Shameless – Niepokorni: sezon 7, odcinek 9 – recenzja
W dziewiątym odcinku Shameless widzowie zobaczyli powrót jednej z najbardziej niestabilnych mentalnie postaci tego serialu. Scenarzyści dali również oglądającym nadzieję na powrót jednej z najbardziej lubianych postaci. Czyżby zapowiadał się wybuchowy finał 7. sezonu? A może twórcy po prostu świadomie tworzą z wielkiej chmury mały deszcz, by przykuć uwagę widza?
W dziewiątym odcinku Shameless widzowie zobaczyli powrót jednej z najbardziej niestabilnych mentalnie postaci tego serialu. Scenarzyści dali również oglądającym nadzieję na powrót jednej z najbardziej lubianych postaci. Czyżby zapowiadał się wybuchowy finał 7. sezonu? A może twórcy po prostu świadomie tworzą z wielkiej chmury mały deszcz, by przykuć uwagę widza?
Póki co faktem jest, że do życia Gallagherów powróciła Monica, bez względu na to, czy tego chcą czy nie. A raczej tego nie chcą i to łącznie z Frankiem. Powrót matki już od początku sugeruje nadejście wielkiej burzy. I – poza jedną sceną – na razie skupia się na obserwacji i komentowaniu rzeczywistości. Nie ma jednak po seansie tego odcinka żadnych wątpliwości – Monica znów namiesza, więc kolejne epizody zyskają na atrakcyjności.
Zacznę od największego rozczarowania Ouroboros – Lipa. Już wcześniej miałem wątpliwości, czy alkoholizm to ciekawa ścieżka fabularna dla tej postaci, teraz dostaję jedynie potwierdzenie, że nie. Jego problem zamienia tę postać w typowego dobrego gościa, który się stacza. On nawet nie próbuje walczyć z nałogiem, a przecież jeszcze w poprzednim odcinku, podczas przesłuchania komisji, wydawał się trzeźwo patrzeć na to, co może się stać, gdy zabraknie mu celu w życiu. Niestawienie się na rozmowę kwalifikacyjną to głupota ze strony chłopaka (choć trzeba przyznać, że godzina do najrozsądniejszych nie należała), jeszcze niedawno o płatną pracę na przyszłościowym stanowisku Lip walczyłby z całych sił. Obecnie tylko ugania się za dziewczyną, choć na początku nie chciał niczego poważnego. Brakuje mi w tym wątku podkreślenia inteligencji bohatera, bo teraz to już niczym specjalnym on się nie wyróżnia, ot jedna z wielu postaci, ile już razy w fabułach różnej maści ponadprzeciętny gość upadał na samo dno? Pewnie wiele razy. Wiele razy również było to przedstawiane mniej schematycznie niż tutaj.
Znacznie lepiej przy Lipie wypada wątek „naturalnego” alkoholika w Shameless – Franka. Widać, że powrót dawnej miłości go nie cieszy i walczy ze sobą, by znów nie ulec jej urokowi. Dobrze się ogląda takiego Gallaghera, William H. Macy naprawdę odwala kawał bardzo dobrej roboty. Jedną z najlepszych scen odcinka była rozmowa Fiony i Franka, w której ojciec tłumaczył córce, dlaczego zajmuje się Ettą. Naprawdę dało się uwierzyć, że senior rodu chce się poprawić, chociaż poddanie się Monice było tylko kwestią czasu. Mimo wszystko trochę obawiam się powrotu bardziej rozrywkowego Franka, ten stonowany i cichszy był miłym urozmaiceniem fabuły.
Jednak do tej pory powrót matki najbardziej przysłużył się Debbie. Jej dziecko zostało odbite w sposób iście Gallagherowski, ale rozczarowała mnie postawa młodej dziewczyny. Niby w poprzednim odcinku obiecała ostrą walkę o córkę, lecz jedyne co zrobiła to protest na trawniku. Trochę to śmieszne, że pomimo napadu Moniki na dom, nie odebrano matce Franny, tutaj jednak nie było dobrego rozwiązania sytuacji (wybór między młotem a kowadłem), więc scenarzyści wybrali bezpieczny status quo. Śmieszniejsza (w negatywnym sensie) jest relacja Debbie z Fioną. W ogóle nie rozumiem stosunków panujących między nimi, raz nie mogą wytrzymać 5 sekund bez kłótni, a raz się jako tako wspierają, jedynym wytłumaczeniem na to może być tylko rodzinna więź łącząca bohaterki i chyba lepiej zaakceptować ten stan rzeczy.
Najstarsza siostra Gallagher również w tym epizodzie nie zachowywała się zbyt inteligentnie. Pralnia dziewczyny dostała tylko jedną negatywną opinię, do tego wystawiła ją jakaś nastolatka. Zamiast zastanowić się, dlaczego słaba ocena została wystawiona, wszyscy uznali recenzentkę za trolla. Co sensu raczej nie miało, gdyż – jak było zaznaczone – była to jedyna negatywna opinia tej osoby zamieszczona na internecie (a raczej na pewnym portalu internetowym reklamowanym przez Shameless w tym odcinku). Za to nauczka jaką wymierzyła Fiona bardziej pasowałaby rozkapryszonej nastolatce pokroju Debbie, niż dorosłej kobiecie starającej się prowadzić poważny biznes. Słabo też rozwiązano wątek zakładu z Lipem. W ogóle nie odczułem, że Monica jakoś specjalnie naprzykrzyła się córce, a Fiona uznała, iż tak się stało, choć niby miała być taka odporna na zagrywki matki.
Nie zawiódł za to wątek Kevina i jego żon. Ball zyskuje odrobinę głębi w tym sezonie. W poprzednim odcinku coś sobie uświadomił, a teraz podąża ścieżką wątpliwości. Na szczęście scenarzyści nie zapominają o komediowych aspektach tej trójki, świetna scena podczas terapii dla trójkątów (Kevin był po prostu fenomenalny). Wydaje się, że scenarzyści będą teraz próbowali rozdzielić ten niezwykły związek. Po takim odcinku jak ten zaczynam mieć wątpliwości, czy to aby na pewno dobry pomysł. Lana jednak coś kryje, Od dawna zresztą należy do czołówki najbardziej tajemniczych postaci Shameless.
Na koniec specjalnie zostawiłem Iana, bo to bohater, którego wątek dostarczył najgorszej i najlepszej sceny w Ouroboros. Najgorsza to ta z Trevorem i Monicą. Oprócz tego, że matka Gallaghera była zupełnie niepotrzebna w tamtym momencie, to właściwie robiła tylko za tło. Poza tym dlaczego najpierw Ian umawia się na spotkanie z rodzicielką, a potem nagle bez przyczyny wyżywa się na niej i zostawia? Głupio też zachował się wobec Trevora – podczas kłótni pod lokalem miałem wrażenie, że chce się z nim kłócić jakby transseksualista był Mickeyem. Zapomniał jednak, iż nie wszyscy są tacy jak Milkovich. A jeżeli już przy tej postaci jestem, to muszę przyznać – zakończenie odcinka zaskoczyło mnie, gdyż na szczęście ominął mnie news o powrocie Noela Fishera do Shameless. Takie niespodzianki świetnie zapadają w pamięć i dlatego to był najlepszy fragment Ouroboros. Byle tylko scenarzyści tym razem sprostali zadaniu – ostatnia wspólna scena duetu Ian-Mickey nie wypadła zbyt dobrze.
Do zakończenia 7. sezonu zostało naprawdę niewiele, a twórcy zaczynają wyciągać swoje największe działa. Monica powróciła w dobrym stylu, choć nie zdążyła pokazać tego, co w niej najlepsze (a z punktu widzenia bohaterów: najgorsze). Uwaga większości fanów i tak skupi się teraz na wątku Iana. Z marketingowego punktu widzenia, spotkanie najbardziej lubianej pary w serialu, będzie strzałem w dziesiątkę. Przed scenarzystami trudne zadanie – sprostanie niezwykle wysokim oczekiwaniom zagorzałych fanów.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Mateusz TutkaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat