Station 19: sezon 1, odcinek 9 – recenzja
Im bliżej końca tym serial coraz lepiej sobie radzi. Station 19 jest praktycznie na finiszu i wyraźnie czuć napięcie zbliżającego się finału. Bohaterowie popełniają też coraz więcej błędów, które mogą kosztować życie członków ich grupy.
Im bliżej końca tym serial coraz lepiej sobie radzi. Station 19 jest praktycznie na finiszu i wyraźnie czuć napięcie zbliżającego się finału. Bohaterowie popełniają też coraz więcej błędów, które mogą kosztować życie członków ich grupy.
Serial zbliża się wielkimi krokami do finału. Oznacza to, że pora, by niektóre wątki albo zostały już zamknięte, albo przynajmniej powinny zbliżać się do kulminacyjnego momentu. I tak też się dzieje i to w bardzo zadowalającym tempie. Przede wszystkim pęka bańka mydlana serialowego trójkąta miłosnego. Jack Gibson odkrywa związek, który łączy Andy z Rayanem i delikatnie mówiąc, nie przyjmuje tego najlepiej. I całe szczęście, bo to był jeden z najmniej interesujących elementów fabuły. Gdyby jeszcze dodano do tego swoistego rodzaju wyścig o względy Andy, wyjęty niczym z komedii romantycznej, zrobiłaby się z tego słabiutka opera mydlana. Jack ewidentnie ma problem z zachowaniem Andy, co zaostrza nie tylko ich wewnętrzną walkę o pozycję kapitana remizy, ale zakłóca także równowagę w grupie. I tak ta dwójka jest już wystarczająco oddzielona od reszty grupy. Zachwianie ich wzajemnego zaufania z łatwością może doprowadzić do dramatycznych wydarzeń, których zresztą powinniśmy spodziewać się w finałowym odcinku.
Z zaufaniem problemy ma też ojciec Andy, który od samego początku serialu ukrywał wszystkie najważniejsze rzeczy przed córką. Tym razem do całego kopczyka sekretów dorzuca brak poparcia dla Andy albo Jacka u komendanta Ripleya w ich trakcie ostatniej rozmowy. Kiedy ostatecznie decyduje się wyjawiać prawdę swojej córce, Andy bierze to bardzo osobiście. I to sprawia, że mam mieszane uczucia wobec takiej reakcji. Miło byłoby choć raz zobaczyć, że Andy ma trochę dystansu do siebie, ojca, ale przede wszystkim swojej pracy. Bardzo dychotomicznie pokazuje się nam też postaci Jacka i Andy, tworząc z nich całkowite przeciwieństwo, którego nijak nie można sobie poukładać na jednej, stałej linii. Mam wrażenie, że widzom zbyt usilnie sugeruje się, że powinni stanąć po stronie wyłącznie jednego z bohaterów, przy czym frywolnie manipuluje się naszymi decyzjami. W chwilach kiedy mamy nie lubić Jacka, jego postać zachowuje się bezmyślnie i działa na nerwy, a Andy rozpina skrzydła idealnego kapitana. I na odwrót. Nie ma tutaj odcieni szarości ani miejsca na interpretację. Wszystko jest czarno-białe. Może w tym wszystkim miałby rację Pruitt Herrera sugerując, że żadne z nich powinno dostać tę pozycję. I chyba coraz bardziej się też do tego skłaniam.
Pozostali bohaterowie radzą sobie wcale nie gorzej. Bardzo dużą rolę w odcinku dostaje postać Travisa, którego widzimy nie tylko na udanej randce z kucharzem, ale także w roli szefa prowadzącego akcję ratowniczą. Jego wystąpienie ogląda się doskonale w obu przypadkach. Swoją drogą miło jest zobaczyć, że chociaż jednemu ze strażaków bezproblemowo układa się życie miłosne. Jest on też bardzo często głosem rozsądku w grupie, który tak często się przydaje. Z kolei Victoria i Hughes dostają niezbyt angażujące sceny w odcinku. Niby obie są widoczne, niby obie mają coś do dodania pod względem fabuły, ale w dużej mierze są tą mało znaczące elementy. Zdecydowanie więcej do zrobienia miał Miller, któremu tym razem przypadło w udziale popełnianie błędów. I to tych brzemiennych w skutkach, które mogły skończyć się śmiercią jego kolegów z remizy. I mimo, że były one banalne, to popychają w dalszym ciągu postać Millera jest rozpisana w interesujący i ciekawy sposób.
I tu dochodzimy do najciekawszego elementu odcinka, czy do proceduralnej części serialu. Strażacy z remizy 19 dostali wezwanie do prostego, jakby się wydawało pożaru. Okazuje się jednak, że gdy dom jest szczelny niczym bunkier, to pożar staje się nad wyraz niebezpieczny. Zwłaszcza jeśli strażacy utkną w garażu, który jest chroniony nowoczesnymi zabezpieczeniami. W efekcie dostajemy grupę naszych bohaterów zamkniętych wewnątrz małego pomieszczenia nagrzewającego się niczym piekarnik. Jak zwykle takie usytuowanie sceny (mała przestrzeń, czyhające nad głową zagrożenie i presja czasu), daje możliwość by lepiej pokazać swoich bohaterów i panujące między nimi relacje. Sprawdziło się to doskonale i tym razem, a biorąc pod uwagę że zamknięci zostali Andy, Jack i Ryan to osiągnięto również przyjemny poziom komizmu sytuacyjnego. Dodatkowo realizacja akcji ratowniczej była odpowiednio emocjonująca, podszyt dawką sarkazmu, dramatu i przygody. Na sam koniec dostaliśmy elementy niczym z MacGyvera, ale na to można machnąć ręką. Jakoś przecież strażacy musieli się wydostać z garażu, oczywiście na ostatnią chwilę. Nie ma to jak dobry, domowej roboty wybuch, który przecież zawsze tak dobrze wychodzi na ekranie.
Odcinek sam w sobie był na dobrym poziomie. Interwencja strażaków i późniejsze ich kłopoty były interesującym zabiegiem fabularnym, z łatwością trzymającym widzów w napięciu. Po raz kolejny sprawdza się pomysł, by skupić się na jednej, dłuższej i dopracowanej akcji strażaków niż rozmieniać na drobne. Biorąc pod uwagę ostatnie dwa odcinki, śmiało można zacierać ręce na finałowy odcinek i oczekiwać samych serialowych dobroci.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Paulina WiśniewskaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1973, kończy 51 lat
ur. 1966, kończy 58 lat
ur. 1981, kończy 43 lat
ur. 1966, kończy 58 lat
ur. 1959, kończy 65 lat