Patryk Vega na chwilę postanowił odejść od historii, którymi karmi swoich fanów od lat, czyli brutalnych gangsterskich wersji świata naszpikowanych często nietrafionymi dowcipami i karykaturalnymi bohaterami. Tym razem do tematu handlu ludźmi podszedł na serio. Jak w jednej ze scen informuje nas kobieta zaangażowana w ten proceder, każdego roku sprzedawanych jest 1,5 miliona dzieci, a 300 milionów ludzi na świecie to niewolnicy. To dobrze prosperujący biznes, który dorównuje handlowi bronią i biznesowi narkotykowemu. Akcja Small World rozpoczyna się, gdy z jednego z przygranicznych miasteczek uprowadzona zostaje czteroletnia dziewczynka, Ola. Matce (Marieta Żukowska) dość szybko udaje się ustalić, że za porwaniem stoją Rosjanie, którzy będą starali się jak najszybciej wywieźć dziewczynkę z kraju. Kobieta wpada na trop, jest bliska zatrzymania ich i odzyskania córki. Niestety, plan ten zostaje pokrzyżowany przez nadgorliwego funkcjonariusza drogówki, Roberta (Piotr Adamczyk), który zatrzymuje ją za przekroczenie prędkości i nie wierzy w opowieść o porwaniu. A gdy już to robi, jest za późno. Na ich oczach furgonetka przekracza polsko-rosyjską granicę, gdzie jurysdykcja polskiego wymiaru sprawiedliwości nie sięga. Ten dramat sprawia, że policjant postanawia wstąpić do Interpolu, by wykorzystać ich kontakty i ruszyć w pogoń po całej Europie. A nie jest to droga łatwa. W przeciwieństwie do większości filmów Vegi Small World ma ciekawą i spójną historię. Nie jest ona nafaszerowana anegdotkami czy śmiesznymi przerywnikami. Fabuła jest prowadzana na poważnie, a reżyser skupia się na rozwoju swoich bohaterów. Mijający czas i rzeczy, których oboje są świadkami, mają na nich bardzo duży wpływ. Najlepiej widać to po postaci Roberta, który z biegiem lat staje się cieniem samego siebie i coraz częściej powątpiewa w swoje intencje. Zaczyna zdawać sobie sprawę, że im dłużej zajmuje się tematem dziecięcej pornografii i próbuje wczuć się w rolę zboczeńców, których tropi, tym bardziej  się do nich upodabnia. Vega dawno nie wchodził tak głęboko w psychikę swoich bohaterów, zazwyczaj tylko prześlizgiwał się po temacie. Akcja Small World dzieje się na przestrzeni 14 lat i rozgrywa się w kilku krajach na całym globie. W ten sposób reżyser stara się nam pokazać, jak rozległy jest to biznes. On nie zna granic. Zwłaszcza w obecnych czasach, gdy człowieka można kupić i sprzedać jak bydło za pomocą internetu. Świat prezentowany przez Vegę jest obrzydliwy, ale też bardzo realny. W Pętli czy Botoksie trudno było uwierzyć w niektóre wątki, a Small World jest bardzo realistyczny. Historia od pierwszych minut angażuje, a widz w pewnym momencie zaczyna nawet kibicować głównemu bohaterowi, choć podskórnie czuje, że sprawa jest z góry przegrana. Nadzieja jednak umiera ostatnia.
materiały prasowe
Film w 95% został nagrany w języku angielskim. Muszę przyznać, że polscy aktorzy, na czele z Adamczykiem, radzą sobie bardzo dobrze. Ich dialogi nie są sztywne, akcent powoli zaczyna znikać, co ma pokazać progres na przestrzeni lat u Roberta, który, by spełnić swoją misję, musiał stać się poliglotą. Aktor wykonał powierzone zadanie bardzo dobrze. Zaskoczeniem jest też Julia Wieniawa, która w przeciwieństwie do Kobiet mafii trzyma swoje emocje na wodzy i nie daje się nadmiernie ponieść. Small World jest jak na razie najdojrzalszym filmem Vegi – spośród wszystkich tych, które zaserwował nam przez ostatnie 10 lat. Reżyser udowodnił tym samym, że potrafi wyjść ze swojej strefy komfortu i nakręcić film na poważny temat, bez uciekania w przaśny humor. Mamy tu też jedną z najciekawszych ról Adamczyka w rodzimym kinie. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj