejsza postać tej produkcji.
Shameless ogląda się w tym tygodniu dobrze. Bez szału, bo bywało lepiej, lecz przyjemniej niż ostatnio. Wpływ na to miało rozruszanie trochę postaci Franka oraz trójkąta Kevin–Veronica–Svetlana. Debbie też bardzo nie irytowała. Teraz tylko scenarzyści muszą jakoś rozruszać Fionę (a może usunąć ją w cień?) oraz Lipa. Powrót na uczelnię nie byłby taki zły w przypadku tego bohatera. Przed widzami jeszcze parę odcinków w tym sezonie, więc na podsumowanie przyjdzie jeszcze pora. Najważniejszym celem na dzisiaj dla scenarzystów powinien być powrót do poziomu z początku 7. serii, a najlepiej z początku serialu w ogóle.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Mateusz TutkaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat