Spellbreak - recenzja gry
Data premiery w Polsce: 3 września 2020Spellbreak wprowadza pewien powiew świeżości do gier battle royale, ale jest tu kilka elementów, które wymagają jeszcze poprawek.
Spellbreak wprowadza pewien powiew świeżości do gier battle royale, ale jest tu kilka elementów, które wymagają jeszcze poprawek.
Battle royale to gatunek stosunkowo młody, ale już teraz bardzo mocno wyeksploatowany. Ogromne sukcesy PlayerUnknown’s Battlegrounds i Fortnite sprawiły, że wielu deweloperów postanowiło spróbować swoich sił, tworząc własne produkcje opierające się na sieciowej walce o przetrwanie na dużej, otwartej przestrzeni. Na palcach jednej ręki można policzyć te tytuły, które nie były tylko prostymi kalkami dzieł PUBG Corporation i Epic Games, bo większość nie oferowała praktycznie żadnych unikalnych mechanik czy rozwiązań. Na tym tle wyróżnia się Spellbreak, które po długim czasie we wczesnym dostępie wreszcie doczekało się oficjalnej premiery na PC i konsolach PlayStation 4, Xbox One i Nintendo Switch.
Podstawowe założenia Spellbreak nikogo nie zaskoczą. Trafiamy na dużą mapę wraz z innymi graczami, poszukujemy wyposażenia oraz ulepszeń i staramy się pozostać przy życiu jak najdłużej. Deweloperzy zadbali jednak o pewien unikalny twist, dzięki czemu rozgrywka jest świeża i bawi. Tutaj nie korzystamy bowiem z broni białej ani palnej. Zamiast tego do naszej dyspozycji oddano rękawice nasycone magiczną mocą, dzięki którym możemy używać zaklęć. Te podzielono na 6 głównych grup: ogień, lód, wiatr, ziemię, błyskawice oraz truciznę. Każda z takich rękawic pozwala rzucać zarówno podstawowe czary ofensywne, takie jak kule ognia czy lodowe pociski, ale też i korzystać z nieco bardziej wymyślnych zdolności. Możemy na przykład stworzyć płonącą ścianę, wypuścić niewielką trąbę powietrzną lub chmurę toksyn, która zadaje obrażenia wszystkim w jej wnętrzu.
Magiczne battle royale
Największą siłą gry jest fakt, że umiejętności możemy łączyć ze sobą w ciekawe i zabójcze kombinacje. Trującą chmurę da się podpalić, wywołując tym samym potężny wybuch, a tornado można nasycić elektrycznością, zwiększając jego moc. Takich “kombosów” jest znacznie więcej, a ich odkrywanie zapewnia sporo frajdy. Do tego dochodzą też czary, które ułatwiają podróżowanie: mamy więc teleporty, szybowanie czy tworzenie lodowych ścieżek. Wszystko to daje wybuchową mieszankę, która mocno różni się od klasycznego biegania i strzelania do wszystkiego, co się rusza. Nie zabrakło też przedmiotów zwiększających statystyki, odnawiających pancerz i punkty życia - ot, gatunkowy standard.
Można jednak odnieść wrażenie, że coś nie do końca zagrało w balansie rozgrywki i pewne zdolności wydają się nieco zbyt potężne w zestawieniu z innymi czarami. Miotanie kamiennymi głazami ma ogromny zasięg i zadaje spore obrażenia na dużym obszarze, a gdy jeszcze podpalimy skałę w locie, to aż współczuje się oponentom.... Z drugiej strony wszystko jest kwestią znalezienia odpowiedniej kontry. Ogromny kamulec nie trafi przeciwnika, który do perfekcji opanował wszystkie mechaniki poruszania się i wykonywania błyskawicznych uników.
Sieciowe pojedynki są szybkie i trwają około 10-15 minut. Praktycznie cały czas coś się dzieje, przez co trudno się nudzić. Naprawdę mało jest momentów, w których przemierzalibyśmy mapę w zupełnym spokoju, bez obecności innych graczy. Nawet najlepsze i najbardziej dopracowane battle royale nie przyciągnie graczy na dłużej, jeśli nie będzie zawierać ciekawego systemu rozwoju i zdobywania przedmiotów kosmetycznych. Tutaj na ten moment jest… średnio i daleko temu do setek wspaniałych i niezwykle zróżnicowanych kostiumów z Fortnite. Mamy co prawda jakieś pasywne talenty, a także kostiumy, odznaki i inne drobnostki dostępne za wirtualną walutę, ale nie są one zbyt atrakcyjne i raczej nie utrzymają nikogo na dziesiątki czy nawet setki godzin. Możliwe, że z czasem ulegnie to zmianie i twórcy zadbają o jakąś ciekawszą, przysłowiową marchewkę na kiju.
Plusem jest natomiast fakt, że wszystkie postępy bez najmniejszych problemów przenoszą się między platformami. Zabawę da się rozpocząć na PC, PS4 lub Xboksie One, a następnie kontynuować ją na Nintendo Switch lub na odwrót. W ten sposób zachowamy poziom konta i zdobyte ulepszenia, stroje itp. Jest także opcja zabawy międzyplatformowej, co pozwala na grę z przyjaciółmi na innych konsolach.
Spellbreak: Breath of the Wild?
Do przedmiotów kosmetycznych w grze można się przyczepić, to do samej warstwy wizualnej już raczej nie. Spellbreak jest naprawdę ładne, chociaż na pierwszy rzut oka widać, że graficy mocno inspirowali się The Legend of Zelda: Breath of the Wild: to dokładnie ten sam kreskówkowy styl oprawy z bardzo wyrazistymi kolorami i podobnymi modelami postaci. Ba, nawet jeden strój z kapturem wygląda, jakby stworzył go ten sam krawiec, który ubierał Linka. Trudno jednak uznać za wadę fakt, że twórcy czerpali inspirację z jednej z najlepszych gier ostatnich lat.
Spellbreak ma solidne fundamenty, by stać się popularną grą battle royale. Rozgrywka jest rozbudowana i daje sporo satysfakcji, ale na ten moment trochę za mało elementów, które motywowałyby do dłuższej i regularnej gry. Jeśli studio Proletariat rozwinie system postępów, to będzie to produkcja, którą będzie się traktować jak poważnego konkurenta PUBG czy Fortnite.
Plusy:
+ świetna, klimatyczna oprawa graficzna;
+ satysfakcjonujący system magii i kombosów;
+ szybkie tempo rozgrywki;
+ międzyplatformowy multiplayer i system postępów.
Minusy:
- niezbyt przemyślany system rozwoju;
- przedmioty kosmetyczne nie zachęcają do dłuższej gry;
- pewne zdolności wydają się nie do końca zbalansowane.
Poznaj recenzenta
Paweł KrzystyniakDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat