Status 7 - recenzja komiksu
Data premiery w Polsce: 20 maja 2024Status 7 to na polskiej scenie cyberpunkowej dzieło absolutnie kultowe. I nie bez przyczyny. Duet Adler / Piątkowski serwował nam cyberpunk made in Poland, zanim stało się to modne.
Status 7 to na polskiej scenie cyberpunkowej dzieło absolutnie kultowe. I nie bez przyczyny. Duet Adler / Piątkowski serwował nam cyberpunk made in Poland, zanim stało się to modne.
W dodatku robił to na bazie i podbudowie absolutnej klasyki, z jednoczesnym wyrywaniem się poza ograny schemat. Status 7 zanurzony jest w cyberpunkowych kliszach – to na nich buduje całościową narrację. Z absolutnie rozpoznawalnych klocków składa świat przedstawiony, by... równolegle filtrować go przez polską mentalność i dodawać smaczki rodzimej mocarstwowości, którą w tak udatny sposób literacko serwował nam choćby Marcin Przybyłek w kultowym Gamedecu. Piątkowski buduje z tego, co znane, ale jednocześnie potrafi osadzić to w polskiej rzeczywistości, w rodzimej wizji przyszłości, która nie stara się upodabniać do zachodnich dzieł cyberpunkowego świata. Owszem, podtrzymuje ichniejsze założenia – bo nie da się zupełnie oderwać od kanonu, zakwestionować gatunkowych podwalin. Stara się w sposób obrazowy i plastyczny zwizualizować „cyberpunk po polsku”, osadzony w naszym sposobie patrzenia na świat. I co ważne – doskonale mu to wychodzi.
Wydanie zbiorcze zawiera dwa albumy – Brakeoff oraz Overload. I słusznie zauważa w przedmowie Jacek Dukaj, że z perspektywy młodej polskiej demokracji cały krytykowany zaciekle konsumpcjonizm i dominat wielkich korporacji, serwowane przez zachodni cyberpunk (co stało się wszak jego podwaliną ideową), były na naszym rodzimym gruncie zjawiskiem wręcz, paradoksalnie, pożądanym. Łaknienie zachodniego rozwoju gospodarczego i idących za tym możliwości było tożsame z naszym postkomunistycznym patrzeniem na świat, a więc stanowiło swoiste zaprzeczenie idei cyberpunku. I na takich podwalinach buduje Tobiasz Piątkowski swoje historie, z jednej strony pozostając wiernym zasadom gatunkowym, a z drugiej, szukając możliwości ekspresji polskiego punktu widzenia. I uzyskuje on efekt zaskakujący, bo z perspektywy rodzimego odbiorcy świat przedstawiony w komiksie może jawić się wręcz jako pożądana kraina obfitości. Przynajmniej tak mogła być postrzegana w okresie powstania i pierwszej edycji serii.
Obecnie zmieniona już optyka pozwala odczytywać przekaz z większym dystansem, a zarazem krytyką. Ale ówcześnie kolorowy świat – nasycony reklamami wszystkiego, co przez lata było dla naszych rodaków zakazane i stanowiło parafrazę gapienia się przez szybę na wnętrze cukierni – okazuje się na swój hedonistyczny sposób atrakcyjny. To wszystko osadza się na pokazie polskiego cwaniactwa i swoistej kreatywności w działaniu, bo sięganie po profity niekoniecznie musi wiązać się z ciężką pracą, a z pewnością skorelowane jest z adekwatnym dla potencjalnego profitu ryzykiem. Bohaterowie kuszeni niewyobrażalnym wręcz zyskiem są skłonni nagiąć bądź złamać zasady i czują się usprawiedliwieni w walce z niesprawiedliwym systemem, który jest taki właśnie, ponieważ nierówno obdzielił społeczeństwo. A ściśle – pozbawił ich większości profitów, oddając je innym. Co ważne, w świecie, w którym nasi bohaterowie funkcjonują, nie ma miejsca na lojalność, uczciwość czy wierność wobec pozostałych członków grupy, bo każdy gra tutaj pod siebie. A taki rys antybohatera całkiem dobrze wpisuje się zarówno w rodzimą mentalność biznesową okresu transformacji gospodarczej, jak i cyberpunkowy świat.
Pierwszy album – Brakeoff – mocno kojarzyć się może z powieścią Cyberpunk 2077: Bez przypadku Rafała Kosika, bo został zbudowany na podobnej konstrukcji fabularnej (spektakularna kradzież pewnego artefaktu z uzbrojonego konwoju). Drugi rozgrywa chyba nawet ciekawszą historię, w której uwypuklony został świat wielkich korpo i ich brutalnych struktur zarządzania. To opowieść z pewnego rodzaju pozytywnym przesłaniem – że walka z systemem, choć bolesna, krwawa i często naiwna, czasem daje owoce. I to tam, gdzie najmniej się ich spodziewamy. Wybrzmiewa też w nim silna krytyka ekstremizmu i próby siłowych, quasi-rewolucyjnych zmian społecznych, często optowanych przez ugrupowania skrajnie lewicowe, które wg autora przynoszą więcej szkody niż pożytku. Typowe dla lewicowej rewolty jest pożeranie własnych dzieci. Bolesne, ale prawdziwe, znamy to aż nadto z historii – i mówi to ktoś o poglądach mocno lewicujących.
W warstwie rysunku jest ostro, kanciasto, bezpardonowo. Z początku można mieć problem z przyswojeniem kreski, jeśli wykształciło się zmysł estetyczny na podwalinie amerykańskich trykociarzy lub – co gorsza – klasycznych, rozmiłowanych w realistycznym rysunku frankofonach. Jednak taka surowa kreska, jak u Roberta Adlera, dobrze wpasowuje się w estetykę gatunkową i z każdą komiksową stroną wchodzi lepiej. Zwłaszcza że rysownik – zadeklarowany miłośnik broni – poświęca wiele uwagi militarnym aspektom, zgrabnie odwzorowując modele w kolejnych kadrach. Smaczki dla zorientowanych w temacie. Osobiście – doceniam.
Już pierwsza plansza komiksu serwuje nam imponującą (ale mocno już przystającą do współczesnej) wizję stolicy, która w niczym nie ustępuje największym światowym metropoliom. Z wszystkimi tego zaletami i wadami. Dobrze radzi sobie Alder w sekwencjach walk, wybuchów czy pościgów. Nie lekceważy ogólnej kreacji tła, a wkomponowuje w poszczególne kadry rzeczywiste warszawskie lokacje, mocno ukierunkowujące ogólny odbiór komiksu i dostrojenie do przyjętej w fabule atmosfery cyberpunkowej przyszłości.
Status 7 to komiks bez dwóch zdań kultowy i bardzo dobrze, że ktoś (patrz: Nagle Comics) postanowił go wznowić i odświeżyć. Ponowna – po latach – lektura przynosi wiele frajdy, a perspektywa współczesnych czasów dodaje smaku interpretacyjnego. Jeśli jeszcze się z tym komiksem nie zetknęliście – zdecydowanie warto, bo to podwaliny polskiego cyberpunka, przynajmniej w komiksie. Jeśli znacie – pozwólcie sobie na odświeżenie i ponowne odczytanie przez pryzmat czasów obecnych i tego, co obserwuje się za oknem szklanych wieżowców. Wrażenia gwarantowane, choć wnioski niekoniecznie nasuną się pozytywne.
Poznaj recenzenta
Mariusz WojteczekDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat