Stargirl: sezon 1, odcinek 7 - recenzja
Stargirl znów pokazuje różne aspekty superbohaterskiego świata z innej perspektywy. Dzięki temu oferuje prawdopodobnie najlepszy odcinek tego serialu.
Stargirl znów pokazuje różne aspekty superbohaterskiego świata z innej perspektywy. Dzięki temu oferuje prawdopodobnie najlepszy odcinek tego serialu.
Stargirl operuje dość prostymi środkami, pozwalając sobie klarownie i bez przekombinowania osiągać wyznaczone cele. Weźmy za przykład samą Courtney - jej przesadną pewność siebie, wręcz arogancję, która może zakończyć się tragicznie. Lekceważy rady, głosy rozsądku i zachowuje się głupio jak... nastolatka. W tym momencie można w sumie mieć z tym problem, bo choć są to wręcz banalne środki służące do rozwoju postaci, twórcy być może zbytnio upraszczają sprawę, nie pozwalając na bardziej autentyczny wyraz problemu, z jakim Pat i Courtney muszą się zmierzyć. Nie nazwałbym tego infantylnością czy po prostu głupotą scenarzystów, bo jest to wyraźnie robione świadomie i w określonym celu. Po prostu nie do końca skrajności w rozwoju Courtney do mnie trafiają.
Odcinek jednak pozwala lepiej zrozumieć, dlaczego te wszystkie decyzje były potrzebne. Przesadną pewność siebie i arogancję temperują porażki, bo jak mawiał mistrz Yoda, to właśnie porażka jest najlepszym nauczycielem. Z tego też powodu mimo wszystko zaskakujący finał z prawie umierającą Courtney będzie procentować, bo bohaterka w końcu będzie musiała dojrzeć do bycia liderką JSA. Droga to wręcz bardzo komiksowa, czasem zbytnio oparta na skrajnościach, ale należycie osiąga ten cel.
To, co naprawdę może podobać się w Stargirl, to różne perspektywy na świat superbohaterów pokazywane przez pryzmat życia nastolatków. Mamy więc po trochu zabawę konceptem, który umożliwia przeobrażenie dyrektorki w członkinię grupy superzłoczyńców, a - w przypadku tego odcinka - pokazanie, że wredna dziewczyna rządząca szkołą ma tajemnicę i nagle mamy lekkie zerwanie ze stereotypem. Powiązanie Cindy z ISA jest pokazane niezwykle klimatycznie. Zauważyliście, jak atmosfera serialu zmienia się, gdy Cindy wraca do domu? Nie jest wesoło i kolorowo - obraz staje się lekko ciemniejszy, atmosfera jest poważniejsza, a "starciu" Cindy z macochą towarzyszy dziwnie zaskakujące napięcie. Cindy to tak naprawdę Shiv, córka Dragon Kinga z ISA, czyli kluczowego gracza w planie tych złych. Ma moce i tym samym można po tym odcinku uznać, że staje się ona kimś w rodzaju nemezis Stargirl. Szczególnie po tym, jak superbohaterka dostała od niej taki łomot. Do tego sam koncept buntowniczej nastolatki, która jest niezrównoważonym narzędziem chcącym miejsca przy stole grupy, która chce zmienić świat, potrafi dziwnie pozytywnie zaskoczyć. Ze słów Dragon Kinga wiem, że ona się nie nadaje i nawet pokonanie Stargirl tego nie zmieni, ale to pokazuje kolejne ciekawe spojrzenie na cały motyw dziedzictwa, który w tym odcinku jest bardziej rozwijany. Superzłoczyńcy nie chcą, aby ich dzieci poszły w ich ślady. Shiv wydaje się tutaj wyjątkiem.
Samo starcie Stargirl z Shiv na terenie szkoły zostało nakręcone z pomysłem i dobrym efekciarstwem. Z uwagi na to, że Shiv używa też pewnego rodzaju laski staje się czymś w rodzaju lustrzanego odbicia Courtney. Ten motyw objawia się w różnych momentach odcinka. Chociaż ich starcie pokazało, jak liczy się wyszkolenie i doświadczenie, to koniec końców było temu bliżej do remisu. Dostarcza to jednak komiksowej rozrywki, jakiej po tym serialu można oczekiwać. Nawet ten moment, gdy Pat w kluczowej scenie zwraca się do Stargirl imieniem Courtney (w końcu nie wie, co się wydarzyło, więc nie traktowałbym tego jako błąd), można założyć, że to rozkręci wydarzenia na kolejne odcinki.
Dyrektorka jest superzłoczyńcą, wredna dziewczyna również, a woźny to... superbohater? Już od początku sugerowano widzom, że ta postać nie jest przypadkowa i ma w sobie coś więcej. Ten odcinek idzie za ciosem - najpierw pokazano jego miecz, w między czasie sugerowano coś dialogami, a na końcu widzieliśmy jak ratuje Stargirl w kluczowym momencie. Komiksy DC dokładnie sugerują, kim jest ta postać i na pewno wielu widzów zaskoczy się, że jest ona inspirowana legendami arturiańskimi. Dzięki takim motywom Stargirl wciąga i zaskakuje, bo jakieś pozytywne niespodzianki czają się w najmniej oczekiwanym miejscu.
Stargirl bawi, emocjonuje i oferuje dobrą, lekką rozrywkę. Cliffhanger sprawia, że od razu obejrzałoby się dalszą część, bo widzimy, że historia powinna nabrać wiatru w żagle.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat