Station 19: sezon 1, odcinek 10 (finał sezonu) – recenzja
Finałowy odcinek sezonu nie rozczarowuje, ale jednocześnie nie jest czymś nadzwyczajnym. Jest poprawny i to raczej najlepsze określenie, jakim można podsumować ten sezon.
Finałowy odcinek sezonu nie rozczarowuje, ale jednocześnie nie jest czymś nadzwyczajnym. Jest poprawny i to raczej najlepsze określenie, jakim można podsumować ten sezon.
Od samego początku odcinka można wyczuć, że mamy do czynienia z końcem sezonu. Napięcie jest budowane stopniowo, w wolnym tempie, pozwala spokojnie zagłębić się w atmosferę serialu. Jest to niczym cisza przed burzą, która zbliża się nieuchronnie i ma zebrać swoje tragiczne żniwo. A ma co zbierać, bo na sam koniec serial nie szczędzi tragedii swoim bohaterom. I to jest jeden z tych elementów, które mimo że są ciekawe, to jednak potrafią rozczarować.
Odcinek rozpoczyna się od krótkiego wstępu, sugerującego, że strażak to nie bohater, ale zwykły człowiek i w sytuacji kryzysowej ratowanie jego życia stoi wyżej niż ofiary, której pomaga. Po tym monologu z góry wiadomo, że bohaterowie serialu zachowają się dokładnie na odwrót. Można bawić się w zgadywanki, która z postaci dokona bardziej bohaterskiego czynu, a może będzie to cała ekipa? Aby uzyskać odpowiedź, trzeba poczekać do drugiego aktu odcinka. Pierwsza połowa epizodu jest bardzo ekspozycyjna i podkłada grunt pod końcowe wydarzenia. Każdy z bohaterów dostaje własne “pięć minut” na domknięcie dotychczasowych wątków. Skutkuje to tym, że Ben Warren w końcu dostaje promocję na stałego członka ekipy, dowiadujemy się też kilka osobistych rzeczy na temat Mai Bishop, a Montgomery w końcu pozwala sobie na głębsze uczucia wobec jego nowego chłopaka itd. Ot takie małe osobiste osiągnięcia, które składają się na większy obrazek - życie zawodowe i osobiste strażaków nabiera pozytywnych kolorów i jest po prostu stabilne, bezpieczne i w pewnym stopniu szczęśliwe. Wydaje się, że nawet Andy radzi sobie z myślą, że może nie dostać awansu, a jej konflikt z ojcem przybiera wydźwięk raczej rodzinny niż zawodowy. Te wszystkie drobne sceny dają poczucie złudnego bezpieczeństwa. Mogą być postrzegane jako nudne, ale raczej należy je traktować jako nieco przydługi wstęp do akcji właściwej.
A ta następuje w drugiej części odcinka, choć również odpowiednio stopniowana. W mieście wybucha pożar w jednym z wieżowców. Do wezwania zgłasza się kilka zastępów straży pożarnej, w tym remiza 19 zostaje wezwana jako jedna z ostatnich. Strażacy zostają wpuszczeni do budynku i wszyscy podlegają rozkazom komendanta Ripleya. Jest to ten moment, kiedy serial zaczyna nabierać szybszego tempa, a nad bohaterami czyha niebezpieczeństwo zagrażające im życiu. I niestety tak trwa już do samego końca, a nawe jeszcze dłużej. Akcja ratunkowa, ciągnie się przez cały drugi i trzeci akt by ostatecznie zostawić swoich bohaterów w samym środku wydarzeń, a widzów z niewiedzą dotyczącą ich losów. Żeby nie było zbyt nudno, praktycznie każdej z postaci grozi bezpośrednie niebezpieczeństwo. Montgomery został poważnie zraniony odłamkiem szkła, a Warren, dosłownie stojąc nad nim, musi rozstrzygnąć dylemat - ratować strażaka czy ofiarę. Jack Gibson odgrywa bohatera i zamiast się ewakuować, decyduje się zamykać drzwi bezpieczeństwa na poszczególnych piętrach budynku. Tylko czekać, kiedy Andy Herrera sama ruszy mu ratunek, nie zważając na rozkazy przełożonego. Victoria z Mayą dwoją się i troją gdzieś na piętrze, gasząc żywy ogień wodą, tym samym walcząc ze strachem Mayi, a Dean Miller tkwi w zablokowanej windzie z umierającym człowiekiem. Na deser tego wszystkiego Pruitt Herrera ma zatrzymanie akcji serca i dr Bailey wraz z Ryanem walczą o jego życie. Dużo tego jak na jeden odcinek. Niestety z taką wiedzą na temat bohaterów jesteśmy pozostawieni do następnego sezonu. I moim zdaniem jest to jeden ze słabszych finałów, jaki można było przewidzieć na premierowy sezon serialu.
Nie chodzi wcale o to, że sama akcja była nudna, a wydarzenia mało wiarygodne. Wręcz przeciwnie, oglądało się je z zainteresowaniem i swoistego rodzaju prostą przyjemnością. Rzecz w tym, że były one na swój sposób wtórne i przewidywalne. Nie trzeba robić porównania do innych seriali o podobnej tematyce, ale samo Station 19 już wielokrotnie stawiało swoich strażaków w sytuacji śmiertelnego zagrożenia życia. I pod tym względem finał nie różni się to zbytnio od tego, co już wcześniej widzieliśmy. Może oprócz ostatecznego rozwiązania, na które trzeba czekać dłużej niż zwykle, choć samo to nie jest wystarczająco ekscytujące. Daje się odczuć, że scenarzyści chcieli wrzucić bardzo dużo rozmaitych wydarzeń do jednego worka, podkręcić poziom zagrożenia do granic możliwości. Niestety, przez to ciężko jest się skupić na tej jednej postaci i tylko jej kibicować. Uwaga widza jest rozproszona na wszystkich bohaterów, a każdy z nich ma swoje własne problemy. Jest tego po prostu za dużo i w pewnym momencie przestaje spełniać to swoją funkcję. Zamiast dokładać napięcia, rozdrabnia je, a co gorsza - spłyca.
Nie udało się też uniknąć kilku schematów, które zazwyczaj pojawiają się w tego typu produkcjach. Ktoś zgrywa bohatera, ktoś musi złamać protokoły postępowania, by ratować członków załogi, ktoś stoi przed trudnym dylematem, a jeszcze ktoś inny umiera na oczach swoich przyjaciół. I może na ekranie to wygląda dobrze, ale kiedy odcinek się kończy, pozytywne wrażenia uciekają szybko, można nawet rzec, że zbyt szybko. Finałowy odcinek, tak samo zresztą jak cały sezon, jawi się po prostu jako poprawny. Jest to taka produkcja telewizyjna, która dostarcza krótkiej, umiarkowanej rozrywki, ale nie przewróci serialowego świata do góry nogami. Czy ma szanse utrzymać się tak długo jak Chirurdzy? Raczej nie w takiej formie jak teraz. Brakuje tutaj oryginalności, świeżości, czegoś więcej niż podręcznikowych rozwiązań. Przygoda ze Station 19 jest dobra na czas trwania epizodu, po jego zakończeniu natomiast, pozostawiamy historię, bohaterów i ich wątpliwości do następnego odcinka. I tak w koło.
Station 19 zakończył właśnie swój premierowy sezon. Czy był on dobry? Śmiało można powiedzieć, że jedynie poprawny. Wystarczający jednak, by dostać zamówienie na kolejny. W gruncie rzeczy to można być nawet z tego powodu zadowolonym. Przynajmniej dostaniemy zamknięcie ostatnich wydarzeń i dowiemy się, jak strażacy z remizy 19 przetrwali kolejną, zagrażającą ich życiu akcję. Nie taką pierwszą i zapewne nie taką ostatnią.
Poznaj recenzenta
Paulina WiśniewskaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat