Son of Zorn: sezon 1, odcinek 6 – recenzja
A Tale of Two Zorns z pewnością można potraktować jako najdziwniejszy odcinek tego serialu. Niestety, ale w złym tego słowa znaczeniu.
A Tale of Two Zorns z pewnością można potraktować jako najdziwniejszy odcinek tego serialu. Niestety, ale w złym tego słowa znaczeniu.
Zorn do realizowania swoich celów korzysta z pomocy... drugiego Zorna. A dokładniej jego zmechanizowanej wersji, która miała zastąpić go w pracy, aby ten mógł spędzić więcej czasu ze swoim synem. Wydawało się, że będzie to świetny motyw na cały epizod, gdzie nie zabraknie dynamicznych scen i wątków. Dostaliśmy przecież dwóch Zornów, zatem był to dobry moment na eksperymenty i szersze przedstawienie historii Zephyrian. Niestety, ale poszło to w bardzo złą stronę i całość okazała się pusta jak zephyriański kielich po długiej wieczerzy.
Tym razem scenariusz okazał się najgorszym elementem odcinka. Wydawał się być niekompletny, jakby bez większego znaczenia dla całej historii, która w ostatnich odcinkach była tak dobrze rozwijana. A Tale of Two Zorns kieruje przesłanie, że najlepszym sposobem na problemy jest skorzystanie z pomocy swojego mechanicznego klona, który odwali za Ciebie część roboty. Jeżeli Twój syn spędza za dużo czasu z gachem Twojej byłej żony, a musisz iść do pracy, to skorzystaj z usług robota, który wygląda jak Ty. Powiedziałbym, że to fantastyczny pomysł, ale obawiam się, że ktoś nie wyłapie ironii. Zmiana scenarzysty nie wpłynęła korzystnie na serial, a drugim grzechem po scenariuszu jest humor. Kiepski, infantylny i bez polotu.
Tak jak wspomniałem, Zorn przez większość odcinka jest zdenerwowany faktem, że jego syn spędza z nim mniej czasu niż z Gregiem (co jest dziwne, biorąc pod uwagę piękny rodzinny moment, który wystąpił pod koniec ostatniego odcinka, ale to tylko taka dygresja). Dzieją się zatem rzeczy nudne i bez znaczenia. Polotu i finezji brakowało najbardziej, a tego stanu rzeczy nie poprawił nawet przybyły prosto z Zephyrii ptak (dostępny na każde wezwanie Zorna), który miał zrobić porządek z Gregiem. Brzmi nieciekawie? Tak też było na ekranie.
Może to zbyt duże wymagania względem jednego z najdziwniejszych seriali komediowych ostatnich lat, ale ostatnie odcinki stawiały wysoko poprzeczkę nie tylko pod względem humoru (ten działa jak sinusoida), ale też chwilami refleksji i wnioskami, które płynęły z dziejących się wydarzeń. Son of Zorn nosi ten tytuł nie bez przyczyny. Chcąc nie chcąc, mamy tu do czynienia z walką ojca o względy swojego syna, który musi to nie tylko znosić, ale także zmagać się z innością. Każdy epizod zawsze jednak coś wnosił do dalszego rozwoju serii, a końcówka każdego odcinka niosła za sobą jakieś podsumowanie i chwilę na przemyślenia. Tym razem jednak dostaliśmy historię z kapelusza, nieśmieszną i idiotyczną nawet jak na ten serial.
Całość została uratowana przez Edie i Lindę, które najlepiej poradziły sobie w tym odcinku. Obie połączyło zirytowanie osobą Zorna. Uczestniczą więc w libacji alkoholowej i uderzają czym popadnie w MegaZorna. Dają upust swojej frustracji i nawiązują więź, która miejmy nadzieję, będzie jeszcze kreować takie sceny i wątki. W ogólnym rozrachunku epizod A Tale of Two Zorns rozczarowuje i był zdecydowanym krokiem w niewłaściwym kierunku.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Michał KujawińskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat